Stefan wzdrygnął się.
Łóżko w dawnym pokoju sióstr Ackerson było teraz zajęte przez inne dziecko. Laurze wyznaczono mały dwuosobowy pokój w północnym skrzydle drugiego piętra, tuż przy schodach. Jej współlokatorka miała dziewięć lat i nazywała się Eloise Fisher. Nosiła mysi ogonek, była piegowata i cechował ją szalenie stateczny sposób bycia.
– Jak dorosnę, zostanę księgową – wyjaśniła Laurze. – Bardzo lubię cyfry. Możesz dodać całą kolumnę cyfr i za każdym razem wyjdzie ci to samo. Z cyframi nie ma niespodzianek; są kompletnie inne niż ludzie.
Rodzice Eloise zostali skazani na karę więzienia za rozprowadzanie narkotyków. U McIlroya oczekiwała na decyzję sądu, mającą ustalić, kto z jej krewnych może przejąć nad nią opiekę.
Laura, gdy tylko się rozpakowała, pognała do pokoju sióstr Ackerson. Wpadając, krzyknęła:
– Ja być wolna, ja być wolna!
Tammy i nowa dziewczynka popatrzyły na nią bezmyślnie, ale Ruth i Thelma podbiegły i uściskały ją. To było jak powrót do prawdziwego domu.
– Nie spodobałaś się swoim opiekunom? – pytała Ruth.
– Wiem! – wykrzyknęła Thelma. – Użyłaś Planu Ackerson.
– Nie, załatwiłam ich podczas snu.
– Proste sposoby są zawsze skuteczne.
Nowa dziewczynka, Rebeka Bogner, miała około jedenastu lat. Ona i siostry Ackerson najwyraźniej nie mogły się ze sobą dogadać. Przysłuchując się rozmowie Laury z bliźniaczkami, Rebeka powtarzała: „jesteście kopnięte”, „zupełnie pokręcone” i „Jezu, ale cudaki”, z wyrazem, takiej wyższości i pogardy, że psuło to nastrój równie skutecznie, jak wybuch jądrowy.
Laura i bliźniaczki wyszły na dwór. Dopiero w kącie boiska mogły podzielić się nowinami, jakie zebrały się przez pięć tygodni, unikając przy tym zgryźliwych komentarzy Rebeki. Był początek października i dni były jeszcze ciepłe, choć o tej porze, na kwadrans przed piątą, powietrze już się ochłodziło. Ubrane w żakiety siedziały na dolnych szczeblach „dżungli” zbudowanej z drabinek. Były same, młodsze dzieci myły się już przed wcześnie podawaną kolacją.
Nie minęło pięć minut, jak pojawił się Sheener. Niósł elektryczne nożyce do przycinania krzewów. Zajął się krzewem eugenii, oddalonym od nich o jakieś trzydzieści stóp, ale jego uwaga była skoncentrowana na Laurze.
Podczas kolacji Węgorz obsługiwał stanowisko z kartonami z mlekiem i z plackami wiśniowymi. Największy zachował dla Laury.
* * *
W poniedziałek poszła pierwszy raz do szkoły. Inne dzieci miały cztery tygodnie na pozawieranie znajomości. Nieliczne wspólne lekcje z Ruth i Thelmą ułatwiały jej zżycie się ze szkołą, ale i przypominały o tym, że główną cechą życia sieroty jest tymczasowość.
We wtorek po południu, po powrocie ze szkoły, została zatrzymana w hallu przez panią Bowmaine.
– Lauro, czy możesz przyjść do mojego biura?
Pani Bowmaine miała na sobie purpurową sukienkę w kwiatowe wzory, które stanowczo kłóciły się z różową i brzoskwiniową tonacją zasłon i tapet. Laura została usadzona na krześle obitym tapicerką w różany wzór. Wychowawczyni stała za biurkiem, chcąc szybko załatwić sprawę Laury i zająć się innymi rzeczami. Pani Bowmaine była wciąż czymś zajęta i zaaferowana.
– Eloise Fisher opuściła nas dzisiaj – powiedziała.
– Kto się nią zajął? – spytała Laura. – Najbardziej lubiła babcię.
– Właśnie ona – potwierdziła pani Bowmaine.
To dobrze dla Elsie. Laura miała nadzieję, że piegowata przyszła księgowa z mysim ogonkiem znajdzie jakiegoś człowieka, któremu będzie mogła zaufać. Nie tylko suchym cyfrom.
– Teraz nie masz w pokoju koleżanki – rzeczowo podjęła pani Bowmaine – i nie ma gdzie indziej wolnego łóżka, więc nie mamy cię gdzie przenieść…
– Mogę coś zaproponować?
