– Zobaczą nas – wyszeptała prędko trzęsącym się głosem. – Puść mnie. Nawet gdyby koń po nim przejechał, nic by nie poczuł. Sięgnął ręką i chwycił jej pierś.
– Jura! – glos był coraz bliżej.
Jura wymacała ręką kamień i stuknęła mężczyznę w głowę. Chciała go tylko oderwać od siebie, ale nagle poczuła, że jest nieprzytomny. Nadchodzące strażniczki słychać było coraz bliżej. Pośpiesznie, z żalem i niepokojem, zepchnęła z siebie nieruchome ciało. Popatrzyła jeszcze przez chwilę. Nigdy jeszcze nie widziała tak doskonałego mężczyzny, muskularnego, potężnego, a zarazem szczupłego, o twarzy anioła.
Przesunęła ręką po jego ciele, w dół mocnych ud i z powrotem do twarzy i pocałowała go w usta.
– Jura? Gdzie jesteś?
Przeklinając głupiutkie dziewczyny, które jej przeszkodziły, stanęła tak, żeby ją było widać. Wysoka trawa skrywała mężczyznę leżącego u jej stóp.
– Tutaj! – zawołała. – Nie, nie podchodźcie bliżej, bo tu jest bagno. Czekajcie na mnie przy ścieżce.
– Robi się ciemno – zawołała któraś, prawie jeszcze dziewczynka.
– Widzę – rzuciła. – Idźcie już, za moment będę.
Czekała niecierpliwie, aż jej znikną z oczu, i przyklękła przy nieprzytomnym mężczyźnie. Może powinna mieć poczucie winy za to, co prawie zrobiła z tym nieznajomym? Ale nie czuła się winna. Znów dotknęła jego piersi. Kim był? Nie Zerną ani Vatellem, jak Daire. Może jednym z Fearenów, jeźdźców mieszkających w górach i trzymających się na uboczu? Nie, na Fearena był zbyt potężnie zbudowany.
Poruszył się; Jura wiedziała, że musi natychmiast uciekać, zanim znów straci rozsądek, gdy spojrzą na nią te przymknięte oczy.
Pobiegła na brzeg, złapała swoje ubrania i ubierała się biegnąc do dziewcząt. Czuła jeszcze na sobie jego ręce i usta.
– Jura, jesteś rozpalona – powiedziała jedna z dziewczyn.
– Pewnie dlatego, że wraca Daire – dodała złośliwie druga.
– Daire? – Jura wypowiedziała to imię, jakby go nigdy przedtem nie słyszała. – A, tak, Daire. – Nigdy przy nim nie czuła, że jej serce skacze do gardła, a nogi stają się jak z waty. – Tak, Daire – stwierdziła zdecydowanie.
Dziewczęta spojrzały, na siebie porozumiewawczo. Jura się starzała i umysł ją zawodził.
Rowan! Gdzieś się podziewał? – spytała ostro Lora.
– Byłem… Byłem popływać. – Czuł się oszołomiony, zauroczony. Po głowie snuły mu się wizje tej kobiety. Czuł dotyk jej skóry na swych dłoniach i był pewien, że ma czerwony ślad na piersiach, gdzie siedziała. Zdołał się ubrać i osiodłać konia tylko dlatego, że robił to automatycznie.
– Rowan – powiedziała Lora łagodniej – dobrze się czujesz?
– Wspaniale – wymamrotał. A więc to było pożądanie, pomyślał. To uczucie, które powodowało, że ludzie robili rzeczy, jakich normalnie nigdy by nie zrobili. Gdyby ta kobieta kazała mu zabić, porzucić kraj, zdradzić swoich ludzi – być może wcale by się nie wahał.
Rowan uświadomił sobie, że ludzie na niego patrzą. Siedział przytulony do wysokiego łęku siodła, rozluźniony, z błąkającym się na ustach uśmieszkiem, a z dołu wpatrywali się w niego Anglicy i Lankonowie.
Wyprostował się, odchrząknął i zszedł z konia.
– Odświeżyła mnie ta przejażdżka – powiedział rozmarzonym głosem. – Hej, Montgomery, weź mojego konia i daj mu więcej paszy. – Kochany koń, to on mnie do niej doprowadził, pomyślał gładząc szyję zwierzęcia.
Montgomery podszedł do swego pana.
– Oni uważali, że nie poradzisz sobie sam nawet przez kilka godzin – wyszeptał z goryczą.
Rowan poklepał go po ramieniu.
– Dziś wieczór poradziłbym sobie z całym światem, chłopcze… – Odwrócił się do swego namiotu i stanął obok Daire. Był to wysoki, spokojny mężczyzna, którego twarz nie zdradzała uczuć ani myśli, w przeciwieństwie do twarzy Xante. W jakiś dziwny sposób Rowanowi wydawało się, że Daire nie pogardza nim aż tak jak inni.
