Wracając do swojego pokoju na drugim piętrze, na północnych schodach Laura natknęła się na Węgorza. Weszła właśnie na drugie półpiętro. Stał na następnej kondygnacji, wycierając ścierką dębową poręcz. Zakręcona butelka pasty do mebli stała o stopień niżej.
Zamarła i serce zaczęło jej bić w podwójnym tempie, bo zrozumiała, że zaczaił się tu na nią. Wiedział o wezwaniu jej do biura pani Bowmaine i domyślił się, że wróci do swojego pokoju najbliższymi schodami.
Byli sami. W każdej chwili ktoś mógł się pojawić: inne dziecko albo któryś z opiekunów. Ale w tym momencie byli sami.
W pierwszym odruchu chciała zawrócić i pójść południowymi schodami, ale przypomniała sobie, co Thelmą powiedziała o konieczności stawienia czoła Węgorzowi i o tym, jak takie typy żerują na słabeuszach. Mówiła sobie, że najlepiej zrobi przechodząc obok niego bez słów, ale nogi miała jak przyśrubowane do podłogi; nie była zdolna wykonać kroku. Spoglądając na nią z wysokości połowy kondygnacji, Węgorz uśmiechnął się. Był to koszmarny uśmiech: miał białą skórę i bezbarwne wargi, krzywe zęby, pożółkłe i pokryte brązowymi plamkami jak skóra przejrzałego banana. Pod rudą, rozwichrzoną czupryną ta twarz robiła wrażenie maski klauna, ale nie tego, którego widuje się w cyrku, lecz takiego, jacy krążą w wieczór Halloween – z rodzaju tych, co to mogą nosić przy sobie, zamiast ręcznej polewaczki, piłę elektryczną.
– Śliczna z ciebie dziewczynka, Lauro.
Próbowała wydusić z siebie, żeby poszedł do diabła. Nie była w stanie.
– Chciałbym zostać twoim przyjacielem – powiedział.
Jakoś udało się jej zebrać siły, żeby ruszyć na górę, w jego kierunku.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej – pewnie wydało mu się, że przyjęła jego propozycję. Sięgnął do kieszeni spodni w kolorze khaki i wyciągnął parę karmelowych baloników Tootsie Roll…
Laura przypomniała sobie, jak się śmiały, kiedy Thelma opowiadała o głupawych i prostackich propozycjach Węgorza i nagle przestał się jej wydawać tak groźny jak przed chwilą. Ofiarowując jej Tootsie Roll i łypiąc na nią pożądliwym okiem, Sheener był zabawną postacią, karykaturą zła i roześmiałaby mu się w nos, gdyby nie wiedziała, jak postępował z Tammy i z innymi dziewczynkami. Więc choć nie była w stanie zdobyć się na śmiech, to niedorzeczny wygląd i zachowanie Węgorza dodały jej odwagi, by szybko go wyminąć.
Kiedy dotarło do niego, że nie zamierza wziąć słodyczy ani odpowiedzieć na jego propozycję, spróbował ją zatrzymać, kładąc rękę na ramieniu. Zrzuciła ją gniewnie.
– Nigdy nie dotykaj mnie, ty świrze.
Ruszyła schodami, starając się za wszelką cenę nie przyspieszyć kroku. Gdyby zaczęła biec, zorientowałby się, że się go boi i stałby się jeszcze bardziej natrętny.
Kiedy była tylko dwa stopnie od następnego podestu, odetchnęła, prawie pewna, że wygrała, że jej odwaga wywarła na nim wrażenie. Wtedy usłyszała charakterystyczny dźwięk zamka błyskawicznego. Zza pleców doszedł ją głośny szept:
– Hej, Laura, popatrz na to. Popatrz, co tu mam dla ciebie. – W jego głosie brzmiał obłąkańczy, pełen nienawiści ton. – Popatrz, popatrz na to, co mam w ręce, Laura.
Nie obejrzała się.
Dotarła do podestu i zaczęła wchodzić na następną kondygnację, powtarzając w myśli: „Nie ma powodu uciekać, nie odważ się uciekać, nie uciekaj, nie uciekaj”.
Stojąc o jedną kondygnację niżej, Węgorz odezwał się.
– Popatrz na ten wielki batonik Tootsie Roli, który teraz trzymam. Jest większy niż inne.
Na drugim piętrze Laura pobiegła prosto do łazienki. Mocno wyszorowała ręce. Musiała to zrobić po tym, jak zrzuciła z ramienia rękę Sheenera.
