Tykał zegarek. Zimny powiew poruszył firankami.
W końcu ten ktoś, stojący przy łóżku, wycofał się. Zamknął drzwi. A zresztą: to była panna Keist.
Wstrząsana gwałtownymi dreszczami Laura zsunęła się z łóżka i naciągnęła szlafrok. Otuliła ramiona kocem i opuściła pokój. Była boso, żeby nie robić hałasu stukającymi kapciami.
Nie mogła powrócić do pokoju sióstr Ackerson. Zamiast tego udała się w kierunku północnych schodów, ostrożnie otworzyła drzwi na klatkę schodową i weszła na zalany mglistym światłem podest. Nasłuchiwała odgłosu kroków Węgorza, które mogłyby dobiec z dołu. Schodziła uważnie, obawiając się zetknięcia z Sheenerem, ale do parteru dotarła bez przeszkód.
Drżąc z zimna, które z wykładanej płytkami podłogi przenosiło się na jej bose stopy, schroniła się w pokoju zabaw. Nie zapaliła światła, wystarczał jej niewyraźny poblask latarni, przenikający szyby okienne i kładący się srebrem na krawędziach mebli. Ostrożnie ominęła krzesła i stoliki do gier i położyła się za kanapą, na złożonym kocu.
Drzemała niespokojnie; często budziły ją koszmary. Stary dom pełen był tajemniczych nocnych odgłosów: trzeszczenia parkietu na wyższych piętrach i głuchych stęknięć dobiegających ze starych wodociągów.
Stefan zgasił światło i czekał w sypialni urządzonej dziecinnymi mebelkami. O wpół do czwartej nad ranem usłyszał powracającego Sheenera. Bezszelestnie wsunął się za drzwi sypialni. W parę chwil potem wkroczył tam Willy Sheener, zapalił światło i podszedł do materaca. Przechodząc przez pokój wydał dziwny dźwięk przypominający westchnienie lub sieknięcie zwierzęcia, które umykając wrogiemu światu zagłębia się w swoją norę.
Stefan zamknął drzwi. Sheener obrócił się gwałtownie, zaszokowany, że ktoś wdarł się do jego gniazda.
– Kim… kim jesteś? Co tu, do diabła, robisz?
* * *
Z chevroleta, zaparkowanego w cieniu po drugiej stronie ulicy, Kokoschka obserwował Stefana, opuszczającego dom Willy’ego Sheenera. Odczekał dziesięć minut, wyszedł z wozu i okrążył dom. Znalazł uchylone drzwi i ostrożnie wszedł do środka.
W dziecięcej sypialni odnalazł Sheenera – zmaltretowanego, skrwawionego i bez przytomności. W powietrzu unosił się odór moczu. Nieprzytomny mężczyzna stracił kontrolę nad pęcherzem.
Któregoś dnia, pomyślał Kokoschka z ponurą determinacją i dreszczem sadystycznej rozkoszy, urządzę Stefana jeszcze lepiej. Jego i tę cholerną małą. Kiedy tylko dowiem się, jaką rolę ona gra w jego planach i dlaczego on przeskakuje dziesięciolecia, aby odmieniać jej życie, zadam im taki ból, że odkryją piekło na ziemi.
Opuścił dom Sheenera. Przez moment wpatrywał się w rozgwieżdżone niebo, po czym wrócił do instytutu.
Krótko po wschodzie słońca, zanim pierwsi mieszkańcy przytułku obudzili się, Laura opuściła pokój zabaw i wróciła na swoje piętro. Nie zrobiła tego, zanim nie nabrała pewności, że niebezpieczeństwo ze strony Sheenera już jej nie grozi. Wszystko w jej pokoju było jak przedtem. Nic nie wskazywało na wizytę jakiegoś nocnego intruza.
Wyczerpana, z piekącymi oczyma, zastanawiała się, czy nie przeceniła odwagi i pomysłowości Węgorza. Było jej głupio.
Słała łóżko – u McIlroya było to obowiązkiem wszystkich dzieci – kiedy podniosła poduszkę i stanęła sparaliżowana na widok tego, co się pod nią kryło.
Tootsie Roll.
* * *
Tego dnia Biały Węgorz nie zjawił się w pracy. Czuwał przez całą noc, szykując się do porwania Laury, i bez wątpienia musiał to odespać.
– Jak taki człowiek może w ogóle zasnąć? – dziwiła się Ruth, kiedy po szkole spotkały się w kącie placu zabaw. – Chodzi mi o to, jak jego sumienie daje mu spać?
