To stwierdzenie wywołało krótki smętny uśmiech na twarzy Matta.
– Co chciała mi pani powiedzieć? – zapytał, tym razem starając się być uprzejmy.
– Philip był w ubiegłym tygodniu we Włoszech – zaczęła, rozpinając czerwony, wełniany płaszcz i poluzowując apaszkę zawiązaną pod szyją. – Z tego, co powiedział, zorientowałam się, że myśli, że to pan stoi za zamachami bombowymi w sklepach „Bancrofta” i że pan zaplanował przejęcie Bancroft i S – ka. On się jednak myli.
– Miło jest słyszeć, że ktoś bierze pod uwagę taką ewentualność – odparł z sarkazmem Matt.
– Ja nie sądzę, że tak jest, ja to wiem. – Nie dodawał jej otuchy swoim zachowaniem i zdenerwowana, pragnąc, żeby jej uwierzył, zaczęła mówić szybko: – Posiadam duży pakiet akcji Bancroft i S – ka, a sześć miesięcy temu zadzwoniła do mnie Charlotta Bancroft, druga żona ojca Philipa. Zapytała, czy chciałabym mieć szansę odegrania się na Philipie za to, że rozwiódł się ze mną i wykluczył mnie z życia Meredith. Charlotta jest szefową Seaboard Industries na Florydzie – dodała bez związku.
Matt przypomniał sobie, że Meredith wspomniała o drugiej żonie swojego dziadka.
– Odziedziczyła tę firmę po mężu – powiedział niechętnie, wciągnięty w rozmowę.
– Tak i rozbudowała ją w potężny holding, skupiający wiele korporacji.
– I? – ponaglił, widząc, że się waha.
Caroline spojrzała na niego, próbując wysondować jego nastawienie do sprawy, ale wydawał się nieporuszony.
– A teraz – powiedziała – przygotowuje się do włączenia Bancroft i S – ka w stan swojego posiadania. Zapytała, czy poparłabym ją, gdyby zyskała wystarczającą ilość akcji, żeby zdobyć pakiet kontrolny. Ona nienawidzi Philipa, chociaż myśli, że nie wiem o tym i nie znam tego przyczyn.
– Jestem pewien, że dał jej tysiące powodów – powiedział z ironią, odwracając się, żeby włożyć marynarkę smokingu. Dzwonek do drzwi dzwonił nieustannie, a do sypialni docierały odgłosy rozmów gości zdejmujących okrycia w foyer.
– Nienawidzi Philipa – ciągnęła mimo wszystko – ponieważ chciała mieć właśnie Philipa, a nie jego ojca i zrobiła dokładnie wszystko, żeby zwabić go do swojego łóżka nawet wtedy, kiedy była już zaręczona z jego ojcem. Niezmiennie odtrącał ją, a pewnego dnia zrobił jeszcze coś więcej. Powiedział ojcu, Cirilowi, że ona jest zwykłą dziwką, która chce wyjść za niego, za Cirila, wyłącznie dla pieniędzy i która jednocześnie pcha się do łóżka jego, Philipa. To była prawda – powiedziała ze smutkiem – ale ojciec Philipa był w niej zakochany. Miał za złe Philipowi, że powiedział to, ale jednocześnie wierzył mu. Odwołał ślub z Charlotta, która była jego sekretarką. Musiała czekać dwa lata, zanim w końcu zdecydował się ją poślubić. Tak czy inaczej wtedy, kilka miesięcy temu, powiedziałam Charlotcie, że rozważę możliwość poparcia jej moimi akcjami, kiedy spróbuje przejąć firmę, ale po zastanowieniu zmieniłam zdanie. Philip jest głupcem, który potrafi rozwścieczyć, ale Charlotta to prawdziwe wcielenie zła. Ma serce z kamienia. Kilka tygodni temu zadzwoniła i powiedziała, że ktoś inny zaczął wykupywać duże ilości udziałów Bancroft i S – ka, co powoduje wzrost ich ceny.
Matt wiedział, że to jego działania były tego przyczyną, ale milczał, pozwalając jej kontynuować.
– Ogarnęła ją panika. Powiedziała, że dokona czegoś, co spowoduje, że wartość udziałów spadnie, i wtedy zrobi ostateczny krok. Zaraz potem usłyszałam o bombach podkładanych w sklepach Bancroft i S – ka i o tym, jak to zrujnowało ich świąteczną sprzedaż, a co za tym idzie, spowodowało spadek wartości akcji.
Opowiadając to, Caroline podsunęła Mattowi brakujący element łamigłówki i motyw dla tak pieczołowitego umieszczenia bomb, żeby zniszczyły one interesy firmy, ale nie same sklepy. Był to też motyw dla przejęcia dla zysku firmy, która źle rokowała jako krótkoterminowa inwestycja. Charlotta Bancroft miała motywy i nadwyżki pieniędzy, pozwalające na przejęcie zadłużonej korporacji i przeczekanie, aż Bancroft i S – ka stanie się znowu przynoszącą zyski firmą.
– Będzie pani musiała powiedzieć to wszystko policji – powiedział, kierując się w stronę telefonu stojącego przy biurku.
