— Synu, może powinieneś pójść do pokoju i zażyć trochę snu — zaproponował Cassyll ciepło. — Rana była poważniejsza, niż sądzisz.
— Jeszcze nie teraz. Wolałbym zostać tu jeszcze chwilę. — Toller uśmiechnął się do ojca. — Zdaje się, że pamiętam, jak wiele razy rozmawialiśmy w ten sposób dawno temu, gdy byłem dzieckiem. Czy masz zamiar zapakować mnie do łóżka niezależnie od tego czy ja chcę, czy nie?
— Jesteś już zbyt dużym chłopczykiem, by cię tak traktować. A poza tym jestem zajęty i nie chcę, byś ciągle zawracał mi głowę prośbami o szklankę wody.
— I rurki z miodem — zażartował Bartan Drumme z drugiego końca balkonu. — Nie zapomnij o rurkach z miodem.
— Rurki z miodem! — Toller podniósł się na łokciu. — Czy to jest to, co ja…
— Tak, choć może się to wydawać dziwnym pożywieniem dla kogoś, kogo zaczęto nazywać Zabójcą Boga — rzekł Cassyll. — Nie wiedziałeś o tym, prawda? Można tylko zgadywać, jakiego rodzaju historie rozsiewa twój przyjaciel, Steenameert. Powiedziano mi jednak, że każda tawerna aż huczy od opowieści, jak to poleciałeś do krainy za niebiosami i zabiłeś tysiące bogów czy demonów… lub bliżej nieznaną mieszankę tych obydwu gatunków, by uratować Overland przed pożarciem przez ogromnego kryształowego smoka.
Cassyll urwał i posmutniał nagle.
— Teraz, kiedy rozważyłem całą sprawę, dochodzę do wniosku, że przeciętny, zamroczony piwem chłop rozumie w takim samym stopniu jak ja, a może i lepiej, co tu się wydarzyło. Tollerze, wszystko wyjaśniono ci, kiedy umysł rozmawiał z umysłem bez odwołania się do mowy. Czy nie przypominasz sobie, choćby urywkowo, co oznacza pojęcie czasoprzestrzeni? Z chęcią dowiedziałbym się, dlaczego te dwa słowa, które przecież nie mają żadnego logicznego związku, zostały połączone w tak osobliwy sposób.
— Nie umiem ci pomóc — odparł Toller wzdychając. — Kiedy Diviwidiv przemawiał wewnątrz mojej głowy, w pełni rozumiałem, co ma na myśli, lecz te wiadomości były jakby dymem pisane. Wszystko się rozwiało. Sięgam po znaczenie, a znajduję jedynie pustkę. Nie zupełną pustkę, ale taką, w której odbijają się echa jakichś znaczeń, jakby ogromne drzwi zawarły się na zawsze, jakbym był zbyt powolny, spóźniony. Przykro mi ojcze, sam chciałbym, by było inaczej.
— Nie ma sprawy. Odbędziemy tę podróż bez niczyjej pomocy. — Cassyll przyniósł gruby koc i okrył nim Tol-lera. — Noce są tutaj chłodniejsze.
Toller skinął głową i ułożył się wygodnie, poddając się luksusowi uczucia, że ktoś się nim opiekuje i nie ma żadnych pilnych spraw do załatwienia. Noga pulsowała ciepłem. Medycy przewidywali, że odtąd będzie musiał chodzić o lasce, lecz dawało mu to tylko jeszcze większe prawo, by wygrzewać się w przytulnym cieple jak dziecko, bezpiecznie pod kocem, który lepiej niż najgrubsza zbroja chronił przed zewnętrznym światem, mogącym go skrzywdzić.
Podczas, gdy jego umysł zasnuwał się z wolna mgiełką snu, Toller próbował określić swoją pozycję w nieznanym wszechświecie. Tyle zaprzepaszczono. Królowa Daseene umierała niezdolna, by stanąć oko w oko lub choć oswoić się z nową rzeczywistością. Jej marzenia o panowaniu na dwóch planetach rozsypały się pył. Marzenie to było przyjemne, łatwo stało się także marzeniem Tollera. Jednak nie będzie już długich na milę kolumn statków podniebnych wypełnionych bagażem handlowym i kulturowym, wytyczających szlaki pomiędzy Landem i Overlandem. Zamiast tego będzie… co…
Toller stwierdził, że nie jest w stanie poradzić sobie z zawiłymi i nieuchwytnymi zagadkami przyszłości. Zaczai osuwać się w głąb nieświadomości i znów z niej powracać, a za każdym razem, gdy otwierał oczy, niebo było ciemniejsze, a gwiazdy liczniejsze i jaśniejsze, niż oczekiwał. Balkon także tonął w ciemności, gdyż ojciec i Bartan Drumme używali teleskopu, zajęci sporządzaniem i porównywaniem notatek.