– Ruthie – uświadomiła ją Thelma – on nie ma sumienia.
– Każdy ma, nawet najgorsi spośród nas. Takich nas Bóg stworzył.
– Shane – powiedziała Thelma – gotuj się do asystowania przy egzorcyzmach. Nasza Ruth jest znów opętana kretyńskim duchem Dobrej Królewny.
Pani Bowmaine uległa niezwykłemu jak na nią odruchowi zrozumienia i przeniosła Tammy i Rebekę do innego pokoju, a Laurze pozwoliła zamieszkać z bliźniaczkami. Czwarte łóżko na razie miało pozostać nie zajęte.
– To będzie łóżko Paula McCartneya – ogłosiła Thelma, kiedy razem z Ruth pomogły Laurze się rozgościć. – Kiedy tylko Beatlesi będą w mieście, Paul może wpaść i skorzystać z niego. A ja z Paula!
– Czasem – upomniała ją Ruth – potrafisz być żenująca.
– Co ci jest?! Daję tylko upust moim zdrowym seksualnym pragnieniom.
– Thelma, masz dopiero dwanaście lat! – powiedziała wyprowadzona z równowagi Ruth.
– Trzynastka za progiem. Mój pierwszy okres tuż-tuż. Któregoś dnia obudzimy się i będzie tu tyle krwi jak po masakrze.
– Thelma!
Sheener nie pojawił się w pracy również we czwartek. W tym tygodniu miał wolny piątek i sobotę, więc kiedy minął sobotni wieczór, Laura i bliźniaczki z podniecenia zaczęły zastanawiać się nad szansą nieoglądania już nigdy Węgorza. Może wpadł pod ciężarówkę albo złapał beri-beri.
Ale podczas niedzielnego śniadania Sheener stał przy bufecie. Oczy miał podbite, prawe ucho zabandażowane, górną wargę nabrzmiałą i długie na sześć cali zadrapanie po lewej stronie szczęki. Brakowało mu dwóch przednich zębów.
– Może jednak wpadł pod ciężarówkę? – wyszeptała Ruth, kiedy przesuwały się wzdłuż kontuaru.
Inne dzieciaki komentowały okaleczenia Sheenera, a niektóre chichotały przy tym. Ale strach, nienawiść lub pogarda nie pozwalały zapytać wprost, co mu się stało.
Laura, Ruth i Thelma ucichły, kiedy dotarły do bufetu. Im bliżej się przysuwały, tym wyraźniejsze stawały się ślady pobicia. Sińce pod oczami miały już parę dni, ale ciało dalej było okropnie odbarwione i spuchnięte; na początku obydwie opuchlizny musiały mu kompletnie przysłaniać oczy. Z rozciętej wargi wyglądało surowe mięso. Tam, gdzie na twarzy nie miał blizn ani zadrapań, zwykle mlecznobiała skóra była teraz szara. Ze swoją strzechą rozwichrzonych włosów koloru miedzi był absurdalną postacią – cyrkowy klaun, który fiknął kozła ze schodów, spadł i połamał kości.
Podczas wydawania śniadania nie patrzył na żadne z dzieci, wzrok miał wbity w mleko i bułeczki. Kiedy Laura stanęła przed nim, wydawało się, że spiął się cały, ale nie podniósł oczu.
Przy stole Laura i bliźniaczki ustawiły sobie tak krzesła, żeby móc obserwować Węgorza. Jeszcze przed godziną nie odważyłyby się o tym pomyśleć. Ale teraz był bardziej obiektem ciekawości niż strachu. Zamiast go unikać, włóczyły się za nim przez cały dzień. Starały się robić to niby przypadkowo, po prostu wpadały tam, gdzie on był. Obserwowały go ukradkiem. Stopniowo stawało się jasne, że był świadomy obecności Laury, ale powstrzymywał się nawet przed zerknięciem w jej kierunku. Patrzył na inne dzieci, raz przystanął w pokoju zabaw, żeby zamienić cicho parę słów z Tammy Hinsen, ale wydawało się, że spojrzenie w oczy Laurze sprawiłoby mu taką przyjemność, jak wsadzenie palców w kontakt elektryczny.
Późnym popołudniem Ruth zauważyła:
– Laura, on się ciebie boi.
– Niech mnie, jeżeli jest inaczej – powiedziała Thelma. – Czy to ty mu tak dołożyłaś, Shane? Ukrywałaś przed nami fakt, że jesteś ekspertem karate?
– To dziwne, nie? Dlaczego miałby się mnie bać?
Читать дальше