Statek krążył po parkingowej orbicie z wyłączonymi wszystkimi systemami i unieruchomioną jednostką napędu jonowego, podobny bardziej do pancernej skorupy niż siedemdziesięciotonowej gwiezdnej jednostki. Wygodny fotel pilota, ukośnie ścięty hełm i zapewniająca panoramiczny widok kopuła kabiny dawały Jainie złudzenie, że unosi się nieruchomo w pustce przestworzy. System czujników śledzących położenie siatkówek oczu wyświetlał nieustannie aktualizowane hologramy w miejscu tuż pod płaszczyzną wzroku. Systemy łączności i napędu można było uruchamiać przełącznikami na dźwigni przepustnicy. W podobnie prosty sposób dawało się obsługiwać wbudowane w rękojeść drążka przełączniki czujników, systemów uzbrojenia i generatorów ochronnych pól siłowych. Jeżeli stanowisko na pokładzie lotniskowym obsługiwał astromechaniczny robot, nawet systemy podtrzymywania życia można było włączać i wyłączać głosem. Był to przykład idealnej sterowni. Jama postanowiła, że kiedy nadarzy się okazja, by zdobyć własny statek, skopiuje wszystkie rozwiązania w najdrobniejszych szczegółach. Najbardziej się jej podobało, że pilot siedział sam, w przedniej, najniższej części sterowni, a drugi pilot i nawigator w fotelach ustawionych obok siebie, ale nieco wyżej, bezpośrednio za plecami pilota.
Jej zachwyty nad sterownią przerwało nagle uczucie głębokiego niepokoju. Jaina poczuła dziwne zakłócenie Mocy, które wkrótce przerodziło się w przedziwne wrażenie czegoś szalonego. Otworzyła się na przepływ Mocy, a wtedy wyczuła straszliwe pragnienie i niepohamowany głód, może nie całkiem zły, ale mroczny, dziki i drapieżny — i na tyle brutalny, że zachłysnęła się i natychmiast zmniejszyła wrażliwość umysłu na oddziaływanie Mocy.
Poczuła, że po czole spływa jej kropla zimnego potu. Włączyła interkom i wezwała Marę. Czekając na nią, sprawdziła wskazania sensorów. Nie zauważyła niczego niezwykłego, ale z doświadczenia wiedziała, że nie powinna zbytnio ufać wskazaniom przyrządów. To właśnie dzięki nim „Cień” znajdował się na orbicie okrążającej planetę najbliższą pomarańczowego słońca — otoczoną rojem kamieni, głazów i odłamków skał kulę magmy, unoszącą się w odległości trochę większej niż dwadzieścia milionów kilometrów od gwiazdy. Gdyby R2-D2 nie dokonywał nieustannych poprawek, na ekranie monitora widziałaby tylko skutki oddziaływania promieniowania elektromagnetycznego.
Nagie zauważyła na owiewce kabiny odbicie czegoś, co poruszyło się za plecami. Spojrzała na aktywacyjną siatkę umieszczoną w przedniej części sterowni. Niewielki fragment pleksistopu zmatowiał i przemienił się w lustro. Zobaczyła w nim wiotką sylwetkę wchodzącej na pokład lotniczy Mary Jade Skywalker. Spływające na ramiona złocistorude włosy, pogniecione teraz i splątane, dowodziły, że Mara jeszcze przed chwilą leżała albo spała. Z jej twarzy zniknęła ziemista bladość, a zielone oczy nie były już podkrążone ani zapadnięte. Jaina wstała. Czując się trochę jak dziecko przyłapane na podkradaniu słodyczy, zwolniła fotel pilota.
Mara zachęciła ją gestem, aby znów usiadła.
— Siedź — oznajmiła. — Masz do tego prawo.
Opadła na stojący z tyłu fotel nawigatora. W powietrzu wyczuwało się delikatną woń talku i sterylizującego roztworu, który towarzyszył Marze chyba zawsze, chociaż jej nowo narodzone dziecko dzieliła od matki odległość wielu tysięcy lat świetlnych. Kobieta uniosła głowę i kiwnęła w kierunku odległego liniowca.
— To nasze dwie pasażerki? — zapytała.
— Transponder podaje, że to „Ścigacz Mgławic” — odparła Jaina. Do sterowni wtoczył się Artoo-Deetoo. Włączył manipulator do gniazda pokładowego systemu komputerowego i krótkim piknięciem potwierdził tożsamość pasażerskiego liniowca. — Nadal jednak nie mamy zgody, a chwilę wcześniej poczułam… hmm, dziwne zakłócenie Mocy.
