Владимир Короткевич - Błękit i złoto dnia
Здесь есть возможность читать онлайн «Владимир Короткевич - Błękit i złoto dnia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: short_story, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Błękit i złoto dnia
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Błękit i złoto dnia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Błękit i złoto dnia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Błękit i złoto dnia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Błękit i złoto dnia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Uszy szczelnie przylegały do głowy, oczy były przymrużone. Po chwili widziało się pierś, silne łapy.
Wydawało się, że ryś wpełza do bajdaka.
A nad nim widziało się głowę Jurki. Rechotał. W oczach miał błyski, rudawe włosy kosmykami opadały na czoło.
- Przestraszyłyście się? Już dobrze, kobietki, więcej nie będę!
Cisnął zabitego rysia na dno bajdaka, przelazł przez burtę.
- On będzie dla mnie - oznajmił, podnosząc zwierzę za kark. - Może będę mieć żonkę, wtedy będę okrywać jej nogi, żeby ze mną nie marzła.
- Akurat, z tobą zmarznie - ironicznie powiedział ojciec Natalki.
- Dzień dobry, moi ludzie! - głośno powiedział Jurka, a potem dodał wyraziście: - Dzień dobry, Nataleczko!
Nic nie odpowiedziała.
Nie speszony jej milczeniem, wlazł do czółna, w którym siedziała dziewczyna.
- Zabierzcie się do niego - jeszcze raz zachęcił kobiety - a ja sobie posiedzę tutaj. Kot od mięsa niech będzie z daleka... Oj, do licha, noża zapomniałem!
Znowu wrócił do łódki. Natalia kącikiem oka przyglądała się jego chudej, ale przepełnionej kipiącą siłą postaci, szarym, zuchwałym oczom.
Jurka przykucnął obok chłopaka z miasta, który już drugi rok z notatnikiem włoczył się po Polesiu.
Chłopak mówił z jakimś upodobaniem:
- A bodaj cię, z ciebie to człowiek! Taki już Białorus, że bardziej typowego już być nie może.
Wargi Jurki ułożyły się w ironiczny uśmieszek.
- To dobrze czy źle?
- Po mojemu, wcale dobrze... Zdolny naród!
- Ooo - mlasnął Jurka - wyjątkowo zdolny naród!
Zostawił chłopaka, przeskoczył do czółna Natalii i rzucił przed nią na ławkę srebrzysty, wilgotny okaz rozpiora.
- To dla ciebie, Natalko!
- A po co?
- To ciekawa sztuka! Niechaj na razie poleży w wodzie. Pod wieczór wyschnie i wtedy zobaczymy coś dziwnego.
- A ty co? Myślisz, że ja z tobą będę siedzieć aż do wieczora?
- Chyba nie zechcesz siedzieć z dziadkiem Biaskiszkinem? Ze mną weselej.
I naciął łapy rysia.
Oboje milczeli. W wodzie rodziły się, złociste iskierki, skakały po falach i gasły, żeby znowu rozbłysnąć.
- Dokąd jedziecie? - zapytał po cichu.
- Do Karpiławicz - odpowiedziała niechętnie - i już spóźniamy się.
- A pewnie - odrzekł Jurka - to przecież dziś Wielkanoc. A wy nie dopłyniecie wcześniej, niż za dobę.
Po krótkim milczeniu:
- A tobie tam po co?
- Mnie nieśpieszno. Ale stare baby tak zachciały. Ich tutaj połowa. Szkoda, niechby się nacieszyły na stare lata.
- Tak - powiedział Jurka i zaraz przymrużył oczy, nad czymś się zastanawiając. Po chwili zaprosił do siebie dziadka Biaskiszkina i ojca Natalki.
- Nie dobierzecie się, ojcaszkowie, do Karpiłowicz. Spóźnicie się.
- No to co - wściekł się Biaskiszkin - ty też chcesz mnie zwymyślać za wódkę?!
- Późno - na to Jurka - ale ja nie o tym chciałem mówić. Czy nie lepiej zamiast do Karpiłowicz płynąć do Pahosta?
- Tam nie ma sioła - powiedział dziadek - tylko sama cerkiew na wyspie.
- Starym babom tego właśnie potrzeba - orzekł Jurka. - A do sioła zdążycie na ranek.
- Nie w tym rzecz - odezwał się ojciec Natalii. - Tam nie dopłyniemy. Tam piaszczysta ławica w poprzek drogi.
Rozmawiano o strefie wysepek, zalegających między przesmykiem, przez który płynęli, a Pahostem.
- Et, ta twoja ławica, ojcaszku - rzekł Jurka - woda nad nią płynie. Głęboka na pół sążnia. Sam dzisiaj mierzyłem.
- Bajdaki nie przepłyną.
- Bajdaki zostawimy na ławicy. A czółnami możemy dobrać się do Pahosty. Zastanówcie się, mężczyźni! Jakby stare się ucieszyły!
