— Co zrobisz jak złapiesz złot ą rybkę? — zagadn ął.
Umysł jego przyjaciela był już nieco zm ącony przez zawartość tych butelek, które opróżnione unosiły się w około na wodzie.
— Jak złot ą, to przetopię.
— Nie, to nie taka. Tak ą, która spełnia życzenia. Złapiesz, a ona pyta, co chcesz dostać, żebyś j ą wypuścił.
— A! To słyszałem, musi w bajkach. Ale tu takich nie ma.
— Wiesz, poznałem wczoraj na targu dobry dowcip.
— To opowiedz.
— Jeden Ruski złapał złot ą rybkę i ona mówi: „wypuść mnie, a spełnię każde twoje życzenie”.
— I co chciał?
— Pocz ątkowo nic, a potem zapragn ął zostać bohaterem Zwi ązku Radziec-kiego.
— Hy!
— No to ona zaklaskała w płetwy, on patrzy, siedzi w okopie, wokoło trupy sołdatów i jedzie na niego sto szwabskich czołgów. No, wzi ął karabin i wali do nich, ale nic nie pomogło, bo ona pośmiertnie mu dała.
Jakub wybuchł koszmarnym śmiechem, płosz ąc stadko kaczek na rzeczce pół
kilometra dalej.
— Galantny dowcip. A jeszcze jakieś takie?
— Aha. Tylko chciał zostać królem i zrobiła z niego, tego tam, francuskiego Ludwika, czy Filipa, co to go ścięli na gilotynie.
— Myślałem, że na gilotynie to Napoleona. Nu nic.
— Jak coś złowisz, to wpadnij do mnie. Upieczemy, popijemy, mam świetny ruski koniak.
— A pomyślę.
— No to bywaj.
— Do zobaczenia.
Poszedł sobie. Niebawem nadszedł posterunkowy Birski.
— Co wy tu robicie obywatelu? — zagadn ął.
— Ach, pan posterunkowy. Może piwko?
— Obywatelu Wędrowycz. . .
— A tak, tak. Powtarzajcie moje nazwisko, bo jeszcze zapomnicie. Poza tym na służbie nie jesteście panem, tylko obywatelem. Aha i na służbie nie wolno pić.
14
— Tu nie wolno pływać.
— A gdzie jest jakaś tablica z zakazem pływania? Zreszt ą, ja nie pływam, tylko unoszę się na falach. Chcesz mnie spałować, to będziesz musiał tu wleźć.
Birski popatrzył na swój czyściutki mundur i zabłocone trzcinowisko dziel ące go od Jakuba.
— Za stary jesteś, żeby cię pałować.
— No to aresztuj mnie za zakłócanie porz ądku, tyle że ja mam osiemdziesi ąt lat i zaraz mnie zwolni ą, a wszystko, co robię, podlega pod starcz ą demencję.
— Ty Jakub, się nie zasłaniaj starcz ą demencj ą. Taka jasność umysłu nie zdarza się często, nawet u czterdziestolatków.
— Ach. Miło słuchać.
— Co chcesz złowić?
— A, złot ą rybkę.
Birski roześmiał się.
— Znam świetny dowcip.
— O złotej rybce?
— Aha. Jeden Ruski złapał złot ą rybkę i poprosiła, żeby j ą wypuścił to spełni jego życzenie. To on powiedział, że chce zostać księciem. W oczach mu zmętniało i zobaczył, że leży na jedwabnej pościeli. A potem weszła księżna i powiedziała:
„Ferdynandzie zbudź się, jedziemy do Sarajewa”.
— A, to zrobiła go tym od wybuchu pierwszej światowej. Hy, hy, hy!
— Nu nic. Muszę lecieć. Ktoś właśnie popełnia przestępstwo.
— Kto taki? — zaciekawił się Jakub.
— Och, to takie powiedzenie z jednego filmu.
Poszedł sobie. Na polu spostrzegł klacz Jakuba buszuj ąc ą w zbożu. Wszedł
w pszenicę po pas i ruszył w jej stronę. Na jego widok odwróciła się do niego tyłem i uniosła kopyto. Takie, przyjacielskie ostrzeżenie. Znikn ął.
Jakub odkorkował kolejn ą butelkę. W głowie nieźle mu już szumiało, a nad-garstki trochę mu napuchły. A potem wyci ągn ął wędkę z wody i zobaczył na jej końcu złot ą rybkę.
— O, karwia! — wymamrotał.
Odczepił ja zręcznie i wsadził do słoika z wod ą.
— Nu nic, zje się. Dobrze, że nic nie mówi — powiedział sam do siebie.
— Jakubie. . . — odezwała się rybka ze słoika.
Wzdrygn ął się. Na szczęście przypomniał sobie, że czasami, gdy był pijany, to słyszał jak zwierzęta rozmawiaj ą ze sob ą.