Mara kiwnęła głową.
— Też je wyczuwam — powiedziała. — Ale to chyba żadna z naszych pasażerek. Odbierałabym to inaczej.
— Nie podoba mi się to, co czuję — westchnęła Jaina. Tysiącmetrowej długości koreliański liniowiec, korzystając z wyspecjalizowanej jednostki napędu podświetlnego typu Hoersch-Kessel, zdołał do tej pory przelecieć mniej więcej połowę odległości dzielącej go od skraju pomarańczowej tarczy. Miał teraz długość palca Jainy, a ciągnąca się za nim błękitna smuga była przynajmniej trzykrotnie dłuższa. — Wciąż jeszcze nie wysłali tego sygnału. Może powinnyśmy odczekać jeszcze jedno okrążenie, a kiedy skryjemy się za tarczą planety, włączymy napęd jonowy.
Mara pokręciła głową.
— Luke ma rację co do tych dwóch — powiedziała. — Ilekroć włączą świetlne miecze, giną niewinni ludzie. Lepiej zabierzmy je stamtąd, dopóki jeszcze możemy. — Przełożyła przez ramię pas ochronnej sieci i z głośnym trzaskiem zapięła klamrę. — Jednak musimy być gotowe — dodała. — Włącz silniki.
— Ja? — zdziwiła się Jaina. Wprawdzie zdarzyło jej się kiedyś pilotować „Cień”, ale gdy tu lecieli, wszystkie manewry wykonywała jej ciotka.
Albo chciała skorzystać z pierwszej prawdziwej okazji pilotowania ukochanego statku, odkąd urodziła Bena, albo wyruszając na pierwszą wyprawę od czasu porodu, po prostu pragnęła zająć myśli czymś innym. — To twój statek.
— I tak muszę się jeszcze trochę przespać — rzekła Mara. — Nie dowiesz się, jaki to luksus, dopóki sama nie urodzisz dziecka. — Po chwili dodała surowo: — Tylko nie uważaj tego za sugestię.
— Masz rację! — Jaina roześmiała się, ale jakby trochę z przymusem. Miała już wprawdzie dziewiętnaście lat i nieraz umawiała się na randki, ale biorąc udział w wojnie, nie miała czasu na nic poważnego. Nawet teraz korzystała tylko z krótkiego urlopu, jakiego udzielił jej dowódca Eskadry Łobuzów do czasu, aż senatorowie Nowej Republiki przestaną żywić niechęć do rycerzy Jedi. — Pomyślałby kto, że mam mnóstwo czasu.
Wyciągnęła rękę, aby włączyć zasilanie silników jonowych, ale cofnęła ją, kiedy R2-D2 ostrzegawczo zagwizdał. Umieszczony nad jej głową holograficzny ekran ukazał oszałamiającą mozaikę barw i kształtów, z której po chwili wyłonił się lecący ku nim niewielki gwiezdny statek w kształcie rury. Pojawił się znacznie niżej niż pomarańczowa tarcza słońca.
— To wyjaśnia, dlaczego dotąd się nie odezwali — zauważyła Mara. Stanowisko nawigatora nie miało co prawda umieszczonego nad głową wyświetlacza hologramów, ale wyposażono je w kompletny zestaw konwencjonalnych ekranów. — Damy radę go pokonać, Artoo? — zapytała.
Na obu ekranach pojawiły się napisy, rzeczowo informujące, że wyświetlany wizerunek nie jest przedstawiony we właściwej skali. Chwilę potem ukazały się dane na temat prawdziwych rozmiarów, prędkości i prawdopodobnego materiału kadłuba. Jaina cicho gwizdnęła i zerknęła przez przyciemnioną owiewkę kabiny na podobną do przecinka sylwetkę mniejszego statku, który odłączył się od rury i skierował w stronę rufy „Ścigacza Mgławic”.
— Wygląda jak odpowiednik fregaty — mruknęła. — Co robimy? — zapytała, odwracając się do Mary.
— Jedyną rzecz, jaką możemy — odparła kobieta. W jej głosie wyczuwało się ostrożność, której Jaina nigdy nie słyszała, dopóki jej ciotka nie urodziła Bena. — Wyłączymy wszystkie podsystemy i zaczekamy.
W osobistej kabinie dowódcy „Ścigacza Mgławic” kapitana Polluksa dwie siostry Rar stały obok siebie przed ekranem wideokonsolety.
Читать дальше