Ale wiedziała dlaczego. Jej niezwykły obrońca. Chociaż była przekonana, że będzie musiała poradzić sobie sama z Sheenerem, jej opiekun znów przybył i ostrzegł, by trzymał się od niej z daleka.
Nie wiedziała, dlaczego czuła taki opór przed podzieleniem się opowieścią o jej tajemniczym opiekunie z bliźniaczkami Ackerson. Były jej najlepszymi przyjaciółkami. Ufała im. A jednak intuicyjnie czuła, że tajemnica jej obrońcy powinna pozostać tajemnicą. Jakkolwiek by była skąpa wiedza na jego temat, niech lepiej pozostanie wiedzą tajemną. Ona nie ma prawa wypaplać o nim innym ludziom, sprowadzając tajemną wiedzę do poziomu plotki.
* * *
Podczas następnych dwóch tygodni siniaki Węgorza rozpłynęły się, a usunięte z ucha bandaże odsłoniły żywą czerwień przy szwach, tam gdzie kawałek skóry został niemal oderwany. W dalszym ciągu trzymał się z daleka od Laury. Kiedy obsługiwał ją w jadalni, już nie trzymał dla niej lepszych kąsków z deseru i dalej nie patrzył jej w oczy.
Czasem jednak chwytała jego spojrzenia z drugiego końca pokoju. Za każdym razem szybko odwracał wzrok, ale jego płonące, zielone oczy niosły teraz coś jeszcze gorszego niż dawne, chorobliwe pożądanie: wściekłość. Było oczywiste, że winił ją za bicie, które wycierpiał.
W piątek, 27 października, pani Bowmaine zakomunikowała jej nowinę: następnego dnia ma zostać przeniesiona do rodziny opiekuńczej.
Małżeństwo z Newport Beach, pan i pani Dockweiler, zostali właśnie włączeni w program opieki nad sierotami i byli gotowi zająć się nią.
– Jestem pewna, że ten układ da lepszy rezultat – oznajmiła pani Bowmaine, stojąc za biurkiem w żarzącej się żółtymi kolorami sukience z materiału w kwiatowe wzory. Wyglądała w niej jak sofa na oświetlonej słońcem werandzie.
– Lepiej, żeby kłopoty, jakie sprawiałaś państwu Teagel, nie powtórzyły się u Dockweilerów.
Tego wieczora w ich pokoju Laura i bliźniaczki starały się nie tracić humoru i omawiały zbliżające się rozstanie w takim samym zrównoważonym nastroju, co jej wyjazd do Teaglów. Ale były teraz bliższe sobie niż miesiąc temu, o tyle bliższe, że Ruth i Thelma zaczęły traktować teraz Laurę, jakby była ich siostrą. Raz nawet Thelma powiedziała:
– Zadziwiające siostry Ackerson – Ruth, Laura i moi – i Laura poczuła się bardziej potrzebna, kochana i żywa niż kiedykolwiek podczas trzech miesięcy od śmierci ojca.
– Kocham was – powiedziała.
– Och, Laura – wyszeptała Ruth i wybuchnęła płaczem.
Thelma rzuciła gniewnie:
– Zaraz wrócisz. Ci Dockweilerowie to będą straszni ludzie. Każą ci spać w garażu.
– Mam nadzieję – powiedziała Laura.
– Będą cię tłukli wężem do podlewania kwiatów.
– Oby.
* * *
Tym razem grom, który w nią uderzył, to był dobry grom, a przynajmniej tak się wydawało na początku.
Dockweilerowie mieszkali w ogromnym domu, w drogiej dzielnicy Newport Beach. Laura dostała własną sypialnię, której wystrój utrzymany był w kolorach ziemi, głównie w beżach. Za oknem rozpościerał się ocean.
Prezentując pokój Carl Dockweiler powiedział:
– Nie znaliśmy twoich ulubionych kolorów, więc zostawiliśmy to tak, jak było, ale możemy to w całości przemalować, jeśli tylko zechcesz. – Miał koło czterdziestki, był duży jak niedźwiedź, z klatką piersiową wielkości baryłki i szeroką, pomarszczoną twarzą, z której przypominałby Johna Wayne’a, gdyby w spojrzeniu Johna Wayne’a kryło się choć trochę rozbawienia. – Może dziewczynka w twoim wieku wolałaby różowy pokój?
– Och nie, podoba mi się tak, jak jest – zawołała Laura. Była stale oszołomiona widokiem bogactwa, które teraz na nią spłynęło. Podeszła do okna i ogarnęła wzrokiem wspaniały widok przystani Newport z jej jachtami podskakującymi na rozmigotanej w słońcu fali.
