– Właśnie próbuję to robić – rzekł. – Cieszę się, że nie muszę tego tłumaczyć twojej matce, bo dla niej byłby to wielki szok.
– Dla mnie też to jest szok! – wyznała bez zastanowienia.
Dostrzegła wyraz twarzy ojca i zrozumiała, że to wyznanie bardzo go zabolało. Aby jakoś załagodzić sytuację, przysunęła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu, a on objął ją czule.
– Kupiliśmy bardzo szybką łódź, za którą musieliśmy zapłacić z naszej pierwszej zdobyczy.
Mówiąc to patrzył przed siebie, jakby chciał dokładnie przypomnieć sobie wszystko.
– Po dwóch czy trzech pirackich napadach kupiliśmy statek.
– Opowiedz mi dokładnie, jaka była twoja rola – prosiła Anona.
– Zwykle wybieraliśmy jakiś holenderski statek. Marynarze nie byli zbyt bystrzy, więc udawało nam się bez jednego wystrzału uzyskać to, o co nam chodziło.
– Ależ oni mogli… cię zabić! – zawołała.
– Zawsze istniało takie ryzyko, lecz staraliśmy się dostać na statek o takiej porze, kiedy załoga wypoczywała lub zabawiała się. – Na twarzy kapitana Ransona pojawił się słaby uśmiech, kiedy mówił: – Gdy im uświadamialiśmy, w jakim celu wtargnęliśmy na statek, byli niepomiernie zdumieni.
– To ty domagałeś się od nich pieniędzy? – zapytała Anona, starając się poukładać sobie wszystko w głowie.
– Żądaliśmy pieniędzy. W przeciwnym razie groziliśmy, że uszkodzimy statek lub ładunek.
– Czemu to robiliście? – zapytała.
– Nie mieliśmy zamiaru spełniać tej groźby – odrzekł. – To była tylko taka gra. Oni wiedzieli, że odmawiając nam wiele ryzykują.
Straciliby ładunek i czas, bo musieliby wracać do portu, z którego wypłynęli.
– Myślę, że teraz zaczynam rozumieć – rzekła. – Mów dalej.
– To było dziecinnie proste – mówił ojciec.
– Oni nam płacili, a gdy schodziliśmy z pokładu, nikt nie strzelał. Wcześniej też nikt nie został nawet zraniony.
– To mnie cieszy – powiedziała Anona cichym głosem.
– I mnie to również cieszyło – rzekł ojciec.
– Tak mi się to wszystko spodobało, że myślałem, że będzie trwać wiecznie.
– Teraz dopiero rozumiem – rzekła Anona – za co kupowałeś te wszystkie kosztowne rzeczy i te prezenty, które przywoziłeś dla mamy i dla mnie.
– A czy sądziłaś, że robiłem to wszystko dla własnej przyjemności? – powiedział ojciec z goryczą. – Robiłem to dla twojej matki i dla ciebie, bo was kochałem i chciałem zapewnić wam dobrobyt.
Anona pogładziła go po policzku.
– My też cię kochałyśmy, tatku – rzekła.
– Mama była z tobą bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.
Ojciec pochylił głowę, zanim zaczął mówić dalej:
– Właśnie przedwczoraj wtargnęliśmy na pokład holenderskiego statku zmierzającego do Singapuru.
Ojciec zamilknął nagle, więc Anona nie mogła powstrzymać pytania.
– I co się stało, tatku?
– Na jego pokładzie był pewien Anglik – wyjaśnił kapitan Ranson.
– Anglik? – zdziwiła się.
– Tak, Anglik – odrzekł ojciec. – Służyłem razem z nim w Marynarce. Przez pewien czas pływaliśmy na jednym statku i jestem przekonany, że on mnie rozpoznał.
– Och, tatku, to byłoby okropne!
– Zazwyczaj przed wejściem na jakiś statek mazaliśmy sobie twarze na czarno, a dwóch moich kolegów zakładało nawet maski.
– Maski? – wyszeptała Anona.
– Jeśli o mnie chodzi, zawsze działałem bez maski – rzekł ojciec. – Nie chciałem zbytnio przerażać naszych ofiar.
Anona pomyślała, że jest to rozumowanie całkiem sensowne, lecz nie wypowiedziała głośno swojego zdania.
– Więc jak już ci mówiłem, moi przyjaciele mieli maski, a ja nie, zatem Harrison mógł mnie bez trudu rozpoznać.
– Jesteś tego pewien? – zapytała Anona.
