Roz wciąż napawała się swoim zwycięstwem.
— Zawsze myślała, że to jej własna, słaba i tępa córunia stawia jej czoło! Spójrz na swoją córkę, Babciu!
Teraz pani Tyler spojrzała na Rowenę i oczy jej złagodniały. Czy był to wyraz miłości? Czy chociaż żalu?
— Oto ona, twoja córa o miękkim serduszku! Ta, która nie mogła znieść myśli o skrzywdzeniu kogokolwiek. Ale to ja jestem twoim prawdziwym dzieckiem, Babciu. Mam taką samą siłę jak ty… tyle że mam jej więcej! To, co ci zrobiłam nie było niczym innym, jak wymierzeniem ci sprawiedliwości! Czy możesz temu zaprzeczyć?
— Niczemu nie zaprzeczam — powiedziała pani Tyler cicho. — Och, Roweno, gdybyś tylko mi uwierzyła.
Rowena patrzała w okno, a łzy strumieniami spływały jej po twarzy.
— Co za strapienie, dla naszych staruszek — drwiła Roz. — W jaki straszny dramat się wplątały. Ale coś wam powiem, drogie panie. To wszystko i tak was nie dotyczy. Wy byłyście jedynie narzędziami albo przeszkodami, to wszystko. Matka była narzędziem, które wykorzystałam do swoich celów. Babcia była przeszkodą, ale usunęłam ją z drogi. Ponieważ to, co właśnie zamierzam naprawdę ma znaczenie dla całego świata. Od początku było mi zbyt ciasno w tej waszej żałosnej mydlanej operze. Urodziłam się większa, niż wasze umysły były to w stanie pojąć. Więc zostańcie tu i zobaczcie, do czego naprawdę służy moc.
Pani Tyler rzuciła Quentinowi spojrzenie ponad szkatułką i posłała mu blady uśmiech.
— Dalej, Quentinie! — wrzasnęła Roz. — Otwórz mój skarb! Pani Tyler lekko kiwnęła głową.
Roz wybuchnęła śmiechem.
— Och, Babciu, czy ty naprawdę sądzisz, że wciąż bierzesz udział w tej grze?
Quentin wyciągnął ręce i chwycił za boczne ścianki szkatułki. Już wcześniej stał w tej pozie, ale wtedy nie miał pojęcia, co może znajdować się w środku. Teraz czuł nagość swojej skóry kiedy dotykał ciepłego, miękkiego drewna.
— Unieś wieczko — poleciła Roz.
Tym razem nie było wuja Paula, który by go zatrzymał. Uniósł lekko wieczko. Przez chwilę nic się nie działo. Podniósł wzrok i spojrzał na panią Tyler. W tym czasie długa, giętka, czerwona tętnica wypełzła wężowym ruchem spod pokrywy i podłączyła się do jednej z żył na grzbiecie prawej dłoni Quentina.
Wrzasnął, bardziej ze strachu, niż z bólu. Drugą ręką spróbował strącić tętnicę, ale ta stała się już częścią jego własnego ciała. Kiedy za nią pociągał, jego ręka poruszała się wraz z arterią. Następne dwie tętnice wypełzły ze skrzynki czepiając się jego lewej ręki.
— Trzeba było zostać w rękawiczkach — szydziła Roz. Quentin próbował stawić jakiś opór, ale jego ręce już mu się nie poddawały. Chciał odsunąć się od skrzynki, ale ręce wciąż do niej parły, pomimo że robił co mógł, by je odciągnąć. Jego dłonie całkowicie otworzyły wieko.
Wyglądało to tak, jakby otworzył klatkę piersiową człowieka. Delikatna siatka żył i tętnic pokrywała wewnętrzne ścianki pudełka, ale coraz więcej naczyń wysuwało się na zewnątrz, by czepiać się dłoni i nagich przedramion Quentina.
Roz zaczęła iść w jego stronę, uśmiechnięta, ale także przerażona.
— Dobrze — powiedziała. — A teraz posiądź go. Posiądź go.
— Zatrzymaj ją, Roz. — wyszeptała Rowena.
— Za późno, Matko — powiedziała Roz. — Kiedy już zacznie, nie sposób jej zatrzymać.
Z oczyma pełnymi strachu Quentin spojrzał na panią Tyler. Była poważna, ale na jej twarzy nie dostrzegł ani śladu przerażenia. Patrzyła na niego.
Ogromne serce wynurzyło się z pudełka, ciągnięte do góry przez tętnice, czepiające się ciała Quentina w kilkunastu punktach. Biło nierównym rytmem.
— Pośpiesz się — szeptała Roz, podchodząc bliżej. — Bierz go!
