Na mostku Thunder of God rozległy się wiwaty, do których dołączył baryton Simondsa, walącego z radości pięściami o poręcze fotela. Na ekranie widać było już tylko jeden pogański okręt blokujący drogę do planety Heretyków. Mimo żądzy krwi i mordu, które go przepełniały, zauważył jednak nagłe zwiększenie szybkości ognia krążownika.
W następnej chwili jego okrętem targnął wybuch, gdy trafił weń następny promień rentgenowskiego lasera, niszcząc za jednym zamachem dwie wyrzutnie.
— Ash, zabij wreszcie tą cholerną dziwkę! — ryknął, przekrzykując wycie alarmów uszkodzeniowych.
Teraz przyszła kolej na HMS Fearless.
Alarmy wyły potępieńczo. Honor zmusiła się do oderwania wzroku i myśli od Troubadoura. Na żal i ból przyjdzie czas później — jeżeli będzie „później”. Nie mogła pozwolić sobie na bezczynność po śmierci przyjaciół, bo zginęliby przez to następni.
— Ster, plan „Hotel 8”! — rozkazała sopranem, w którym nie było śladu żadnego uczucia.
— Straciliśmy łącze z rufowym pierścieniem napędowym, skipper! — zameldował komandor Higgins z kontroli awaryjnej. — Możemy wyciągnąć najwyżej dwieście sześćdziesiąt g!
— Przywróć mi to połączenie, James.
— Spróbuję, ale przy grodzi 320 jest duże przebicie kadłuba, skipper. Co najmniej godzinę zajmie przeciągnięcie nowego kabla.
Fearless zatoczył się po kolejnym trafieniu.
— Bezpośrednie trafienie w przedział łączności — zameldowała ponuro, łamiącym się głosem porucznik Metzinger. — Żaden z moich ludzi nie przeżył. Żaden!
Dwa kolejne lasery rozorały burtę Thunder of God i Simonds nawet nie miał czasu zakląć — rakiety nadlatywały tak szybko, że nawet komputerowo sterowane sprzężone działka laserowe nie były w stanie zniszczyć ich wszystkich. Jedyną pociechę stanowił fakt, że obrona przeciwrakietowa tamtego okrętu miała te same problemy, a Thunder of God był znacznie, ale to znacznie wytrzymalszy. Nagłe migotanie ekranu HMS Fearless napełniło go otuchą.
— Cała naprzód! — warknął z morderczym błyskiem w oczach. — Zmniejszymy odległość i wykończymy dziwkę z dział!
Fearless zataczał się jak pijany, gdy kolejne głowice umykały Carolyn Wolcott. Ostatnie trafienie zniszczyło dwie wyrzutnie i Cardones zaczynał być zdesperowany. Trafiał Saladina częściej, niż tamtemu udawało się trafić Fearless, a wyglądało na to, że nie przynosi to żadnego efektu. Jemu zaś pozostało dziewięć wyrzutni…
Nagle zamarł, spoglądając na odczyty widoczne na ekranie. To nie mogła być prawda! Jedynie kretyn zaprogramowałby w ten sposób obronę antyrakietową! Ale jeżeli Honor miała rację co do załogi Saladina…
Analizy były zgodne i jednoznaczne — ECM-y Saladina znajdowały się w całości pod kontrolą komputera, a ponieważ walka trwała wystarczająco długo, jego własne komputery wychwyciły prawidłowość. Kombinacja wybierana była losowo i ze skomplikowanych sekwencji, ale trwała czterysta sekund i za każdym razem zaczynała się od tego samego. Potem była nie do przewidzenia, ale co czterysta sekund boje emitowały takie same sygnały pozorujące.
Nie miał czasu na konsultację z dowódcą, toteż błyskawicznie zmienił kolejność ładowania, zaprogramował odpowiednio komputery samonaprowadzające rakiet i wstrzymał ogień. Ignorując skonsternowane spojrzenia wszystkich wokół, wpatrywał się w chronometr, i gdy nadeszła właściwa chwila, nacisnął czerwony przycisk, wystrzeliwując specjalną salwę.
Dziewięć rakiet mknęło przez przestrzeń. Komputery Thunder of God zamrugały w cybernetycznym odpowiedniku zdziwienia, bowiem pociski leciały w nietypowy sposób — ciasną falangą, czyli najgorszym z możliwych, gdyż najłatwiejszym do zniszczenia przez nowoczesną obronę przeciwrakietową szykiem. Tyle że trzy należące do pierwszego szeregu nie miały głowic, lecz potężne ECM-y i tak silne zagłuszacze, że oślepiały wszystkie aktywne i pasywne sensory w okolicy, tworząc za sobą nieprzeniknioną ścianę interferencji. Ani sensory krążownika liniowego, ani sześciu lecących za nimi rakiet nie były w stanie jej przeniknąć. Operator zorientowałby się, że musi istnieć poważny powód, dla którego oficer ogniowy HMS Fearless dobrowolnie oślepił własne rakiety, ale dla komputera było to jedynie pojedyncze źródło zagłuszania, toteż wystrzelił ku niemu dwie przeciwrakiety i przestał się nim interesować.
