Sally pokręciła głową.
— Dobrze, dalej mi nie mów. — Przyklepała nylonowy worek, teraz ze wszystkich stron przyklejony taśmą izolacyjną, do jego piersi. — Miałeś rację. Naprawdę wygląda to kretyńsko.
— Jej córka Rowena, również jest wiedźmą — ciągnął Quentin. — Mike Bolt pracował u nich w domu jako młody chłopak i wtedy ona pocałowała go, tym samym rzucając na niego urok, więc obecnie kiedy tylko tego chce, może zmienić go w swojego niewolnika, który zrobi dla niej wszystko, co mu każe. Dlatego próbował udusić panią Tyler. Najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi.
Wiedziała już, że on nie żartuje, co jednak nie znaczyło, że mu wierzyła.
— Daj spokój, Quentinie. — Dodatkowo przymocowała worek kilkakrotnie owijając mu taśmę dookoła tułowia. — Dlaczego córka pani Tyler miałaby przysyłać jakiegoś faceta, by zamordował jej matkę?
— Ponieważ pani Tyler zabiła swojego syna Paula, kiedy był jeszcze dzieckiem, o czym Rowena wie i nigdy jej tego nie wybaczyła. — Nie było sensu tłumaczyć wszystkiego o Roz, szkatułce i Madeleine. Już i tak to, co mówił brzmiało zbyt nieprawdopodobnie, by Sally mogła dać wiarę.
— Ta historia jest bardziej zwariowana niż Ross Perot — stwierdziła Sally.
Quentin założył koszulę i zapiął ją, zakrywając worek z włosami przyklejony do klatki piersiowej.
Sally starała się znaleźć jakiś wiarygodny punkt zaczepienia w jego opowieści.
— Komendant Bolt naprawdę miał zamiar zabić panią Tyler?
— On w ogóle nie ma żadnych zamiarów — powiedział Quentin. — Wszystko zależy od tego, czego chce wiedźma, która ma go pod kontrolą.
— Masz wiedźmy za przyjaciółki, Quentinie, więc może wiesz kiedy Bolt planuje kolejną próbę?
Przyglądali się sobie przez długą chwilę, stojąc w biurze komendanta Bolta i zastanawiając się czy jest jakiś rozsądny powód, dla którego nie ma go tu razem z nimi. Dlaczego wcześniej nie przyszło im to do głowy?
Quentin gwałtownie otworzył drzwi i szybkim krokiem podszedł do biurka recepcjonistki.
— Gdzie jest komendant Bolt?
— On mi się nie melduje, panie Fears, jest raczej dokładnie odwrotnie.
— Nie może go pani przywołać przez radio?
— Nie wziął radiowozu.
— Myślałem, że wszystkie policyjne auta mają radia.
— Radiowozy są potrzebne funkcjonariuszom na dyżurze — powiedziała. — Komendant i tak wybierał się poza miasto, więc po co by mu było radio?
— Poza miasto? Dokąd?
— Będę mogła powiedzieć panu w piątek, kiedy da mi do przepisania swoje cotygodniowe zestawienie wyjeżdżonych kilometrów.
Poczuł jak Sally kładzie mu dłoń na ramieniu.
— Quentinie, jadę z powrotem do nas.
— Jeśli on naprawdę tam jest, Sally, nie będziesz w stanie sama go powstrzymać. Jeśli staniesz mu na drodze, rozniesie cię na strzępy.
— Wezwę policję — powiedziała. — Wezwę ich po drodze. Recepcjonistka wyglądała na zdezorientowaną.
— O czym państwo mówicie?
— Pani to nie dotyczy — zapewnił ją Quentin. — Dziękujemy za pokazanie nam biura komendanta Bolta.
— On mówił, żebyście się tam rozgościli, kiedy już się zjawicie.
— Rozgościli? — zdziwił się Quetnin. — Spodziewał się nas obojga?
— Jasne. Powiedział: Sally Sannazzaro i Quentin Fears. Co do pana, to nie był pewny, czy pan się pojawi, ale jeśli chodzi o panią Sannazzaro, to wiedział, że przyjedzie.
Sally spojrzała na Quentina oczami, w których czaił się strach.
— Tego nie mógł wiedzieć w żaden sposób.
— Mówiłem prawdę, Sally — powiedział Quentin. — Cokolwiek wiedźma chce żeby wiedział, on to wie.
— Szkoda, że nie mamy czasu, żebyś mi wyjaśnił dlaczego dzieją się takie dziwne rzeczy — powiedziała Sally. — Życz mi powodzenia.
— Powodzenia, Sally — Ale jej oczy mówiły mu wszystko. Wiedziała, że jest już za późno.