— Serce ma tylko kilka minut — powiedziała pani Tyler łagodnym głosem, jak nauczycielka wyjaśniająca coś swoim uczniom. — Wewnątrz skrzynki nie mogło umrzeć, ale na zewnątrz musi mieć gospodarza. Nie walcz z nim, Quentinie. Weź je na swoją pierś.
Quentin spojrzał na nią śmiertelnie przerażony. Robił wszystko co mógł, żeby powstrzymać swoje ręce przed chwyceniem serca, a teraz ona mówi mu, żeby się poddał? Żeby oddał sercu siebie samego w posiadanie?
— Tylko kilka minut, a potem będzie musiało zostać tam gdzie jest — powiedziała pani Tyler. — Połóż je na swoje piersi.
Quentin przestał się opierać. Natychmiast jego dłonie przylgnęły do serca, schwyciły je i wyrwały z sieci arterii kłębiącej się w pudełku. Natychmiast żyły, które do tej pory nie zostały użyte, przywiędły i wyschły, upodabniając się do zeszłorocznych winorośli. Szkatułka przestała pulsować.
Ręce Quentina zawahały się na moment. Następnie przycisnęły serce do jego klatki piersiowej, gdzie przyczepiło się do materiału koszuli, bijąc jak szalone.
— Gotowe — powiedziała Roz.
— Gotowe — powiedziała pani Tyler.
— Roz, nie! — wrzasnęła Rowena.
— A teraz uczynię cię moim — powiedziała Roz. Podeszła bliżej. — Pochyl się, Quentinie, żebym mogła cię pocałować. — Nagle znowu zmieniła się w Madeleine. — Pocałuj mnie, Tin. Pocałuj mnie ostatni raz.
Była bardzo blisko. Tuż przed nim. Za jej plecami widział panią Tyler. Rękami dawała mu znaki, jakby odpychała coś od swoich piersi. Zrozumiał natychmiast. Ale czy wystarczy mu sił, by tego dokonać?
Własnych sił na pewno by mu nie starczyło. Gdyby bestia nie chciała iść do dziewczyny, nigdy nie udałoby mu się odepchnąć pulsującego serca. Ale bestia bardzo tego pragnęła. A dzięki włosom Babci, oddzielającym zniekształcone serce Paula od jego własnego ciała, dysponował jeszcze resztkami jej mocy, chroniącymi go przed całkowitym zawładnięciem przez bestię. Quentin podniósł ręce na wysokość klatki piersiowej, schwycił serce i oderwał je od siebie. Ponieważ Madeleine stała tuż przy nim, tym samym ruchem przycisnął je do jej piersi.
W tej samej chwili Madeleine z powrotem stała się Roz, tyle że w miejscu, gdzie Madeleine miała biust, widniała teraz naga skóra twarzy dziewczynki. Serce już przyczepiało się do niej w kilkunastu, kilkudziesięciu miejscach. Żyły odczepiały się od rąk Quentina. Cofnął się uwolniony, ale niezdolny oderwać oczy od tego, co działo się z Roz.
Serce ześliznęło się po jej twarzy pod brodę, po szyi i pod koszulę. Roz była przerażona.
— Matko! — ryknęła. — Pomóż mi! Matko!
— Teraz wiesz — odezwała się pani Tyler do Roweny głosem pełnym goryczy. — Teraz wiesz, dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam.
— Nie możesz tego zatrzymać? — spytała Rowena.
— Raz już to zrobiłam, kiedy bestia posiadła mojego małego chłopca — powiedziała pani Tyler. — Ale obecnie, niestety, jestem martwa.
— Matko! — głos Roz był oszalały z trwogi. — Matkoooo! — wyła. A potem jej głos zmienił się w gulgot.
Dziewczynka zachwiała się i upadła na jedno kolano. Jej ciało zaczęło zmieniać kształt. Ramiona skurczyły się, ręce cofnęły się do wewnątrz rękawów, a następnie zniknęły całkowicie. Skrzydła z trzaskiem rozdarły koszulę na plecach, rozpościerając się na szerokość najpierw trzech, a zaraz potem sześciu metrów, delikatne i wiotkie jak z czarnego jedwabiu, cieniutkie jak z papieru. Quentin zauważył, że światło wpadające przez okno prześwituje przez skrzydła. Głowa Roz odchyliła się do tyłu, szczęki rozwarły się szeroko. Ogromny, pozwijany język wysunął się raz, drugi, a potem jej twarz zapadła się tworząc nową formę. Była to głowa smoka. Głowa otworzyła paszczę, żeby ukazać gęsty rząd zębów i ryknęła.
Читать дальше