Później razem z bliźniaczkami Ackerson na podłodze sypialni zwołały naradę wojenną. Thelma wyła ze śmiechu, kiedy usłyszała, jak to Sheener chciał namówić Laurę, aby spojrzała na jego „duży batonik Tootsie Roll”.
– Jest nieoceniony, no nie? – wykrztusiła. – Skąd podłapał tę kwestię? Może Doubleday wydał Słownik Perwersów: Klasyczne Odzywki Wstępne albo coś w tym rodzaju?
– Kłopot w tym – odezwała się zaniepokojona Ruth – że nie zrezygnował, kiedy Laura mu się postawiła. Nie sądzę, żeby odczepił się od niej tak szybko, jak od innych dziewcząt, które mu się nie dały.
Tej nocy Laura miała kłopoty z zaśnięciem. Myślała o swoim specjalnym obrońcy i zastanawiała się, czy pojawi się w równie cudowny sposób jak poprzednio i czy zajmie się Willym Sheenerem. Jakoś nie czuła, że może na niego liczyć i tym razem.
* * *
Przez następne dziesięć dni, podczas gdy mijał sierpień, Węgorz towarzyszył Laurze równie wytrwale jak Księżyc Ziemi. Kiedy razem z bliźniaczkami Ackerson zachodziła do pokoju zabaw pograć w karty albo w Monopol, dziesięć minut później zjawiał się tam Sheener i zabierał się do pracy: ostentacyjnie mył okna, glansował meble albo naprawiał karnisze, choć w istocie cała jego uwaga skupiona była na Laurze. Jeżeli dziewczynki, chcąc pogadać lub pobawić się, szukały odosobnienia w kącie boiska, Sheener pojawiał się tam wkrótce, nagle odkrywszy, że krzewy wymagają podcięcia albo że trzeba podrzucić im nawozu. A chociaż drugie piętro było przeznaczone wyłącznie dla dziewcząt, to męska część obsługi mogła tam przebywać w celach porządkowych między dziesiątą rano a czwartą po południu, więc Laura nie miała w tych godzinach zapewnionego żadnego bezpieczeństwa w swoim pokoju.
Gorsza od uporu Węgorza była przerażająca gwałtowność, z jaką rosło jego złowrogie uczucie, chore pożądanie, którego objawem była rosnąca intensywność spojrzenia i strugi kwaśnego potu, zlewającego go, kiedy przebywał obok niej dłużej niż kilka chwil w jednym pomieszczeniu.
Laura, Ruth i Thelma usiłowały sobie wmówić, że zagrożenie ze strony Węgorza maleje wraz z każdym dniem, w którym jej nie zaczepił, to jego wahanie dowodzi, że pogodził się z faktem, iż Laura nie jest dostępną zdobyczą. Ale w głębi serca wiedziały, że są to wyłącznie pobożne życzenia. Nie potrafiły jednak przyjąć do wiadomości pełnego wymiaru zagrożenia aż do pewnego sobotniego popołudnia pod koniec sierpnia, kiedy to powróciwszy do swojego pokoju zastały Tammy, która w napadzie szalonej zazdrości niszczyła zbiór książek Laury.
Biblioteczkę złożoną z pięćdziesięciu paperbacków – jej ulubionych, przywiezionych z mieszkania nad sklepem i przechowywanych teraz pod łóżkiem – Tammy wywlokła na środek pokoju i z gorączkową nienawiścią porwała dwie trzecie z nich.
Laura była zbyt osłupiała, żeby zdobyć się na działanie, ale Ruth i Thelma odciągnęły dziewczynkę od książek i powstrzymały ją.
Były to ulubione książki Laury, stanowiły też więź z nieżyjącym ojcem, który je kupił. Z tych powodów, ale przede wszystkim dlatego, że posiadała tak niewiele na własność, po ich stracie poczuła się cała obolała. Jej dobytek był skromny i ubogi, ale nagle uświadomiła sobie, że stanowił zaporę przed okrucieństwami życia.
Od momentu, w którym żywy obiekt jej wściekłości stanął przed nią, Tammy przestała myśleć o książkach.
– Nienawidzę cię, nienawidzę! – Po raz pierwszy od chwili ich poznania jej blada, ściągnięta twarzyczka była pełna życia, zarumieniona i konwulsyjnie wykrzywiona od nadmiaru emocji. Przypominające blizny kręgi wokół oczu nie zniknęły, ale przestały nadawać jej wygląd osoby słabej czy złamanej. Była teraz dzika i drapieżna.
Читать дальше