– Czy. słyszałeś o kobiecie imieniem Jura?
Daire zawahał się, nim odpowiedział.
– To córka Thala.
Na twarzy Rowana malowało się przerażenie.
– Moja siostra? – wykrztusił.
– Ale nie spokrewniona. Thal ją zaadoptował jako dziecko.
Rowan niemalże rozpłakał się z radości.
– Więc nie jesteśmy powiązani więzami krwi?
Daire go obserwował.
– Gerait jest z tobą spokrewniony. Jura i on mieli wspólną matkę, a ty i Geralt – wspólnego ojca.
– Rozumiem. – Rowana obchodziło tylko to, że nie była jego krewną. – Jest strażniczką? Tak jak Cilean?
I znów Daire się zawahał.
– Tak, chociaż Jura jest młodsza…
Rowan się uśmiechnął.
– Jest w doskonałym wieku, cokolwiek to znaczy. Dobranoc.
Niewiele spal tej nocy. Leżał w swym namiocie z rękami pod głową, patrząc w ciemność i rozpamiętując każdą chwilę spotkania z Jurą. Oczywiście się z nią ożeni. Zrobi z niej królową i razem będą rządzili Lankonią… A przynajmniej Irialami. Jura będzie przydawać jego życiu słodyczy, żeby mu wynagrodzić brak zaufania Lankonów. Będzie się mógł z nią wszystkim dzielić. Tak jak pan Bóg przykazał – będzie towarzyszką życia mężczyzny. Prosił Boga o znak i w chwilę potem znalazł Jurę.
Przed świtem usłyszał pierwszy ruch w obozie. Wstał, ubrał się i wyszedł. Z daleka widniały zamglone góry, powietrze było rześkie i chłodne. Nigdy jeszcze Lankonia nie wydawała mu się taka piękna.
Cilean przystanęła obok niego.
– Dzień dobry. Idę na ryby. Może byś poszedł ze mną?
Rowan popatrzył na nią dłużej i po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że może mieć kłopoty z poślubieniem Jury.
– Tak – powiedział – pójdę. – Powędrowali razem do lasu w kierunku szerokiego strumienia.
– Dziś dojedziemy do Escalonu – przypomniała Cilean. Rowan nie odpowiedział. Co będzie, jeśli król Thal będzie nalegał na małżeństwo z Cilean? A jeśli będzie musiał ożenić się z Cilean, żeby zostać królem? Przypominały mu się wszystkie kary, jakie mu wymyślał Feilan.
Czy mogę cię pocałować? – spytał nagle.
Cilean spojrzała na niego zdumionymi oczami, buzia jej się zarumieniła.
– To znaczy, jeśli mamy się pobrać… myślałem…
– Przerwał, bo Cilean objęła ręką z tylu jego głowę i przycisnęła swoje usta do jego ust. Był to przyjemny pocałunek, ale Rowan nie zapomniał, kim jest i gdzie jest i nie kusiło go, by zawrzeć pakt z diabłem. Delikatnie się odsunął i uśmiechnął do dziewczyny. Teraz już by pewien. To właśnie Jurę Bóg dla niego wybrał. Pomaszerowali zgodnie do strumienia. Rowan był pogrążony w myślach o Jurze i nieświadom tego, jak szczęśliwa poczuła się Cilean. Myślała o tym, że pocałował ją mężczyzna, którego miała poślubić, i bardzo ją pociągała perspektywa tego małżeństwa.
Do Escalonu jechało się na północny zachód około pięciu godzin. Drogi praktycznie nie istniały i Rowan przysiągł sobie, że natychmiast opracuje system. utrzymania ich. Lankonowie przeklinali czternaście wozów bagażowych, jakie Rowan i Lora zabrali z Anglii ze swoimi meblami i sprzętem domowym. Jedynym luksusem, na jaki pozwolili sobie Lankonowie, było ich otoczone murami miasto, a gdy podróżowali, zabierali tylko to, co zmieściło się na konia, a Rowan podejrzewał, że w czasie podróży kradli jedzenie od chłopów.
Escalon leżał na brzegu rzeki Ciar i był chroniony w sposób naturalny przez zakola rzeczne z dwóch stron, a strome wzgórze z trzeciej. Mur wysoki na dwanaście stóp otaczał dwie mile kwadratowe miasta. Wewnątrz Rowan ujrzał następny mur, jeszcze jedno wzniesienie, a na nim rozpostarty kamienny zamek, z pewnością dom jego ojca.
Читать дальше