9.15.
O rany! Chyba coś było w mikserze, np. Sunlicht, bo pomidory się pienią i trzykrotnie zwiększyły objętość. Poza tym pieczone ziemniaki miały być gotowe dziesięć minut temu, a są twarde jak kamień. Może podgrzać je w mikrofalówce? Aaaa aaaa… Zajrzałam do lodówki i tuńczyka nie ma. Co się stało z tuńczykiem?
9.30.
Bogu dzięki. Jude i Mark Darcy przyszli do kuchni, pomogli mi zrobić wielki omlet, rozgnietli niedopieczone pieczone ziemniaki i usmażyli je na patelni, i położyli na stole książkę kucharską, żeby wszyscy mogli zobaczyć na zdjęciach, jak wygląda tuńczyk z rusztu. Przynajmniej konfitury z pomarańczy będą dobre. Wyglądają fantastycznie. Tom powiedział, żebym nie zawracała sobie głowy Creme Anglais z Grand Marnier, po prostu wypijemy Grand Marnier.
10.00.
Bardzo smutna. Patrzyłam wyczekująco na gości, kiedy próbowali konfitury. Zapadło kłopotliwe milczenie.
– Co to jest, kochanie? – zapytał w końcu Tom. – Marmolada?
Przerażona, włożyłam łyżeczkę do ust. To była marmolada. Tak więc, dużym nakładem sił i środków, podałam gościom: niebieską zupę, omlet, marmoladę.
Jestem kompletnie do niczego. Kuchnia na poziomie Michelina? Nawet nie McDonalda. Nie sądziłam, że coś może przebić marmoladową katastrofę. Ledwo jednak sprzątnęłam ze stołu po tej okropnej kolacji, zadzwonił telefon. Na szczęście odebrałam go w sypialni. Był to tata.
– Jesteś sama? – zapytał.
– Nie. Są tu wszyscy. Jude i reszta. Bo co?
– Chciałem, żeby ktoś z tobą był, kiedy… Przykro mi, Bridget. Mam nie najlepszą wiadomość.
– Jaką?
– Twoja matka i Julio są poszukiwani przez policję.
2 w nocy.
Northamptonshire, w pojedynczym łóżku w pokoju gościnnym Alconburych. Uch! Zatkało mnie i musiałam usiąść, a tata powtarzał jak papuga:
– Bridget? Bridget? Bridget?
– Co się stało? – wydusiłam z siebie w końcu.
– No więc niestety – wciąż mam nadzieję, że twoja matka nie była tego świadoma – zdefraudowali ogromne pieniądze należące do dużej liczby osób, w tym do mnie i naszych najbliższych przyjaciół. Nie znamy jeszcze rozmiarów oszustwa, ale z tego, co mówi policja, jest niestety możliwe, że twoja matka będzie musiała spędzić dłuższy czas w więzieniu.
– O Boże! Więc dlatego pożyczyła ode mnie dwieście funtów i wyjechała do Portugalii!
– W tej chwili może już być znacznie dalej.
Wyobraziłam sobie swoją najbliższą przyszłość: Richard Finch wymyśla hasło „Ponownie wolna uwięziona” i każe mi przeprowadzić wywiad na żywo w więzieniu kobiecym Holloway, po czym staję się ponownie szukającą pracy.
– Co konkretnie zrobili?
– Podobno Julio, posługując się twoją matką jako… jako naganiaczką, wyłudził od Uny i Geoffreya, Nigela i Elizabeth i Malcolma i Elaine – (O Boże, to rodzice Marka Darcy'ego) – duże sumy pieniędzy, wiele tysięcy funtów, jako zaliczki na apartamenty typu „time-share” [14].
– A ty nic nie wiedziałeś?
– Nie. Widocznie trochę się jednak wstydzili, że robią interesy z wyperfumowanym padalcem, który przyprawił rogi jednemu z ich najstarszych przyjaciół, bo słowem mi o tym nie wspomnieli.
– I co się stało?
– Te apartamenty nigdy nie istniały. Twoja matka utopiła w nich całe nasze oszczędności i fundusz emerytalny. Zastawiła też dom, bo bardzo niemądrze pozwoliłem, aby akt własności był na nią. Jesteśmy zrujnowani i bezdomni, Bridget, a twoja matka zostanie okrzyknięta pospolitą przestępczynią.
I po tych słowach wybuchnął płaczem. Una podeszła do telefonu i powiedziała, że zrobi mu Ovaltinę. Oświadczyłam, że będę u nich za dwie godziny, na co odparła, żebym nie siadała za kierownicę, póki nie dojdę do siebie, na razie nic nie da się zrobić i mogę przyjechać rano. Odłożywszy słuchawkę, osunęłam się na podłogę, wściekła na siebie, że zostawiłam papierosy w pokoju. Zaraz jednak pojawiła się Jude z kieliszkiem Grand Mamier.
– Co się stało? – zapytała.
Wypiłam Grand Marnier duszkiem i powtórzyłam jej całą historię. Jude nie powiedziała ani słowa, tylko poszła po Marka Darcy'ego.
