Księżyc wyszedł zza chmury i znowu oświetlił wnętrze wieży. Helle znajdowała się właśnie na wysokości przedostatniego piętra i przebiegała przez kamienną podłogę do następnych schodów, kiedy nagle zauważyła jakąś postać.
Jednocześnie usłyszała głos Petera dobiegający z dołu.
– Helle? – szepnął. – Dlaczego tak pędzisz?
Niemal spadła na niego i musiał ją przytrzymać, żeby nie zrobiła sobie krzywdy.
– Co się stało, Helle?
– Nic – odpowiedziała zdyszana. – Wydaje mi się, że kogoś widziałam… A Christian został na górze! Sam!
– Co takiego zobaczyłaś?
– Mam wrażenie, że drzwi na przedostatnie piętro, skąd niedawno spadłam, są otwarte. Nie jestem pewna, ale myślę, że ktoś tam jest!
– Co ty mówisz? Przecież dopiero co je zamknięto.
Peter odsunął się od dziewczyny.
– Christian! – krzyknął ku górze. – Uważaj! Ktoś jest na przedostatnim piętrze!
Usłyszeli, jak Christian zatrzymał się wysoko na schodach. Peter wciągnął głęboko powietrze i zaczął wchodzić na górę. Helle nie wiedziała, czy ma zostać, czy iść razem z nim. W końcu wybrała to drugie.
Drzwi do niebezpiecznej sali były rzeczywiście otwarte. Stała w nich jakaś postać.
– Co tu robicie? – spytał znajomy głos. Christian odetchnął głośno z ulgą i ruszył na dół.
Okazało się, że to policjant, którego wcześniej spotkali w majątku Vildehede.
– Ale nas pan wystraszył! – zawołał Christian, kiedy stali już wszyscy razem. – Słyszeliśmy pańskie kroki, gdy byliśmy w podziemiach, i pobiegliśmy na górę, żeby sprawdzić, kto tu buszuje po nocy.
– A co robiliście w podziemiach?
Christian opowiedział o tajemniczym pomieszczeniu zaznaczonym na planie, po którym nie ma ani śladu. Policjant nie skomentował tego, mruknął tylko coś o kompletnym braku odpowiedzialności.
– Ale skąd pan się tu wziął? – zapytał Christian.
– Już od kilku dni pełnimy w wieży straż – odparł funkcjonariusz. – Dziś wieczorem moja kolej. Właśnie szedłem na górę, żeby obejrzeć obrazy, i wtedy usłyszałem was, szaleńcy, więc nie zapalałem światła.
– Obrazy? – zdumiał się Christian. – Dlaczego?
– W tej sali nie ma właściwie nic innego.
Młody dziedzic westchnął głęboko.
– Obrazy! Oczywiście! Ale ze mnie głupiec!
– Co się stało? – spytał policjant.
Christian zniecierpliwiony machnął ręką.
– W tych malowidłach nie ma nic ciekawego. Ale teraz przyszło mi na myśl, że w domu na strychu przechowujemy całą masę rupieci. Stare rzeczy, które zostały wyniesione z wieży, kiedy się okazało, że podłogi są zbyt zniszczone i trzeba je zdemontować. Jeżeli się nie mylę, znajduje się tam również wiele obrazów…
– Czy sądzi pan, że mogą one mieć jakąś wartość?
– Sądzę – rzekł Christian z naciskiem – że niezależnie od tego, czy chodzi o obrazy, czy może o coś całkiem innego, to właśnie tam znajdziemy „złotego ptaka”!
Wszyscy słuchali w milczeniu.
– Jakąś niezwykle wartościową rzecz – odezwał się policjant zamyślony. – Której ktoś tu szukał… Ktoś, kto nie wiedział, że została stąd zabrana. To niegłupi pomysł. Musimy to sprawdzić! Zamknę tylko drzwi i idziemy.
W drodze na dół Christian szepnął do Helle:
– Chyba nie jesteś na mnie zła?
Potrząsnęła tylko głową, nie mając odwagi podnieść wzroku.
Nagle ścisnął ją za ramię.
– Zauważyłem przecież, że nie było ci to niemiłe. Odprowadzę cię do domu.
Helle ogarnęła panika. Właśnie znaleźli się na placu przed wieżą. Zatrzymali się, czekając, aż policjant zamknie bramę.
Mężczyźni zaczęli iść w stronę majątku, lecz Helle nie ruszyła się z miejsca. Jej oczy zrobiły się wielkie ze strachu.