— Może to tylko delirium — pocieszył się.
— To nie jest delirium — zaprotestowała rybka.
— Zaraz się obudzę. . .
— Nie obudzisz się.
Wyci ągn ął zza pazuchy flaszkę ze spirytusem i poci ągn ął dwa lub trzy łyki.
15
— Słuchaj, ubijemy interes — powiedziała rybka. — Ty mnie wypuścisz, a ja spełnię twoje życzenie.
— Jeszcze czego — wściekł się. — Już ja was znam, rybki. Żadnych życzeń, tylko patelnia.
Dopił spirytus, ale wcale mu się od tego nie polepszyło.
— Popatrzcie na tego idiotę — powiedziała mama kaczka do swoich dzieci. —
To miejscowy kłusownik Jakub Wędrowycz. Uważajcie na niego.
Potrz ąsn ął głow ą. Nadgarstki mu pulsowały.
— Jasna cholera, zalałem się w trupa, właśnie wtedy, kiedy mózg jest mi niezbędnie potrzebny do myślenia — zdenerwował się.
Brodz ąc po pas w błocie, wypełzł ze słoikiem w ręce na brzeg. Dopiero na twardym l ądzie zrozumiał, jak bardzo jest pijany. Postawił słoik na ziemi i przyci-sn ął go cegł ą, żeby mu rybka nie wyskoczyła i poszedł po konia. Marika na jego widok odsunęła się.
— Najpierw się umyj, a potem właź na czyste zwierzę — powiedziała.
Nie mógł nie przyznać jej racji. Wrócił do jeziora i zdj ął spodnie. Wrzucił je do wody, żeby się wypłukały, a sam, świec ąc gołym zadkiem, wrócił po konia.
Tymczasem na brzegu jeziora pojawił się miejscowy plugawy (to znaczy plugaw-szy od Jakuba) degenerat Marcin Bardak. Jakub biegał za klacz ą, toteż nie zauwa-
żył go. Wreszcie udało mu się jej dosi ąść. Kozacka krew zaważyła i mimo, że był zupełnie pijany, zdołał nad ni ą zapanować. Myślał już tylko o jednym. Uciec, uciec jak najdalej od śmiercionośnej rybki.
— Do Józefa — rzucił polecenie, po czym zacz ął odlatywać.
Doszedł do siebie, gdy stał na podwórzu kumpla. Klacz Józefa, Gniada, wyjrzała ze stajni.
— Znowu się ululał? — zapytała Marikę.
— W trupa. Cholera, kiedyś go zrzucę prosto pod pekaes, tyle tylko, że mogę trafić na gorszego właściciela niż on.
— To jest pewne ryzyko.
W drzwiach chałupy stan ął Józef. Zagdakał coś jak kura. Jakub padł mu w ob-jęcia z pijackim szlochem.
— Ratuj stary, złowiłem złot ą rybkę!
Józef uratował go, przenocował w stodole i dał mu nawet stare portki dla przy-krycia nagości. Rano Jakub wskoczył na konia i uciekł do domu. Podobno zaba-rykadował się i przez miesi ąc nie zbliżał do żadnej wody. Ale czego to ludziska nie gadaj ą.
*
*
*
Posterunkowy Birski stał na podwórzu plugawej siedziby plemienia Bardaków. Nowiutki mercedes, na zachodnich numerach, swoj ą nieskaziteln ą czysto-16
ści ą wyraźnie psuł estetykę podwórka, na któr ą składały się zaniedbane budynki, snuj ące się wokoło szare od brudu kury oraz jeziorko szaroczarnej gnojówki.
— A, więc pytam po raz ostatni, gdzie s ą papiery tego wozu? — posterunkowy tracił resztki cierpliwości.
— Nie ma — wymamrotał Bardak, patrz ąc w ziemię. — A może zreszt ą s ą w środku.
— Tak. A kluczyki, też ich nie ma? Sk ąd ten wóz? Pytam po raz ostatni.
— No, złota rybka. . .
Dzieciaki i reszta plemienia Bardaków wycofali się do szop i domu.
— Ja ci pokażę złot ą rybkę, cholerny złodzieju! — wydarł się Birski, a potem zacz ął walić pał ą aż drzazgi leciały.
HORROSKOP NA ROK 2002 —
według Jakuba Wędrowycza
Baran
Głow ą muru nie przebijesz, do tego potrzebny będzie ci kilof lub dynamit.
Możesz liczyć na przychylność fortuny, na sukcesy powinieneś jednak zapracować. Jeśli jesteś podwładnym, musisz wykazać się w pracy oślim uporem i lisi ą chytrości ą, wykończ konkurencję, a wtedy kto wie, może sam zostaniesz szefem?
Читать дальше