– Włączę telewizor – powiedział Daniel, wykorzystując moje oszołomienie, aby zagarnąć pilota, i podszedł do grubych, typowo hotelowych zasłon. Chwilę później w pokoju zaległy kompletne ciemności, nie licząc migającego na ekranie krykieta. Daniel zapalił papierosa i zamówił przez telefon sześć puszek Fostera.
– Chcesz coś, Bridge? – zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. – Może herbatę z mleczkiem? Ja zapłacę.
Phi!
2 lipca, niedziela
55 kg (tak trzymać), jedn. alkoholu O, papierosy O, kalorie 995, zdrapki 0: idealnie.
7.45 rano.
Telefon mamy.
– Dzień dobry, kochanie. Wiesz co?
– Zaczekaj, przełączę się do drugiego pokoju – powiedziałam, zerkając nerwowo na Daniela. Odłączyłam telefon, na palcach przeszłam z sypialni do pokoju i podłączyłam się na nowo, aby stwierdzić, że mama cały czas mówiła, nie zauważając mojej nieobecności.
– …i co ty na to, kochanie?
– Nie wiem. Przenosiłam telefon do drugiego pokoju, jak ci powiedziałam.
– Ach, więc nic nie słyszałaś?
– Nie.
Na chwilę zapadła cisza.
– Dzień dobry, kochanie. Wiesz co?
Czasami mam wrażenie, że moja matka żyje w innej epoce. Na przykład, kiedy nagrywa mi się na sekretarkę, mówi tylko bardzo głośno i wyraźnie: „Tu matka Bridget Jones”.
– Halo? Dzień dobry, kochanie. Wiesz co? – powiedziała jeszcze raz.
– Co? – zapytałam z rezygnacją.
– Una i Geoffrey urządzają 29 lipca ogrodową maskaradę „Kokoty i księża”. Cudowny pomysł, prawda? „Kokoty i księża”! Wyobraź sobie!
Wolałam nie. Una Alconbury w botkach do pół uda, kabaretkach i gorsecie?! Organizowanie takiej imprezy przez sześćdziesięciolatków wydało mi się rzeczą nienaturalną i niewłaściwą.
– Byłoby super, gdybyście ty i… – niby nieśmiała, pełna napięcia pauza -…Daniel mogli przyjść. Wszyscy bardzo chcemy go poznać.
Zrobiło mi się słabo na myśl, że mój związek z Danielem miałby być rozbierany na intymne części pierwsze na lunchach northamptonshirskiej sekcji Lifeboatu.
– Nie sądzę, żeby Daniel…
W tym momencie krzesło, na którym się huśtałam, runęło z hukiem na podłogę. Kiedy podniosłam słuchawkę, mama nadal mówiła.
– To super. Podobno przyjdzie też Mark Darcy z jakąś dziewczyną, więc…
– Co się dzieje? – W drzwiach stał kompletnie nagi Daniel, – Kto dzwoni?
– Moja matka – bąknęłam z rozpaczą kącikiem ust.
– Dawaj – rozkazał, zabierając mi słuchawkę. Lubię, kiedy jest autorytatywny, nie będąc taki zły. – Pani Jones – powiedział swym najbardziej czarującym tonem – tu Daniel.
Zobaczyłam w wyobraźni, jak mama dostaje wypieków.
– To dość wczesna pora na telefon, zwłaszcza w niedzielę rano. Tak, zgadzam się, jest bardzo piękny dzień. Czym możemy pani służyć? Patrzył na mnie, kiedy mama trajkotała, a potem odwrócił się do słuchawki. – Z przyjemnością. Zapiszę to sobie w terminarzu i poszukam mojej koloratki. A teraz pozwoli pani, że wrócimy do łóżka. Do widzenia. Tak. Do widzenia – powiedział nie znoszącym sprzeciwu tonem i odłożył słuchawkę. – Widzisz? – zwrócił się do mnie, bardzo z siebie zadowolony. – Wystarczy trochę stanowczości.
22 lipca, sobota
55,5 kg (muszę zrzucić te pół kilo), jedn. alkoholu 2, papierosy 7, kalorie 1562. Strasznie się cieszę, że Daniel pojedzie ze mną w przyszłą sobotę na „Kokoty i księży”. Wreszcie nie będę musiała jechać do domu sama i tłumaczyć się przed lifeboatową inkwizycją, dlaczego nie mam chłopaka. Synoptycy zapowiadają cudowny, gorący dzień. Moglibyśmy zrobić z tego wyjazd weekendowy i przenocować w jakimś pubie (albo w hotelu bez telewizorów w pokojach). Cieszę się, że Daniel pozna tatę. Mam nadzieję, że się polubią.
2 w nocy.