– Pewności nie mam – odrzekł ojciec. – Mogę mieć tylko nadzieję, że Harrison nie był pewien, czy się przypadkiem nie myli. Mówiłem głosem zupełnie odmienionym i nie zwracałem na niego uwagi.
– Ale mimo to wziąłeś od nich okup?
– Tak, i natychmiast się ulotniłem, ale wiesz kochanie, że cała ta sprawa wygląda bardzo niedobrze.
– Obawiasz się, że ten Anglik mógłby cię zadenuncjować – wyszeptała Anona.
– Tak, trzeba się z tym liczyć i dlatego muszę się ukryć.
– A gdyby cię, tatku, odnaleźli, co by z tobą zrobili?
Ojciec zacisnął usta.
– Domyślasz się chyba, jak by się to skończyło?
Anona wydała okrzyk przerażenia. Wiedziała, że złapanych piratów czeka szubienica. I że od tej zasady nie ma wyjątków. Objęła ojca za szyję i przytuliła się do niego.
– Och, nie, tatku! To się stać nie może!
– Zgadzam się z tobą, kochanie – odrzekł.
– To się stać nie może. I to nie tylko ze względu na mnie, ale ze względu na ciebie, mój skarbie.
– Ze względu na mnie? – spojrzała na niego zdumiona. – Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
– Masz wiele wspólnego – odpowiedział ojciec.
Objął ją tak mocno, że ledwo mogła oddychać.
– Czy wyobrażasz sobie, że zostawiłbym cię tutaj, żeby cię o mnie wypytywali? Czy pozwoliłbym, żeby naznaczono cię mianem córki pirata? – Anona nie była w stanie nic mówić, a ojciec ciągnął z pasją: – Kocham cię i jeśliby już mi przyszło umierać, to chciałbym umierać jak dżentelmen, a nie jak przestępca!
– Och, tatku… ty nie możesz umrzeć! – łkała Anona.
Łzy zaczęły ciurkiem płynąć jej po policzkach.
Znów ukryła twarz na piersi ojca.
Czuła, że ojciec stara się zapanować nad swymi uczuciami.
– Posłuchaj mnie, kochanie, uważnie – powiedział po chwili. – Mamy wiele rzeczy do zrobienia i niewiele czasu.
Nadludzkim wprost wysiłkiem Anona powstrzymała potok łez.
– Co chcesz, tatku, żebym… zrobiła?
Uniósł twarz córki ku sobie i bardzo delikatnie wytarł jej łzy. – Obmyśliłem pewien plan- powiedział po chwili – który, jak sądzę, uratuje nas oboje.
– Uratuje ciebie… tatku?
– Tak, moja kochana córeczko. Przynajmniej nikt mnie nie odnajdzie, dopóki cała burza nie minie.
Czuła, że stara się napełnić swoje słowa optymizmem. Cała zamieniła się w słuch.
– Musimy natychmiast opuścić ten dom – rzekł. – Powiem Czangowi, że zabieram cię do przyjaciół, u których się zatrzymasz. Gdy zaczną go o mnie pytać, nie będzie umiał udzielić odpowiedzi.
– Ale gdzie się rzeczywiście udamy, tatku?
– Zabiorę cię do Pinangu.
– Do Pinangu? – powtórzyła Anona.
Wiedziała, że Pinang jest maleńką wysepką, leżącą w pobliżu północno-zachodniego wybrzeża Półwyspu Malajskiego. Słyszała od ojca, że stanowi ważny punkt handlowy i to wszystko.
– Mieszka tam ktoś, kto na pewno zaopiekuje się tobą – kontynuował ojciec – lecz nie może wiedzieć, kim naprawdę jesteś.
Anona patrzyła na ojca szeroko otwartymi oczami.
– Czy chcesz, żebym… udawała kogoś innego?
– Nie będziesz niczego udawała – odrzekł ojciec.
Zupełnie niespodzianie wstał z miejsca i zaczął przechadzać się po pokoju. Anona pilnie śledziła każdy jego krok. Potem wróciła na swoje miejsce.
– Długo zastanawiałem się nad całą tą sprawą – powiedział. – Musisz być dzielna i zrobić wszystko tak, jak to wymyśliłem.
Anona czuła, że ojciec obawia się, iż ona odmówi, więc rzekła:
– Zrobię, tatku, co sobie życzysz.
– To dobrze – powiedział. – A teraz posłuchaj, jaki jest mój plan.
Читать дальше