Nina Dockweiler podeszła do Laury i położyła rękę na jej ramieniu. Była śliczna. Z ciemną karnacją, kruczymi włosami i fiołkowymi oczami wyglądała jak laleczka z chińskiej porcelany.
– Laura, w aktach agencji i opieki nad dziećmi napisano, że uwielbiasz książki, ale nie wiedzieliśmy jakie, więc idziemy prosto do księgarni i kupimy to, na co będziesz miała ochotę.
W księgarni Waladena Laura wybrała pięć tanich książek. Dockweilerowie zachęcali ją do dalszych zakupów, ale miała nieczyste sumienie, wydając ich pieniądze. Carl i Nina myszkowali między półkami, wyjmując z nich tom za tomem, odczytując jej reklamy z okładek, dodając do stosu książek nowe, kiedy tylko wykazała ślad zainteresowania. W pewnej chwili on zaczął czołgać się na kolanach obok działu literatury młodzieżowej, czytając tytuły z dolnej półki:
– Hej, tu jest jedna o psie. Lubisz historie o zwierzętach? A tu jest historia szpiegowska. – Przedstawiał sobą widok tak komiczny, że Laura zachichotała. Do czasu, kiedy wyszli z księgarni, kupili setkę książek, całe torbiszcze.
Pierwszy wspólny obiad zjedli w pizzerii, gdzie Nina ujawniła zaskakujący talent do sztuczek magicznych, wyciągając zza ucha Laury wianuszek pepperoni, żeby potem kazać mu zniknąć.
– To zadziwiające – powiedziała Laura. – Gdzie się tego nauczyłaś?
– Miałam firmę dekoracji wnętrz, ale musiałam z niej zrezygnować osiem lat temu. Względy zdrowotne. Za dużo napięć. Nie byłam przyzwyczajona do siedzenia w domu jak kupka nieszczęścia, więc zajęłam się tym wszystkim, o czym mogłam tylko marzyć, kiedy byłam kobietą interesu, nie mającą czasu dla siebie. Uczyłam się na przykład magii.
– Przyczyny zdrowotne? – spytała Laura.
Poczucie bezpieczeństwa jest jak dywan, który ludzie usiłują spod ciebie wyrwać, a teraz ktoś już szykował się, żeby znowu nim szarpnąć. Jej strach musiał być widoczny, gdyż Carl Dockweiler uspokoił ją:
– Nie martw się. Nina urodziła się z kiepskim sercem. To wada wrodzona, ale będzie żyła tak długo, jak ty czy ja, jeżeli będzie unikać napięć.
– A zoperować się tego nie da? – spytała Laura, odkładając właśnie nałożony kawałek pizzy. Nagle przeszedł jej apetyt.
– Chirurgia sercowo-naczyniowa rozwija się bardzo szybko – powiedziała Nina. – Może za parę lat. Ale, kochanie, nie ma się czym przejmować. Będę na siebie uważać, zwłaszcza teraz, kiedy mam córkę, którą będę mogła psuć!
– Bardziej niż cokolwiek innego chcieliśmy mieć dzieci – powiedział Carl – ale nie mogliśmy ich mieć. Jeszcze zanim zdecydowaliśmy się na adopcję, stan serca Niny stał się wiadomy, więc urząd do spraw adopcji nie zakwalifikowałby nas.
– Ale nadajemy się na rodzinę opiekuńczą – powiedziała Nina – więc jeżeli spodoba ci się u nas, możesz zostać na zawsze, jakbyś była adoptowana.
Tej nocy, w swojej wielkiej sypialni z widokiem na morze – teraz ten bezmiar czerni budził prawie strach – Laura powiedziała sobie, że nie wolno jej za bardzo polubić Dockweilerów, że stan serca Niny wyklucza jakąkolwiek możliwość znalezienia w tym domu bezpiecznej przystani.
Następnego dnia, w niedzielę, zabrali ją na zakupy do magazynów odzieżowych i wydaliby na nią fortunę, gdyby w końcu nie zaczęła ich błagać, żeby przestali. Pojechali potem ich wypakowanym po sam dach jej nowymi rzeczami mercedesem na komedię z Peterem Sellersem, a po kinie zjedli obiad w restauracji serwującej hamburgery. Wielkość cocktaili mlecznych przekraczała tam jakiekolwiek poczucie przyzwoitości.
Polewając keczupem frytki, Laura zauważyła:
– Wy, chłopcy, macie szczęście, że agencja przysłała wam mnie, a nie jakiegoś innego dzieciaka.
Читать дальше