Uśmiechnęła się do niego.
– Nie masz powodu być zazdrosny. Może przez tę moją złość tak cię… – zawahała się – dopadłam.
– Popatrzyła na niego i bezgłośnie prosiła, by jej więcej nie dręczył.
W końcu i on się uśmiechnął.
– Chodź – powiedział – nie chcesz zobaczyć nowego królewicza?
Odetchnęła z ulgą, że minęły już te pełne napięcia chwile, i znów podniosła oszczep.
– Prędzej bym sama poszła do obozu Ultenów. Na twarzy Daire znów pojawił się ten dziwny wyraz, ale tym razem nie pytała go o przyczynę.
– Idź, idź do niego – powiedziała. – Thal będzie cię potrzebował. Wszyscy będą potrzebni, żeby temu angielskiemu lalusiowi znosić słodycze. – Daire się nie ruszał. – Na pewno później będzie uczta.
Jura rzuciła silnie oszczepem i trafiła w czerwone kółko na tarczy.
– Nie przypuszczam, żebym dzisiaj była choć trochę głodna. Idź już sobie, muszę potrenować.
Daire się zmarszczył, jakby go coś zastanowiło, a następnie odwrócił się bez słowa w stronę murów miasta.
Jura ze złością wyciągnęła oszczep z pokrytej słomą tarczy. Więc taki był powrót kochanka, pomyślała. Ona mu się rzuca w ramiona, on ją odpycha, a za chwilę, ciągnąc ją za włosy, mówi, że jest zazdrosny. Dlaczego nie okazał tej zazdrości choćby kilkoma pocałunkami? Dlaczego nie zrobił czegoś, co wymazałoby z jej pamięci obraz tamtego mężczyzny nad rzeką?
Rzuciła jeszcze raz, rzucała i rzucała. Postanowiła, że będzie przez cały dzień tak ćwiczyć, żeby wieczorem padać ze zmęczenia i nie pamiętać jego rąk na swych nogach, jego ust na swych ustach ani… Zaklęła, rzuciła oszczepem i nie trafiła. – Mężczyźni – parsknęła ze złością. Daire się jej przypatrywał i ciągnął za włosy, inny ją pieścił, a jakiś Anglik zagrażał Lankonii. Znów rzuciła oszczepem, i tym razem trafiła dokładnie w środek tarczy.
Rowan stał przed drzwiami do komnaty ojca i usiłował chociaż trochę otrzepać się z pyłu po podróży. Nie dano mu czasu, by móc się przebrać i godnie zaprezentować. Powiedziano, że Thal chce go widzieć natychmiast po przyjeździe, bez żadnej zwłoki.
Po chwili zastanowienia, gdy zobaczył brud panujący w tym domu, zwątpił, czy jego zakurzone odzienie będzie Thala raziło. Kopnął spod nóg obgryzioną kość, wyprostował się i pchnął ciężkie dębowe drzwi. Izba była ciemna i musiał przez chwilę przyzwyczajać wzrok. Thal nie miał chyba ochoty rozmawiać, bo przyglądał się bez słowa synowi, co dało Rowanowi czas, by popatrzeć na ojca.
Stary leżał na stosie futer o długim i szorstkim włosie, co bardzo do niego pasowało, bo sam był jakiś szorstki, niezwykle wysoki, co najmniej cztery cale wyższy od Rowana, ale nie tak masywny. Może kiedyś miał piękną twarz, ale teraz było na niej zbyt wiele blizn od zbyt wielu bitew. Rowan z łatwością mógł go sobie wyobrazić na olbrzymim rumaku, wymachującego mieczem nad głową i prowadzącego tysiąc ludzi do zwycięskiej walki.
– Podejdź do mnie, synu – wyszeptał Thal głosem, w którym słyszało się cierpienie. – Chodź i usiądź przy mnie.
Rowan siadł na brzegu loża ojca. Udało mu się opanować zdenerwowanie tylko dlatego, że ćwiczył to latami. Latami starał się, by jego świadectwa przesyłane do Thala przez nauczyciela wypadały jak najlepiej. Zawsze chciał sprostać wymaganiom tego człowieka, którego nigdy me widział. Gdy patrzył teraz na niego, ciemnego i szorstkiego, obawiał się, że może go rozczarować taki jasnowłosy, delikatny syn. Jednak nie dał nic po sobie poznać.
Thal wyciągnął pełną blizn, lecz mocną jeszcze rękę i pogładził policzek syna. Ciemne, stare oczy zwilgotniały.
– Wyglądasz jak ona. Jak moja piękna Anna. – Przesunął ręką po ramieniu Rowana. – Jesteś zbudowany jak mężczyźni z jej rodziny. – W jego oczach i ustach pojawił się uśmiech. – Ale wzrost masz Lankonów. Przynajmniej coś masz po mnie, bo innego podobieństwa nie widzę. I te włosy! Zupełnie jak Anna.