To przypomnienie zadecydowało. Ojciec Natalki wydał rozkazy, sam nacisnął na ster, zawracając bajdak w lewo, a wraz z nim i tę całą niezbyt zwrotną flotyllę.
Wiosła uderzyły w wodę, szybki prąd niósł teraz ten płynący kiermasz prędzej niż przedtem.
Jurka znowu siedział u stóp dziewczyny, jego ręce zgrabnie ciachały nożem.
- No, dziś zobaczymy, jak w Pahoście rozrabiają długogrzywi. Nie ma co, będzie ładnie.
Plecami co jakiś czas dotykał jej nóg. Widziała brązową ogorzeliznę na jego szyi, smagłość wokół nosa i na policzkach.
Te dotknięcia, mocne i lekkie jednocześnie, jakoś jej nie niepokoiły, przecież pracował, nie było to umyślne.
- Być może, że i pocałujemy się po wielkanocnemu - powiedział Jurka, podnosząc na nią wzrok.
- Pocałuj się po wielkanocnemu z tym swoim zwierzakiem - spokojnie odpowiedziała.
- On i tak ze mną dziś nacałował się! - I odwinął rękaw.
Zobaczyła trzy podłużne rany na jego przedramieniu. Natychmiast gdzieś w głębi, pod obojczykiem, zrodziła się trwoga.
- Czemu ty, durny, nikomu o tym nie powiedziałeś?!
- Bo to nic takiego, przysypałem to prochem.
- Oj, ty - śpiesznie wygarnęła spod ławeczki swój tłomok, wyciągnęła z niego białą onuckę - dawaj ją!
Jurka położył na jej kolanach cienką i silną rękę. Nawet tego nie zauważyła. Może tylko ciepło ręki przenikało przez tkaninę.
Te płytkie, ale długie draśnięcia zbudziły w jej sercu jakieś niemal macierzyńskie współczucie dla tego zawadiackiego chłopaka.
- No - oznajmiła, nie czując ciężaru ręki - teraz w porządku!
- Sokorko ty moja! - orzekł Jura.
- Sokora, ale nie twoja - odpowiedziała spokojnie, gdyż znowu naszło ją poprzednie rozleniwienie, oczekiwanie czegoś i zarazem jakaś drzemota.
- Ciągle żywisz urazę - powiedział pokornie - a ja jestem jak ten jeleń jesienią. Nawet brzuch mi skurczyło od wołania.
- To pewnie z głodu brzuch ci skurczyło. Zjadłeś cały swój chleb... ty, myśliwcze!
Od ogni, porozpalanych na cegłach, dobiegał zapach smażonego mięsa.
- Prawda - powiedział Jurka z nutką krzywdy w głosie - trzeba trochę się podkarmić.
Ruszył w kierunku ogni. Wrócił z ojcem Natalki.
Obaj przynieśli jedzenie. Jurka trzymał dwie porcje chleba, przełożone kawałkiem smażonej dziczyzny.
Tłuszcz od zarumienionego mięsa przenikał przez świeży, pulchny chleb.
- Masz - powiedział Jurka do Natalki.
Stary Daniła usiadł wraz z Jurką u nóg córki i wydostał manierkę.
- Łyknij trochę, synku.
- Jakaś przypłotnia wódka - powiedział Jurka, gdy już pociągnął łyk. - Jak wypijesz, to płotu trzeba się chwytać!
Zabrał się do mięsiwa, Natalka mało jadła, wciąż patrzała na chłopaka.
Jurka jadł bez pośpiechu, widać jednak było, że się wygłodził: zadowolenie w oczach, ręce zręcznie wsuwały chleb do ust.
Ona zaś nagle przyłapała siebie na zupełnie niespodziewanej, ciepłej myśli: "Z takim byłoby przyjemnie jeść nawet z jednej miski".
Poczuła zawstydzenie.
Skończono jeść, Daniła odszedł. Jurka zrolował skórę rysia i poniósł do swojej łódki.
- Czemu odszedł? - pomyślała. - Przecież lepiej siedzieć na miejscu. - I jeszcze: - Nic się nie stało, zaraz tu przyjdzie.
Po chwili wróciło opanowanie.
"Cóż to ja? Też mam czego żałować. Przyjdzie czy nie przyjdzie, co mnie to Obchodzi!"
Wrócił i znowu usiadł u jej nóg. Znowu zerwał się nad nurtem pieszczotliwy wiaterek, bawił się jego włosami i koniuszkiem jej chustki.
Niekiedy zacichał, by znowu ozwać się cichymi westchnieniami. W rytmie tych cichych westchnień pojawiały się w oczach złote iskry, miliardy iskier.
Błękit w górze, błękit w dole.
Jurka przybliżył swoją pierś do jej nogi, a ona poczuła, jak sprężyście i mocno bije jej serce. I znów coś przeszkodziło jej, by go odsunąć i nie słyszeć tych uderzeń. Tylko ledwo się poruszyła.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Błękit i złoto dnia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Błękit i złoto dnia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Błękit i złoto dnia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.