Han włączył interkom.
— Maro, jak idzie ci z tymi…
— Trzy załadowane.
— To wystarczy. — Han postarał się, żeby w jego głosie zabrzmiała pewność siebie. — Przygotuj…
Nagle R2-D2 gorączkowo zapikał. Z komunikatora rozległ się znajomy głos Danni Quee.
— „Sokole” skręć o dziesięć stopni i nie zmniejszaj szybkości, a przede wszystkim nie wypuszczaj tych pocisków udarowych.
Han odruchowo usłuchał, ale zerknął na ekran taktycznego monitora. Przed dziobem frachtowca nie było widać nic oprócz roju koralowych skoczków.
— Uhmmm, dziesięć stopni chyba nie wystarczy — powiedział.
— Wystarczy. — Tym razem w odbiorniku zabrzmiał głos Landa. Natychmiast do rozmowy przyłączyła się Mara.
— Hazardzisto? — zapytała wyraźnie zaniepokojona. — Co tutaj robisz? Nie chcę…
— Twój pakunek jest bezpieczny pod opieką Tendry — odparł Calrissian. — Na pokładzie „Rycerza”.
Han zerknął na Leię. Jego żona mogła tylko wzruszyć ramionami i machnąć wręczonym jej przez Luke’a arkusikiem flimsiplastu.
— Zaufajcie mi — odezwała się Danni.
R2-D2 zaświergotał. Na ekranie taktycznego monitora pojawił się dywizjon pilotowanych przez rycerzy Jedi X-skrzydłowców.
— Zrozumiałem. — Han leciał dalej w kierunku zbliżających się koralowych skoczków. — Co mamy do stracenia?
Nieprzyjaciele podążali tym samym kursem jeszcze dziesięć sekund i dopiero wtedy otworzyli ogień. Luke i Meewalha nie pozostali dłużni, do bitwy przyłączyła się także załoga „Krataka”. O dziobowe pola ochronne „Sokoła” zaczęły się rozbryzgiwać pierwsze kule plazmy.
Kiedy jednak pilotowane przez rycerzy Jedi gwiezdne myśliwce dotarły na odległość strzału i piloci przyłączyli się do walki, stało się coś dziwnego. W jednej chwili zniknęła połowa koralowych skoczków.
Widocznie kapitan yuuzhańskiego krążownika doszedł do przekonania, że musi się zająć czymś ważniejszym albo pilniejszym, gdyż jego okręt zmienił kurs i zaczął się oddalać od pola bitwy. Pilotów koralowych skoczków ogarnęła panika. Czterej zawrócili, aby stawić czoło nowemu zagrożeniu, a pozostali latali bezradnie tu i tam, jakby w ogóle nie interesowali się przeciwnikami. Dwa skoczki zderzyły się i zniknęły w rozbłysku oślepiającej eksplozji. Jedynie sześć na czele szyku leciało dalej. Ich piloci nie uświadamiali sobie niebezpieczeństwa, jakie groziło im od tyłu. Rycerze Jedi wypuścili następną salwę, po której już nic nie stało na drodze „Sokoła” do wolności.
— Jak myślisz, zdołałbyś skierować swoją starą balię w tę stronę, stary piracie? — zapytał przez komunikator Lando. — Nawet tobie powinien się udać tak prosty manewr.
Han uświadomił sobie, że nie wie, co powiedzieć. Doskonale wyszkoleni i zdyscyplinowani piloci kilku eskadr koralowych skoczków nie zachowywaliby się jak żółtodzioby i nie wpadali w panikę, która przyniosłaby wstyd członkom gangu grawicyklistów, ale chwilę wcześniej właśnie coś takiego oglądał na własne oczy. Przeleciał „Sokołem” obok kilku ocalałych z pogromu koralowych skoczków, a kiedy na ekranie taktycznego monitora pojawiła się plamka „Rycerza”, skierował się w tamtą stronę.
— Czy to naprawdę się wydarzyło? — zapytał, kiedy trochę ochłonął.
— Chyba tak — odparł Luke przez interkom. — Właśnie udało się zagłuszyć sygnały yammoska. — Podłączył urządzenie do kanału komunikatora. — Danni, Cilghal, przyjmijcie moje gratulacje. Wasz sukces przyszedł zbyt późno, żeby ocalić Coruscant, ale to doskonała wróżba na przyszłość.