Obudziłam się we łzach, bo znów przyśnił mi się ten koszmarny sen, że zdaję pisemną maturę z francuskiego i przerzucając strony testu odkrywam, że nie powtórzyłam materiału, a poza tym mam na sobie tylko fartuch z zajęć gospodarstwa domowego i rozpaczliwie usiłuję się nim owinąć, żeby panna Chignall nie zauważyła, że nie mam majtek. Oczekiwałam, że Daniel okaże mi odrobinę współczucia. Wiem, że to wszystko dlatego, że martwię się swoją karierą (to znaczy tym, że jej nie robię). Ale on tylko zapalił papierosa i poprosił, żebym powtórzyła mu fragment o fartuchu.
– Tobie to dobrze, masz dyplom cholernego Cambridge – wyjąkałam, pociągając nosem. – Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy spojrzałam na tablicę wyników, zobaczyłam mierny z francuskiego i zrozumiałam, że nie będę mogła studiować w Manchesterze. To całkowicie zmieniło bieg mojego życia.
– Powinnaś dziękować Bogu, Bridge – odparł, kładąc się na plecach i wydmuchując dym w sufit. – Wyszłabyś pewnie za jakiegoś nudnego ziemianina i przez resztę życia sprzątała boksy jego chartów. A poza tym… – zaczął się śmiać – to nic złego mieć dyplom z… z… – był już tak rozbawiony, że ledwo mówił -…z Bangor.
– Dosyć tego. Idę spać na kanapę – wrzasnęłam, wyskakując z łóżka.
– Hej, nie bądź taka, Bridge – powiedział, ciągnąc mnie z powrotem. – Wiesz, że uważam cię za… intelektualnego giganta. Musisz się tylko nauczyć interpretować sny.
– Więc co oznacza ten sen? – zapytałam smętnie. – Że zmarnowałam moje intelektualne możliwości?
– Niezupełnie.
– No to co?
– Fartuch bez majtek to zupełnie oczywisty symbol.
– Czego?
– Tego, że próżne ambicje intelektualne przesłaniają ci prawdziwe powołanie.
– A co nim jest?
– Gotowanie mi obiadów, skarbie – odparł, znów szalenie rozbawiony własnym dowcipem. – I chodzenie po moim mieszkaniu bez majtek.
28 lipca, piątek
`56 kg, (muszę jeszcze schudnąć przed jutrem), jedn. alkoholu l (bdb), papierosy 8, kalorie 345. Mmmm. Daniel był dziś wieczorem naprawdę uroczy i pomógł mi wybrać przebranie na „Kokoty i księży”. Podpowiadał mi różne kombinacje, które przymierzałam, a on je oceniał. Dosyć mu się podobałam jako skrzyżowanie księdza z kokotą, w koloratce, czarnym T-shircie i wykończonych czarną koronką pończochach samonośnych, ale ostatecznie, kiedy pochodziłam jakiś czas po mieszkaniu w obu strojach, zdecydował, że najlepsze będzie czarne koronkowe body od Marksa i Spencera, pończochy z paskiem, fartuszek a la francuska pokojówka zrobiony z dwóch chustek do nosa i kawałka wstążki, muszka i króliczy ogon z waty. To naprawdę miło z jego strony, że poświęcił mi tyle czasu. Czasem myślę, że w gruncie rzeczy jest bardzo troskliwy. Miał też dzisiaj wyjątkową ochotę na seks. Ooch, nie mogę się doczekać jutra.
29 lipca, sobota
55,5 kg (bdb), jedn. alkoholu 7, papierosy 8, kalorie 6245 (cholerna Una, Mark Darcy, Daniel, mama, wszyscy).
2 po południu.
W głowie się nie mieści. O pierwszej Daniel jeszcze spał i zaczynałam się denerwować, bo zaproszono nas na 2.30. W końcu obudziłam go z kubkiem kawy w ręku i powiedziałam:
– Chyba powinieneś wstać, bo mamy tam być o wpół do trzeciej.
– Gdzie? – zapytał.
– Na „Kokotach i księżach”.
– O rany. Posłuchaj, skarbie, właśnie sobie przypomniałem, że mam mnóstwo pracy. Naprawdę muszę zostać w domu.
Nie wierzyłam własnym uszom. Obiecał ze mną jechać. Każdy wie, że kiedy się z kimś jest, należy go wspierać moralnie na nudnych uroczystościach rodzinnych, a on uważa, że słowo „praca” zwalnia go jak zaklęcie ze wszystkich zobowiązań. Teraz znajomi Alconburych będą mnie przez cały czas wypytywać, czy mam chłopaka, i nikt nie uwierzy, że tak.
Читать дальше
Конец ознакомительного отрывка
Купить книгу