Thal chciał się zaśmiać, ale był to kaszel. Rowan wyczul, że ojciec nie życzy sobie współczucia, więc czekał spokojnie, aż minie mu atak.
– Coś mnie zżera wewnątrz. Wiedziałem o tym od dawna, ale odkładałem śmierć do twojego przyjazdu. Czy Wilhelm dobrze cię traktował?
– Bardzo dobrze – odparł nieśmiało Rowan. – Już lepiej nie mógł.
Thal uśmiechnął się i przymknął na chwilę oczy.
– Wiedziałem, że tak będzie. Zawsze cię kochał. Kochał cię od dnia twoich narodzin. Gdy Anna umarła… – Przerwał. – Śmierć przynosi wspomnienia. Modlę się, żeby już niedługo zobaczyć twoją matkę. Po śmierci mojej drogiej Anny sam oddałbym cię Wilhelmowi na wychowanie, gdyby o to poprosił. Ale on zaatakował moich ludzi i mnie, próbował cię odebrać.
Thal znów zakaszlał, lecz szybko opanował atak.
– Mogłeś po mnie posłać – łagodnie powiedział Rowan. – Przyjechałbym.
Widać było po uśmiechu, że Thala bardzo pocieszyło to stwierdzenie.
– Tak, ale ja chciałem, żebyś się wychowywał u Anglików. Anna nauczyła mnie pokoju. – Wziął Rowana za rękę – Nikt nie podbił Lankonów, chłopcze. Przetrzymaliśmy najazdy Hunów, Słowian, Awarów, Rzymian i Karola Wielkiego. – Przerwał i uśmiechnął się. – Nie zdzierżyliśmy księży. Zrobili z nas chrześcijan. Ale zwalczaliśmy najeźdźców. My, Lankonowie, możemy zwyciężyć każdego. Oprócz siebie – dodał ze smutkiem.
– Plemiona zwalczają się wzajemnie – powiedział Rowan. – Sam to widziałem.
Thal ścisnął Rowana za rękę.
– Słyszałem, że stanąłeś sam przeciwko Zernom i sam spotkałeś się z Brocainem.
– Zernowie są Lankonami.
– Tak – powiedział bez wahania Thal, a Rowan czekał, aż ojciec opanuje następny atak kaszlu. – Gdy pojechałem do Anglii, gdy poznałem Annę zobaczyłem, jak jest w kraju, gdzie mają jednego króla. Nazywam się królem Lankonii, ale właściwie jestem tylko królem Irialów. Żaden Zerna ani Vatell nie nazwie mnie królem. Zawsze będziemy podzielonym narodem plemion. Ale jeśli się nie zjednoczymy, Lankonia zginie.
Rowan zaczynał rozumieć, czego ojciec od niego oczekiwał.
– Chcesz, abym zjednoczył Lankonów? – W jego głosie słychać było przerażenie. Póki nie przyjechał do Lankonii, nie zdawał sobie sprawy, jak podzielone są te wszystkie plemiona. Ale przecież fakt, że przeciwstawił się trzem chłopcom czy staremu człowiekowi, nie oznaczał, że potrafi podbić cały kraj.
– Zostawiłem cię na wychowanie poza swoim krajem – ciągnął Thal. – Nie jesteś Irialem, a ponieważ jesteś na pół Anglikiem, może zaakceptują cię inne plemiona.
– Rozumiem – rzekł Rowan i na moment przymknął oczy.
Od wielu dni wiedział, że w Lankonii musi zapanować spokój, a on, jako król, musi zażegnać wojnę między plemionami. Ale zjednoczyć je? Doprowadzić do tego, by stary Brocain i arogancki Xante zostali jego przyjaciółmi! Czy starczy na to całego życia jednego człowieka? Teraz, ponieważ otworzył jakąś starą zardzewiałą bramę, wierzyli, że ma być ich królem. Lecz Rowan nie był pewien, czy ta wiara potrwa długo. Wystarczy, że zrobi coś, co im się wyda angielskie, i już znów będzie obcym, cudzoziemcem.
– Wybrałeś mnie zamiast Geralta, bo jestem Anglikiem – powiedział miękko. – Lankonowie uważają, że to mój przyrodni brat powinien być królem.
Thal wpadł w złość.
– Geralt jest Irialem. Nienawidzi każdego, kto nim nie jest. Słyszałem, że masz ze sobą syna Brocaina. Pilnuj go. Geralt by go zabił, gdyby mógł. Marzy o Lankonii zamieszkałej tylko przez Irialów.
Читать дальше