– To moja wina – powiedział, przeczesując dłońmi włosy. – Powinienem był wyrazić się jaśniej na tym lipcowym przyjęciu. Wiedziałem, że Julio coś kombinuje
– Skąd wiedziałeś?
– Podsłuchałem zza żywopłotu, jak rozmawiał ze swojej komórki. Gdybym się tylko domyślił, że wciąga w to moich rodziców… – Potrząsnął głową. – Teraz rzeczywiście sobie przypominam, że mama coś mi mówiła, ale dostaję szału na sam dźwięk słów „time-share”, więc pewnie kazałem jej być cicho. Gdzie jest teraz twoja matka?
– Nie wiem. W Portugalii? W Rio de Janeiro? U fryzjera?
Zaczął krążyć po pokoju, bombardując mnie pytaniami, jakbyśmy byli w sądzie. „Jakie kroki podjęto, aby ją znaleźć?” „Jakie sumy wchodzą w grę?” „W jaki sposób sprawa wyszła na jaw?” „Co robi policja?” „Kto o tym wie?” „Gdzie jest teraz twój ojciec?” „Chciałabyś do niego jechać?” „Pozwolisz, żebym cię zawiózł?” Muszę przyznać, że było to cholernie seksowne. Przyszła do nas Jude z kawą. Mark stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli jego szofer zawiezie nas do Grafton Underwood, i na ułamek sekundy ogarnęło mnie całkowicie nowe i nie znane uczucie wdzięczności dla mojej matki.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, było bardzo dramatycznie. Una i Geoffrey Alconbury oraz Brian i Mavis Enderby miotali się po całym domu, wszyscy płakali, a Mark Darcy chodził wielkimi krokami po pokoju z telefonem przy uchu. Było mi trochę wstyd, bo mimo okropności sytuacji rozkoszowałam się tym, że normalność została zawieszona, wszystko jest inaczej niż zwykle, i mogę wlewać w siebie sherry i pożerać kanapki z pastą łososiową, jakby było Boże Narodzenie. Czułam się dokładnie tak samo, jak kiedy babcia dostała schizofrenii, uciekła nago do sadu Husbands-Bosworthów i trzeba było zrobić obławę policyjną.
22 listopada, środa
55 kg (hura!), jedn. alkoholu 3, papierosy 27 (zupełnie zrozumiałe, gdy czyjaś matka jest pospolitą przestępczynią), kalorie 5671 (o rany, najwyraźniej odzyskałam apetyt), zdrapki 7 (altruistyczna próba odegrania zdefraudowanych przez mamę pieniędzy, chociaż, jeśli się zastanowić, chyba nie oddałabym poszkodowanym wszystkiego), wygrana 10 funtów, zysk 3 funty (od czegoś trzeba zacząć).
10 rano.
Z powrotem w domu, kompletnie nieżywa po bezsennej nocy. Na domiar złego muszę iść do pracy, gdzie oberwę za spóźnienie. Kiedy odjeżdżałam, tata był już w trochę lepszej formie: przechodził od dzikiej radości, że Julio okazał się kanalią, więc może mama wróci do niego i zaczną nowe życie, do głębokiej rozpaczy, że to nowe życie będzie polegało najeżdżeniu do niej do więzienia, i to środkami komunikacji publicznej. Mark Darcy wrócił do Londynu nad ranem. Nagrałam mu się na sekretarkę, że dziękuję za pomoc i w ogóle, ale dotąd nie oddzwonił. Nie mam do niego pretensji. Natasha ani żadna taka na pewno nie podałaby mu niebieskiej zupy i nie okazałaby się córką kryminalistki. Una i Geoffrey powiedzieli, żebym nie martwiła się o tatę, bo Brian i Mavis zostaną u nich jakiś czas i pomogą się nim opiekować. Swoją drogą, dlaczego wszyscy mówią „Una i Geoffrey”, nie „Geoffrey i Una”, ale „Malcolm i Elaine” i „Brian i Mavis”? A z drugiej strony, „Nigel i Audrey” Coles? Nikt by nigdy, przenigdy nie powiedział „Geoffrey i Una” i na odwrót, nikt by nigdy nie powiedział „Elaine i Malcolm”. Dlaczego tak jest? Łapię się na tym, że mimo woli wypróbowuję własne imię i wyobrażam sobie, jak Sharon albo Jude zanudza w przyszłości swoją córkę, paplając: „Znasz Bridget i Marka, kochanie. Mieszkają w wielkim domu w Holland Park i spędzają wszystkie wakacje na Karaibach”. To jest to. Bridget i Mark. Bridget i Mark Darcy. Państwo Darcy. Nie Mark i Bridget Darcy. Boże broń. Za nic w świecie. Nagle przeraziłam się, że myślę o Marku Darcym w tych kategoriach, jak przeraziła się Maria w Dźwiękach muzyki, myśląc o kapitanie von Trappie, i zapragnęłam pobiec do matki przełożonej, która zaśpiewa mi Climb Ev'ry Mountain.
Читать дальше
Конец ознакомительного отрывка
Купить книгу