Jedna rakieta z zagłuszaczem została zniszczona, ale dwie pozostałe leciały dalej, dezorientując wszystkie znajdujące się w przestrzeni przeciwrakiety wystrzelone przez Thunder of God. A potem, w ostatniej chwili, rozdzieliły się na boki, umożliwiając złapanie namiaru sześciu lecącym za nimi rakietom przeprowadzonym bezpiecznie przez najgroźniejszy etap obrony.
Sprzężone działka laserowe otworzyły ogień, gdy komputery pokładowe krążownika liniowego zarejestrowały nagłe zagrożenie, ale nie miały wiele czasu na jego zlokalizowanie, wycelowanie i trafienie, a komputery rakiet były ściśle zaprogramowane, namierzyły więc cel błyskawicznie. Dwie z nich padły łupem działek laserowych, ale ostatni kwartet przedarł się przez zaporę laserowego ognia. Na konsoli porucznika Asha zawył alarm zbliżeniowy.
Ash odwrócił się do ekranu i zamarł — miał mniej niż sekundę, by zrozumieć, że przeciwnik w jakiś sposób zdołał tak zaprogramować rakiety, by wykorzystały one jego własny system emiterów pozorujących — rakiety używały ich sygnałów dezorientujących jako promienia prowadzącego, traktując emitery jako cel. Potem już nie miał czasu na nic, bo pociski dotarły do celu.
Dwie zmieniły się w jaśniejsze od słońca kule plazmy, które wstrząsnęły okrętem jak zabawką, waląc w jego osłonę burtową z siłą, jaką dają dwa ważące siedemdziesiąt osiem ton młoty poruszające się z jedną czwartą prędkości światła. Te dwie były jednakże niegroźne w porównaniu z dwoma następnymi, gdyż osłona burtowa została poważnie nadwerężona…
Kolejne trafienie zniszczyło następne dwie wyrzutnie, ale zamiast przygnębienia zdawało się to wywoływać na obsadzie mostka wręcz odwrotny skutek. Tuż po trafieniu ktoś zawył radośnie, a po sekundzie dołączyli do niego inni. Honor wpatrywała się z osłupieniem w ekran taktyczny. To, co widziała, było niemożliwe! Nikt nie był w stanie przeprowadzić starych rakiet z głowicami nuklearnymi przez obronę nowoczesnego okrętu wojennego! A Rafe Cardones jakimś cudem tego dokonał!
Nie udało mu się co prawda zaliczyć bezpośredniego trafienia i Saladin wyłonił się z eksplozji dwóch supernowych, ale w jakim stanie. Ekran zamigotał kilkakrotnie, lewoburtowa osłona nie istniała, a z rozprutego kadłuba w kilkunastu miejscach wylatywało powietrze i szczątki. Przetrwał jednak i zdołał ustawić się górnym ekranem w kierunku następnej salwy zbliżających się rakiet. Ekran przestał migotać i okręt zaczął się oddalać z pola walki z pełną szybkością.
Saladin uciekał tak szybko, jak mógł, a HMS Fearless był zbyt poważnie uszkodzony, by go ścigać.
Dwa ciężko uszkodzone okręty krążyły wokół Yeltsina, a ich załogi robiły wszystko, co mogły, by zlikwidować jak najwięcej uszkodzeń i jak najszybciej przywrócić im dalszą zdolność prowadzenia walki. Równocześnie personel medyczny toczył własne bitwy o uratowanie jak największej ilości połamanych, popalonych rannych. Wszyscy na pokładach obu jednostek zdawali sobie sprawę, że kolejne starcie jest nieuniknione, i wiedzieli, że będzie to ostateczna walka.
Honor słuchała meldunków i starała się nie okazać rosnącego poczucia przygnębienia i bezradności. Cała sekcja łączności została zniszczona i okręt stał się ślepy, głuchy, niemy i głupawy, a to był dopiero początek złych wiadomości. Ponad jedna czwarta załogi była martwa lub ciężko ranna, dzięki czemu komandor Brenthworth znalazł zajęcie — koordynował działanie ekip awaryjnych na stanowiska na mostku, zwalniając porucznika Allgooda, którego komandor Higgins pilnie potrzebował do innych zadań. Allgood był bowiem jego zastępcą.
Читать дальше