— Sam też życz sobie powodzenia — powiedziała. A potem dosłownie wyfrunęła przez drzwi. Quentin usłyszał jak jej służbowe buty na miękkiej podeszwie tupoczą w korytarzu, kiedy biegła w stronę parkingu.
Czując, że zbiera mu się na mdłości, Quentin ruszył w tę samą stronę, ale trochę wolniej. Może powinien był pojechać razem z nią, na północ, może powinien spróbować powstrzymać Mike’a. Ale był przekonany, że to Roz manipulowała wszystkim od samego rana. Jeśli dawała Quentinowi wolną rękę by mógł jechać na północ, najwyraźniej nie miało to już najmniejszego znaczenia. Tego ranka zablokowała go wystarczająco, sprawiając, że co chwila zapominał co miał zrobić. Wszystko wskazywało na to, że Mike wyruszył przed godziną, kiedy on siedział pod prysznicem. Dla Roz fraszką było sprawić, by recepcjonistka naprawdę myślała, że Bolt wyszedł “przed chwileczką”, nawet jeśli w ogóle tego ranka nie pojawił się w swoim biurze. Roz chciała uśmiercić panią Tyler i teraz było już za późno, by temu zapobiec.
Jedyne co pozostało Quentinowi to sprawić, aby pani Tyler, o ile miała zginąć tego ranka, nie zginęła na darmo. Jego zadanie polegało na tym, by stawić czoło temu, co czekało go w domu Laurentów. Duncanowie bez wątpienia już go oczekiwali. Roz była jedenastoletnim dzieckiem. Nie zniosłaby ani chwili zwłoki. Najprawdopodobniej wyruszyli do Mixinack, zanim Quentin zakończył swoje telefoniczne utarczki z przedstawicielką firmy wynajmującej samochody. Pewnie przyjechali do tamtego domu nim zdążył się dziś obudzić.
Jedno w każdym razie było pewne. Nie zaczną bez niego. Właśnie on musiał tam przyjść i otworzyć skrzynkę. Był gościem honorowym. Wsiadł do samochodu, wyjechał na główną ulicę przejazdową miasteczka i ruszył na południe, w stronę domu Laurentów.
Ledwie znalazła się na drodze, Sally Sannazzaro chwyciła za telefon.
— Komendant Todd? Tu Sally Sannazzaro. Jestem w Mixinack i mam poważne powody, by sądzić, że uzbrojony mężczyzna zamierza zabić jedną z moich podopiecznych.
— Ten sam facet, co tamtej nocy?
— Tak.
— Komendant policji z Mixinack?
— Już wcześniej próbował to zrobić.
— Niezbyt ładnie, kiedy policjanci z jednego posterunku, aresztują komendanta innego posterunku.
— Jakoś to potem rozwiążemy.
— Skąd pani wie, że on ma zamiar zastosować przemoc?
— W chwili gdy o tym rozmawiamy, on może już do niej strzelać. Zagrożona rezydentka zajmuje pokój numer 368 na trzecim piętrze, na samym końcu południowego skrzydła, po lewej stronie. Nazywa się Anna Tyler, jest bardzo stara, przykuta do łóżka i całkowicie bezbronna.
— Dlaczego miałby zabijać taką…
— Niech pan nie przysyła zwykłego patrolu jak do małej bójki. Mam poważne powody by sądzić, że komendant Bolt działa pod wpływem psychozy. Będzie go bardzo trudno powstrzymać.
— Mam wielką nadzieję, że to nie jest fałszywy alarm, panno Sannazzaro.
— A ja mam wielką nadzieję, że to będzie fałszywy alarm. Rozłączyła się. Wszystko było poza jej zasięgiem. Jedyne co mogła zrobić, to pędzić na północ i mieć nadzieję, że się myliła, liczyć, że Quentin był równie szalony jak jego opowieść, a komendant Bolt stał gdzieś obecnie z radarem na obrzeżach Mixinack, łapiąc amatorów zbyt szybkiej jazdy.
Ale Quentin Fears nie wyglądał na szaleńca. Raczej sprawiał wrażenie ostoi rozsądku. Miły gość. Ilu milionerów zatrzymuje się podczas szalejącej śnieżycy w domu starców, by pomóc robić sałatkę?
Trzeba przestać myśleć o sałatce. Trzeba przestać myśleć o facecie, który nazywa się Quentin Fears. Teraz trzeba skupić się na jeździe. Trzeba jechać na północ. Przykleił sobie włosy staruszki na serce. Ale ona właśnie o to go prosiła. A komendant Bolt naprawdę próbował ją udusić. Czy trójka ludzi może działać pod wpływem jednej, wspólnej psychozy? A może ja właśnie dołączam do nich jako czwarta?
Читать дальше