Skinęła głową.
– Wiem o tym. Czy to do nich pan teraz dzwoni?
– Nie. Dzwonię do człowieka o nazwisku Olsen, który ma kontakty z tutejszą policją. Pójdzie z panią tam jutro, żebyśmy mieli pewność, że nie zostanie pani potraktowana jako dziwaczka albo co gorsza, jako nowa podejrzana.
Caroline stała zaskoczona, obserwując, jak wykręcał zamiejscowy numer i rozkazywał Olsenowi natychmiastowy powrót do Chicago, pierwszym samolotem rano, a wszystko to po to, żeby ułatwić jej przebrnięcie trudnej sytuacji. Zrewidowała swoją wstępną opinię osądzającą go jako najbardziej nieprzystępnego człowieka, z jakim się zetknęła, i zdecydowała, że on po prostu rzeczywiście nie chce mieć nic do czynienia z nikim, kto nosi nazwisko Bancroft. Sądząc z chłodu brzmiącego w jego głosie, kiedy powiedział, że jest o krok od stania się byłym mężem Meredith, należało i ją zaliczyć do tego grona. Po odłożeniu słuchawki na bloczku leżącym przy telefonie napisał dwa numery i oderwał tę kartkę.
– To jest domowy telefon Olsena. Proszę zadzwonić do niego dzisiaj wieczorem i powiedzieć, gdzie ma się z panią spotkać. Drugi numer to mój telefon, na wypadek gdyby miała pani kłopoty.
Odwrócił się do niej. Wrogość, jaką okazywał wcześniej, zniknęła. W dalszym ciągu był wyniosły i najwyraźniej niechętny jakimkolwiek dalszym kontaktom z nią, ale przemógł się na tyle, żeby powiedzieć:
– Meredith mówiła, że grywała pani w filmach. Jest tu dzisiaj cała obsada „Upiora w operze” i sto pięćdziesiąt innych osób, w tym wiele prawdopodobnie znanych pani. Jeśli miałaby pani ochotę zostać na przyjęciu, mój ojciec przedstawi panią.
Kiedy przeszli do salonu, przyjęcie już nabierało tempa.
– Wolałabym nie być przedstawiana – powiedziała szybko. – Nie mam też ochoty na odnawianie znajomości ze starymi wyjadaczami chicagowskich kręgów towarzyskich. – Tu zawahała się, obserwując eleganckich kelnerów roznoszących tace z drinkami wśród kobiet we wspaniałych kreacjach i mężczyzn w smokingach. Ktoś grał na pianinie i łagodna muzyka mieszała się z odgłosami kulturalnych rozmów i wybuchów śmiechu. – Mimo wszystko jednak chętnie… chętnie zostałabym przez chwilę – zdecydowała z uśmiechem pełnym nagle wigoru, który sprawił, że wyglądała na trzydzieści pięć, a nie na pięćdziesiąt pięć lat. – Kiedyś tego typu przyjęcia były moim życiem… To mogłoby być zabawne, zostać tu, popatrzeć na to wszystko i znowu dziwić się, dlaczego kiedykolwiek uważałam, że one są takie cudowne.
– Proszę mi dać znać, jeśli pozna pani odpowiedź na to pytanie – powiedział tonem sugerującym, że jego obojętność na wszystko, co wokół, przewyższała nawet jej własną.
– Dlaczego wydaje pan przyjęcie, jeśli ich pan nie lubi? – zapytała, uśmiechając się niepewnie, znowu zaciekawiona tym dziwnym enigmatycznym mężczyzną, którego poślubiła jej córka.
– Pieniądze z jutrzejszego przedstawienia idą na cele charytatywne – wyjaśnił, wzruszając ramionami.
Matt poprowadził ją ku obrzeżom grupek gości, gdzie stała jego siostra zagłębiona w rozmowie ze Stuartem Whitmore'em, i przedstawił ją krótko jako Caroline Edwards. Odnotował, że coś zaczynało się dziać między Whitmore'em a jego siostrą, i pożałował, że ich sobie przedstawił. Ewentualne spotkania tych dwojga niepotrzebnie przypominały mu Meredith, a zwłaszcza to jedno popołudnie w jego sali konferencyjnej, kiedy to podała mu dłoń i przyrzekła, że mu zaufa. Ani tamtego dnia, ani też później, kiedy było to jeszcze bardziej ważne, nie była w stanie dotrzymać tej obietnicy. Działo się tak dlatego, że w obliczu takiej konieczności był dla niej w dalszym ciągu niezbyt dobrze wychowanym nikim. Parkera czy kogokolwiek innego z jej własnej klasy społecznej nigdy nie podejrzewałaby o terroryzm czy morderstwo. Była skłonna sypiać z nim, ale nic poza tym nie wchodziło w grę. Od początku zwlekała z podjęciem decyzji o zamieszkaniu z nim na stałe. Chętnie szła z nim do łóżka, ale kiedy przyszło do prawdziwego zdeklarowania się do życia z nim, do stania się jego żoną, na to nie mogła się zdobyć.
Читать дальше