Toller przysłuchiwał się szmerowi ich słów. Drzemał i dryfował, na wpół świadom urywanych odgłosów rozmowy, i stopniowo zmieniał mu się nastrój. Zrozumiał teraz, że pozwolił, prawdopodobnie na skutek szoku bitewnego i niesamowitego wyczerpania, by nowe niebo onieśmieliło go, przygnębiło i zniechęciło. Pytał samego siebie, czy Kolcorron wyda kiedykolwiek wojownika, który rzuciłby wyzwanie tej nieruchomej, czarnej pustce i w momencie, gdy zadawał to pytanie, pesymizm zaślepił go do tego stopnia, że nie zauważył, iż właśnie znajduje się w towarzystwie takich bohaterów.
Cassyll i Bartan osiągnęli właśnie dojrzały wiek, a ich wkład w stary porządek rzeczy był o wiele większy, niż jego, udział zaś w nie zbadanej przyszłości będzie odpowiednio mniejszy. Lecz czy zniżyli się do rozczulania nad sobą? Nie! Ujęli szable, szable intelektu, i właśnie w tym momencie cicho i bez fanfar zajęci byli niczym innym, tylko budowaniem podstaw nowej astronomii.
W pół drogi między jawą i snem Toller uśmiechnął się.
Jego ojciec i Bartan rozmawiali ściszonymi głosami, by nie przeszkadzać Tollerowi w odpoczynku, lecz szept przenika do ąuasi-rzeczywistości śpiącego umysłu o wiele lepiej niż krzyki… jak dotąd zaobserwowano pięć planet w lokalnym systemie, Bartanie… licząc ten podwójny świat jako jeden, dałoby to… Jeśli odnaleźliśmy pięć w tak krótkim czasie, to czy niemyślisz, żemogą istnieć także jakieś inne?… „Powinienem wstać w tej chwili i wziąć udział w tym, co się dzieje…”
…To prawie niemożliwe — kremowa planeta opasana ogromnym pierścieniem… a może na dzisiaj wystarczy. Sprawdź swoje wstępne obliczenia, Cassyllu… nachylenie coś około dwudziestu stopni, co oznacza, że Overland będzie miał pory roku… „Jerene będzie ze mną już jutro rano i z jej pomocą będę w stanie przystąpić do pracy”… ludzie, a w szczególności farmerzy, muszą się przygotować, by radzić sobie ze zmianami, jakie pociągną za sobą pory roku… pory i powody… pory i powody… Mam dziwne obawy co do tej planety z pierścieniem, Bartanie. Jest taka wyjątkowa, taka majestatyczna. Z pewnością odegra główną rolę w naszych przyszłych sprawach Toller zapadł w głęboki, zdrowy sen.
Kiedy się ocknął, balkon był cichy i opustoszały, znak, że trwała głęboka noc. Zauważył, że przykryto go jeszcze kilkoma kocami, które chroniły przed rosnącym chłodem. Niebo wyglądało dokładnie tak, jak wtedy, gdy ujrzał je po raz pierwszy. W górze migotały nieznane gwiazdozbiory, a perłowy blask na wschodzie wydobywał z mroku mniejsze i bledsze gwiazdy.
Tym razem jednak uwagę Tollera zwróciła jaskrawa, podwójna planeta wschodząca ponad poświatą przedświtu. Pod wpływem impulsu odrzucił koc i stanął na nogach klnąc cicho, gdy rana w łydce wstrzyknęła w ciało znaczną dawkę bólu. Wziął kule i ruszył po wykafelkowanej podłodze w stronę najbliższego teleskopu. Kontuzja utrudniała nastawienie i wycelowanie przyrządu, mimo to w kilka sekund później spoglądał już w okular.
Jego oczom ukazała się zawieszona w atłasowej czerni błyszcząca planeta w towarzystwie wielkiego księżyca. Miała niebieskawy kolor, co prawdopodobnie oznaczało obfitość wód.
Ze wzrokiem wciąż utkwionym w tym świetlistym zjawisku Toller poczuł, jak po kręgosłupie rozchodzi mu się lodowaty chłód.
— Może masz rację, ojcze, co do tamtej planety z pierścieniem — wyszeptał. — Ale coś mi się wydaje…