- A po co? - zaciekawił się Piotruś.
- To bardzo przydatna substancja - wyjaśnił ochoczo kozak. - Miesza się ją z wodą i uzyskuje bardzo dobry środek do odkażania. Tylko pić się już tej wody nie da, bo to trochę trujące... Chyba żeby mniej wsypać.
- A w wampirach dziury wypala - uzupełnił egzorcysta. - Przyda się w wyprawie.
- Skąd się to tu wzięło? Mam na myśli cały ten sterowiec. - Zdumiony chłopiec oglądał carski monogram odlany w mosiądzu. - Wiem, że tu ludzie mają po stodołach różności, ale przyznam, że się nie spodziewałem...
- Silnik uległ uszkodzeniu - wyjaśnił stary. - A front się cofał i Austriacy nacierali. Ja byłem ranny, więc się zaofiarowałem, że popilnuję do czasu, aż rosyjska armia odbije te tereny. Ale gdy w czterdziestym czwartym wreszcie przyszli, doszedłem do wniosku, że jednak nie zasługują...
- Uszkodzony silnik - zastanowił się Jakub. - Kicha... Chyba żeby zaiwanić komuś taki od traktora. Wójt ma nowiutki, to może od niego. Siatkę się przetnie, pieski się o truje...
- Nie ma potrzeby. Naprawiłem go w wolnych chwilach. Musimy tylko zdobyć odpowiednią ilość wodoru, żeby napełnić czaszę. No i paliwo będzie potrzebne.
- Zmieści się w stodole? Znaczy po zmontowaniu i napełnieniu? Przecież one miały po sto metrów długości i więcej - zastanawiał się Piotruś.
- Tak, ten jest dużo mniejszy, a budynek robiłem na wymiar. Tylko trzeba będzie siano i słomę wywalić.
~ No to do roboty - zakomenderował Jakub. - Jeden dzień na zmontowanie, jeden na napełnienie... I lecimy.
- Cholera, a jeśli jednak wróci car? - zafrasował się jego przyjaciel. - To jednak mimo wszystko nie jest moje.
- Po trzydziestu pięciu latach masz do tego prawo tytułem zasiedzenia, a i tak minęło więcej czasu. - Egzorcysta wzruszył ramionami. - Poza tym nie zapominaj, że lecimy ratować tyłek twojemu wnukowi.
- No fakt. Ale jak wróci car... - uparta myśl wciąż kołatała mu w głowie.
- To go wyślij do mnie, a ja mu wszystko wytłumaczę. - Wędrowycz uśmiechnął się drapieżnie. - Jeśli nie zrozumie po polsku, to mu gratis na międzynarodowy przełożę. - Zacisnął owłosione kułaki. - Zostawiam ci Piotrusia do pomocy.
- A ty co będziesz robił?
- Idę po zaopatrzenie, bo nawet jeśli w tych skrzyniach są konserwy, to po osiemdziesięciu latach nie ufałbym ich zawartości. No i poziom płynów trzeba uzupełniać w trakcie lotu...
Semen wyciągnął dwie pary wideł i troskliwie zbadał osadzenie trzonków. Piotruś liczył coś na kartce.
- No i kicha - mruknął z mściwą satysfakcją.
- Co się stało? - Stary kozak łypnął na niego podejrzliwie.
- Wyliczyłem właśnie, że to coś nie ma szans oderwać się od ziemi. Balon nośny jest o wiele za mały. He ta stodoła ma? Trzydzieści metrów długości?
- No coś koło tego. - Semen poskrobał się po głowie.
Przeliczanie arszynów na te nowe miary szło mu zazwyczaj kiepsko.
- Tysiąc, może tysiąc dwieście kilo udźwigu. Sama konstrukcja wewnętrzna jest cięższa, a co dopiero ta blaszana gondola wielka jak gimbus...
- Konstrukcji nie musisz brać pod uwagę. - Kozak wyszczerzył zębiska.
- Aluminium...
- To nie jest aluminium.
- A co? Stal?
Mężczyzna podszedł do najbliższego wręgu. Pochylił się, rozgarnął słomiany pył pokrywający glebę. Teraz dopiero Piotruś spostrzegł, że element przymocowano do podłoża grubym łańcuchem. Kozak rozpiął kłódkę i sztaba z wolna uniosła się do góry.
- Co to jest?! - wykrztusił przerażony chłopak.
- Metal lżejszy od powietrza.
- Yyyy... Zaiwaniliście go kosmitom?
- Jakim znowu kosmitom? - wkurzył się stary. - Był taki inżynier, Geist się nazywał, on to wymyślił, a car kupił...