— Wszyscy mają taką nadzieję — odparła Leia. — Dziękujemy.
Z gratulacjami pospieszyli także pozostali piloci i mieszkańcy Zaćmienia, a potem do rozmowy włączył się znów mistrz Skywalker.
— Obierzmy kurs na „Rycerza” i spotkajmy się tam wszyscy — zaproponował. — I zachowujmy ostrożność. Teraz, kiedy Coruscant padło łupem nieprzyjaciół, odpowiedzialność za losy Nowej Republiki spada wyłącznie na barki Jedi.
Han zatoczył łuk, aby „Sokół” mógł dołączyć do konwoju, a potem zaczął obliczać, czy zdoła dokonać krótkiego skoku z tyloma pasażerami na pokładzie. Zamierzał jak najszybciej pokonać odległość dzielącą go od gwiezdnego niszczyciela.
— Leio, ilu żołnierzy zabraliśmy na pokład z dachu tamtej wieży? — zapytał.
Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, obrócił głowę i spojrzał na żonę. Pogrążona w medytacji Leia sprawiała wrażenie zmęczonej i zatroskanej. Han poczuł, że serce podchodzi mu do gardła. Widział już kiedyś taki wyraz na jej twarzy. Wyciągnął rękę i delikatnie potrząsnął ją za ramię.
— Co się stało? — zapytał. — Chyba nie bliźnięta…
Z twarzy żony nie zniknęło zmęczenie ani smutek, ale pojawił się zatrważający spokój.
— Żyją, ale grozi im niebezpieczeństwo — odparła Leia. — Straszliwe niebezpieczeństwo.
— Artoo, wybierz kanał i połącz mnie z „Rycerzem” — rozkazał Solo. — Wyładujemy tych gości i polecimy do nich, Leio. Tylko ty i ja.
Żona położyła dłoń na jego ręce i pokręciła głową.
— Nie, Hanie — powiedziała. — Nawet gdybyśmy wiedzieli, gdzie ich szukać, i zdołali dolecieć żywi, nie zaradzilibyśmy temu, co im grozi. To chyba niebezpieczeństwo innego rodzaju. Muszą sami zatroszczyć się o własne życie.
Han zmarszczył czoło. Zrozumiał, że niebezpieczeństwo ma jakiś związek z tym, że bliźnięta są Jedi. A niczego nie mógł sobie wyobrazić.
— A jeżeli im się nie uda? — zapytał.
— Uda się. — Leia zamknęła oczy i ścisnęła go za rękę. — Jestem pewna, że sobie poradzą.
Powstanie tej książki zawdzięczam wielu osobom. Chciałbym podziękować wszystkim, a szczególnie Curtisowi Smithowi za to, że przed wielu laty zwrócił moją uwagę na powieści z cyklu Gwiezdne Wojny, i Mary Kirchhoff, która zauważyła, że i ja mógłbym wnieść coś nowego. Dziękuję także trzem fanatykom Gwiezdnych Wojen: Matthew Cavinessowi, Kevinowi McConnellowi i Rossowi Martinowi, o których prawie nigdy nie zapominałem podczas pisania tej książki. Na podziękowania zasługują również Mikę Friedman i Jenni Smith; inni pisarze powieści o Nowej Erze Jedi: R. A. Salvatore — cóż za fantastyczny pomysł! — Mike Stackpole, Jim Luceno, Kathy Tyers, Greg Keyes, Elaine Cunningham, Aaron Allston i Matt Stover, których uwagi i pomysły bardzo mi pomogły podczas pracy nad książką; Shelly Shapiro i wszyscy pracownicy wydawnictwa Del Rey, a zwłaszcza Chris Schluep, Kathleen David i Lisa Collins. Dziękuję także Sue Rostoni i Lucy Autrey Wilson z Lucasfilm, jak również Chrisowi Cerasiemu, Lelandowi Chee, Danowi Wallace’owi i wszystkim innym, dzięki którym pisanie tej powieści było dla mnie prawdziwą przyjemnością, I, oczywiście, składam podziękowania George’owi Lucasowi — za to, że pozwolił mi się bawić w swojej galaktyce.