– Oczywiście! – zreflektował się policjant. – Ty przecież musisz wracać do domu!
– Tak – odparła żałośnie. – Boję się, ale jeśli nie wrócę na noc, będę miała sporo nieprzyjemności. Chociaż tak bardzo chciałabym pójść z wami.
W czasie kiedy Christian dyskutował z policjantem, jak rozwiązać ten problem, Helle szepnęła do Petera, nie patrząc na niego:
– Proszę cię, odwieź mnie!
Wyczuł w jej głosie desperację, spojrzał na Christiana i dodał dwa do dwóch.
– Dobrze – odparł półgłosem. I głośno powiedział: – Najlepiej, jeśli pan zostanie i pokaże drogę policjantowi, paniczu. Ja zaraz wrócę, tylko przewiozę Helle na drugą stronę zatoki.
– Ale… – zaczął Christian.
Widać policjant również nie był ślepy ani głuchy.
– Wspaniale – zagrzmiał. – Niczego szczególnego nie udało nam się dziś w nocy znaleźć. Wiecie, co zrobimy? Młody dziedzic uda się teraz ze mną na strych i trochę się tam rozejrzymy. Na razie nie będziemy o niczym decydować. Przynajmniej do jutra rana. A wtedy ta młoda dama będzie mogła nam towarzyszyć.
Christian burknął niezadowolony:
– No dobrze, możemy się tak umówić. A jutro możesz przyjechać razem z Andersenem, Helle. Ma on coś do załatwienia po drugiej stronie jutro o ósmej. Bądź o tej porze na nabrzeżu!
– Dziękuję – wymamrotała cicho Helle.
Później zeszła razem z Peterem Thornem nad zatokę. W jego towarzystwie czuła się bezpiecznie, nie interesował się nią w najmniejszym stopniu. Nie był dla niej nikim więcej niż dojrzałym, odpowiedzialnym mężczyzną, na którym można polegać.
Granatowa noc kładła się łagodnie nad światem, księżyc odbijał się w wodzie, która lekko się marszczyła. Helle rozmyślała nad wydarzeniami ostatnich dni i czuła wypełniający ją cudowny spokój, teraz kiedy wkoło było tak cicho.
Peter nie zakłócał jej myśli aż do chwili, kiedy przybili do brzegu. Spoglądał na drugą stronę, gdzie rysowała się wyraźnie sylwetka wieży Vildehede.
– Gdzie właściwie mieszkasz? – spytała Helle.
Wskazał na mały, biały domek na prawo od majątku, położony w pobliżu lasu.
– Tam. Z tej strony wygląda trochę inaczej, dużo ładniej. Ale z bliska i w świetle dnia widać, że jest zniszczony. Odprowadzę cię do domu.
– Myślisz, że nadal grozi mi niebezpieczeństwo?
– Nigdy nic nie wiadomo.
Dziewczyna zgodziła się bez większych protestów.
– Czy… dziedzic zachował się wobec ciebie niegrzecznie tam na wieży?
Helle nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć.
– To chyba moja wina, że nie potrafię radzić sobie w takich sytuacjach – odparła wymijająco.
– Porozmawiam z nim – obiecał leśniczy.
– Tobie chyba też nie będzie łatwo? Jest przecież twoim chlebodawcą.
– Chłopak musi się nauczyć odpowiedniego zachowania – rzucił Thorn tonem ostrzejszym niż zwykle. Po czym zapytał trochę zakłopotany. – A jak ci idzie pisanie?
Uśmiechnęła się z ulgą.
– Zaczęłam nową powieść, mam ją w głowie – roześmiała się. – Ten redaktor mnie zachęcił. Udzielił mi kilku rad, o czym powinnam pisać, a czego unikać. Powiedział, że w niektórych scenach ujawnia się ton subtelnej erotyki… O, przepraszam, nie wypada mi chyba o tym mówić.
Znowu zachowała się zbyt impulsywnie. Ciągle mówi coś bez zastanowienia! O takich rzeczach nie rozmawia się z Peterem Thornem, absolutnie! On chyba rzadko zagląda do książek!
Lecz leśniczy ponownie zaskoczył Helle.
– Byłoby mi bardzo miło, gdybym mógł przeczytać coś, co napisałaś – powiedział cicho.
Spojrzała na niego badawczo, trochę zarumieniona. Czy nie pomyślała o tym, że ci, którzy kupią jej książkę, będą chcieli ją również przeczytać?
Читать дальше