Wyrzucenie ze stodoły całej słomy i rozebranie ukrytej wewnątrz szopy zajęło wiele godzin. Gdy Jakub wrócił z plecakiem „puszkowiny" oraz kanistrami świeżo wypędzonego bimbru, praca była prawie zakończona.
Teraz pozostało złożyć szkielet. Semen, jak się okazało, przewidział i to. W belki zawczasu wmontował wielokrążki i bloczki. Robota była pierońsko ciężka, zwłaszcza naciągnięcie powłoki zajęło im dużo czasu. Materiał był trochę zetlały, ale na szczęście nie pogryzły go myszy. Uszarpali się we trzech straszliwie. Skończyli tuż przed północą.
- No i jak ci się podoba? - zapytał Semen.
- Super. - Jakub obejrzał wielgachny balon wypełniający ciasno wnętrze stodoły. - Wygląda jak wieloryb w konserwie - dodał z uznaniem.
Powłoka nie była jeszcze napełniona, ale sterowiec i tak prezentował się rewelacyjnie.
- Co to są te rurki? - Wędrowycz zajrzał pod spód gondoli. - Jak od siewnika wyglądają.
- A to ja zamontowałem, pomyślałem kiedyś, że można by pola czy sady opylać przeciw szkodnikom. Zostawmy to żelastwo, bo jest cholernie mocno przynitowane.
- Czytałem, że zewnętrzna powłoka była sztywna, a w środku znajdowały się mniejsze balony z gazem - odezwał się Piotruś.
- Widać to inny model. - Egzorcysta wzruszył ramionami. - I dobrze, będzie prostszy w obsłudze.
- Jak go napompujemy? - zapytał rzeczowo chłopiec.
- Wodorem - wyjaśnił kozak. - Tylko musimy go sami wytworzyć, bo carscy nie zostawili ani jednej butli. Żeby wytworzyć wodór, najlepsza jest elektryczność.
- Jednego razu w szkole nauczyciel pokazywał nam taki aparat... - przypomniał sobie Jakub. - Tylko że szkoła spłonęła. - Uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Może gdyby pogorzelisko przekopać... Pamiętasz, jak ta maszynka wyglądała?
- Ech, ty durny - westchnął Semen. - Toż szkołę dawno temu założyli na nowo, tylko gdzie indziej.
- Co? - zdziwił się egzorcysta. - Tu jest szkoła? Jak to?
- A myślałeś, głupku, że dokąd dzieciaki co rano biegną z tornistrami?
- A patrz, nie pomyślałem... Ale jak jest nowa, to nawet lepiej dla naszych planów. - Popatrzył za okno. - Lato jest, nie? To znaczy wakacje. Zakradniemy się i zaiwanimy co trzeba. Po wakacjach oczywiście oddamy - zełgał, aby jego pomysł nosił choć ślad wartości pedagogicznych.
- Aparaturę do robienia wodoru mam - oznajmił Semen. - Jest jeden problem. To działa na prąd.
- No to gdzie problem? - Jakub wskazał gestem gniazdko na słupie. - Podłączymy i tyle.
Do tej pory uważał, że jego przyjaciel jest frajerem, skoro pozwolił sobie coś takiego jak elektryczność zainstalować, ale jeśli mogło się teraz przydać...
- Tylko że tam nie ma prądu - westchnął kozak. - Nie zapłaciłem kilka razy i odcięli.
- Jak to? - zdumiał się Jakub.
- Przychodziły jakieś pisma, ale druk taki drobny... Sam rozumiesz, do pieca poszły na rozpałkę.
- Trzeba skombinować gdzieś agregat - podsunął Jakub. - Może ze słupa odczepimy?
- Tam są transformatory, a nie agregaty - wyśmiał go Semen. - Ale wiem, gdzie jest dużo prądu. W latarniach ulicznych.
- Fakt, coś w nich świeci, to pewnie elektryczność. Ty, jedna stoi przed twoją chałupą!
- A wody jest pełna studnia. Trza tylko trzydzieści metrów kabla zorganizować.
- Ale to się nie uda - zaprotestował Piotruś. - Żeby zrobić wodór metodą elektrolizy trzeba użyć prądu stałego. W dodatku wydajność metody jest kiepska. Żeby napełnić balon, do tej waszej maszynki trzeba by podłączyć małą elektrownię.
- Nie mędź - ofuknął go kozak. - To najlepsza technologia pod słońcem.
- Też wymyślona przez carskich inżynierów? - zainteresował się chłopak. - Czy za granicą kupiliście?
- No niezupełnie. To akurat ukradliśmy z latającego talerza, który rozbił się na Syberii.
Читать дальше