Pani Bowmaine skrzywiła się niecierpliwie i spojrzała na zegarek. Laura zaczęła szybko:
– Ruth i Thelma są moimi najlepszymi przyjaciółkami, a ich koleżankami z pokoju są Tammy Hinsen i Rebeka Bogner. Nie wydaje mi się, żeby Tammy i Rebeka mogły się dogadać dobrze z Ruth i Thelmą, więc…
– Chcemy, żebyście, dzieci, nauczyły się współżyć z ludźmi, którzy się od was różnią. Pobyt z dziewczętami, które już polubiłaś, nie kształtuje charakteru. W każdym razie, nie jestem w stanie do jutra niczego zorganizować, a dziś jestem zajęta. Chcę więc wiedzieć, czy mogę ci zaufać i pozwolić ci spędzić samej noc w twoim dotychczasowym pokoju?
Laura nie była w stanie pojąć, jakich kłopotów wychowawczyni może się spodziewać po dziecku pozostawionym samotnie na jedną noc. Być może wyobrażała sobie, że Laura zabarykaduje się w pokoju tak skutecznie, że policja będzie musiała wysadzić drzwi, obezwładnić ją za pomocą gazu i wywlec w kajdankach.
Laura czuła się równie urażona, co oszołomiona.
– Oczywiście, że nic mi się nie stanie. Nie jestem niemowlakiem. Wszystko będzie w porządku.
– No… dobrze. Będziesz spała sama, ale przygotuj się, że jutro to się zmieni.
Po opuszczeniu kolorowego biura pani Bowmaine, Laura pomaszerowała ponurymi korytarzami. Wchodząc schodami na drugie piętro, nagle stanęła jak wryta. Biały Węgorz! Sheener dowie się o tym, że ma spać dziś w nocy sama. Wiedział o wszystkim, co się działo u McIlroya, a że miał klucze, mógł dostać się tu w nocy. Jej pokój mieścił się tuż przy schodach, więc mógł prześlizgnąć się z klatki schodowej do pokoju i obezwładnić ją w jednej chwili. Mógł ją ogłuszyć, oszołomić narkotykiem, wrzucić do worka, wynieść, zamknąć w piwnicy i nikt się nie dowie, co się z nią stało.
Na podeście drugiego piętra zawróciła. Zbiegła na dół, przeskakując po dwa stopnie, i skierowała się do biura pani Bowmaine. W rogu hallu prawie wpadła na Węgorza. Niósł zmywak na kiju i pchał wiadro na kółkach. W powietrzu unosiła się gorzka woń środka czyszczącego o zapachu sosny.
Wyszczerzył do niej zęby. Może jej się tylko wydawało, ale była pewna, że Sheener już wiedział, że dzisiejszej nocy będzie spała sama.
Powinna wyminąć go, pójść do pani Bowmaine i prosić o zmianę ustaleń. Nie mogła poskarżyć się na Sheenera – spotkałby ją wtedy los Denny’ego Jenkinsa: utrata wiarygodności i nieustanne napastowanie ze strony narzuconego jej przez los prześladowcy. Ale stać ją było na wymyślenie rozsądnych argumentów, uzasadniających nagłą zmianę zdania.
Zastanawiała się, czy nie rzucić się na niego, pchnąć na wiadro, kopiąc przy tym po tyłku, i poradzić mu, żeby z nią nie zaczynał, bo jest od niego twardsza. Ale on – to nie Teaglowie. Mike, Flora i Hazel byli ograniczeni, natrętni i głupi, ale stosunkowo zdrowi na umyśle. Węgorz zdrowy nie był i nie wiadomo jak by zareagował, gdyby rozciągnęła go na podłodze.
Kiedy to rozważała, jego krzywe, żółtawe zęby wyszczerzały się coraz bardziej. Na policzkach pojawił się rumieniec, a kiedy Laura zdała sobie sprawę, że może to być rumieniec podniecenia, zebrało się jej na wymioty.
Odeszła i dopóki nie znikła mu z oczu na schodach, nie śmiała biec. Potem rzuciła się sprintem do pokoju sióstr Ackerson.
– Dziś w nocy będziesz tu spała – zdecydowała Ruth.
– Jasne – dodała Thelma – u siebie musisz wytrzymać do nocnego obchodu, a potem prześlizgniesz się do nas.
Z kąta, w którym siedziała na łóżku i odrabiała matematykę, odezwała się Rebeka Bogner:
– Mamy tylko cztery łóżka.
– Będę spała na podłodze – odparła Laura.
Читать дальше