Honor zmarszczyła brwi i zaczęła z namysłem pocierać podbródek. Dopiero po kilkunastu sekundach przestała i wyciągnęła palec wskazujący w stronę McGinley.
— Jeżeli dobrze rozumiem, zgadzasz się z Jasperem w kwestii strategii, natomiast macie różne zdania co do tego, czym może dysponować Theisman. Mam rację? — spytała.
— W zasadzie tak — zgodziła się McGinley. — Jak dotąd nie mamy żadnych nowych meldunków o zaatakowaniu któregoś z konwojów, więc wątpię, by przeciwnik wiedział o naszej nowej taktyce konwojowej. To jednakże jest mniej ważne. Zgadzam się, że jeżeli Theisman dysponuje siłami pozwalającymi na choćby chwilowe odbicie jakiegoś systemu, byłoby to najrozsądniejsze posunięcie z jego strony. Nie tylko bowiem dałoby mu okazję do zniszczenia konwoju, jak to opisał Jasper, ale także do zadania poważnych strat naszym okrętom stacjonującym w zaatakowanym systemie. Natomiast po prostu nie mogę uwierzyć, by dowództwo Ludowej Marynarki marnowało okręty liniowe, wzmacniając nimi Barnett, o którym wie, że nie zdoła go utrzymać. A nawet gdyby wysłali jakieś wsparcie, problematyczne jest, czy Theisman odważy się zaryzykować te jednostki w nieautoryzowanym rajdzie na nasze terytorium.
— Coś mi się wydaje, że Theisman mógłby cię zaskoczyć, Marcia — oceniła cicho Honor i przez kolejne kilka sekund milczała, nim dodała: — Możesz mieć rację co do braku wsparcia ze strony dowództwa, ale sądzę, że Jasper trafnie ocenił największe zagrażające nam niebezpieczeństwo. Musimy założyć, że przeciwnik zdecyduje się na zaatakowanie któregoś ze słabiej obsadzonych systemów, nie zaś na uganianie się za konwojem po nadprzestrzeni. Nie możemy jednakże całkowicie wykluczyć tej drugiej ewentualności, wobec czego powstaje pytanie, jak się zabezpieczyć przed obydwoma rodzajami zagrożenia?
— Gdybyśmy mieli więcej okrętów, idealnym rozwiązaniem byłby szyk Sarnowa — odparła McGinley bez wahania.
Honor przytaknęła ruchem głowy.
Każdy szanujący się oficer wiedział, że rajder ma największą szansę na pomyślny atak na frachtowiec czy też konwój natychmiast po jego wyjściu z nadprzestrzeni, gdy sensory pokładowe i załoga nie są w pełni sprawne, a statek dysponuje najmniejszą prędkością. Ponieważ można stosunkowo łatwo przewidzieć, w którym rejonie będą wychodziły z nadprzestrzeni jednostki lecące z określonych systemów, rajder mógł czekać w którymś z nich, by zaatakować w najdogodniejszym dla siebie czasie. Nie dawało to gwarancji sukcesu, ale bardzo duże jego prawdopodobieństwo. Oczywiście obsadzenie wszystkich prawdopodobnych rejonów wymagało stosownej liczby okrętów, ale samo ich wyznaczenie nie było wcale takie trudne.
Najlepszą pozycją do zaatakowania konwoju, obojętne czy w nadprzestrzeni, czy w normalnej przestrzeni, była pozycja od dziobu — w ten sposób ofiary zbliżały się do napastników, nawet wiedząc o ich obecności, gdyż nie dało się „stanąć” w przestrzeni natychmiast — wytracanie prędkości następowało stopniowo i nic na to nie można było poradzić. Podobnie rzecz się miała z unikami — aby je wykonać, trzeba było przezwyciężyć tę właśnie prędkość zbliżania się, a masywne frachtowce wyposażone w kompensatory bezwładnościowe cywilnego typu i takież napędy nie były w stanie czy to manewrować, czy też osiągać takich przyspieszeń jak okręty. I tak cały konwój, chcąc nie chcąc, zbliżał się do napastnika.
Klasycznym posunięciem było rozstawienie eskorty tak, by jej większość leciała przed konwojem. W ten sposób okręty znajdowały się między frachtowcami a rajderem. Jeden lub dwa okręty eskorty leciały za konwojem na wypadek, gdyby rajder zadał sobie więcej trudu i gonił go. Royal Manticoran Navy nadal stosowała tę taktykę w akcjach przeciwko piratom, których głównym celem było zdobycie pryzów wraz z ładunkami, i to najlepiej nie uszkodzonych. Natomiast gdy istniała szansa natknięcia się na rajdery Ludowej Marynarki, wiceadmirał Mark Sarnow zaproponował inną. Okręty eskorty leciały po bokach i za rufą konwoju, natomiast słaby, złożony z dwóch, trzech okrętów zwiad lub czujka — o przynajmniej trzydzieści do czterdziestu minut lotu przed nim.
Ponieważ celem rajderów było pozbawienie Sojuszu dostaw, nie zależało im na zdobyciu pryzów tak jak piratom. Naturalnie jeśli było to możliwe, żaden dowódca z tego nie rezygnował, ale zniszczenie frachtowców z ładunkami uważano za równorzędny sukces, a więc regułą było, że rajder otwierał ogień, gdy tylko konwój znalazł się w zasięgu jego rakiet. Dlatego najważniejszym zadaniem eskorty było utrzymanie napastników poza tym zasięgiem, gdyż w przeciwnym wypadku frachtowce stawały się bezbronnymi celami skazanymi w pierwszej kolejności na zagładę.
Dzięki wspomnianemu usytuowaniu główne siły eskorty mogły rozwinąć większą prędkość i przechwycić przeciwnika zbliżającego się z dowolnego kierunku, czujka zaś działała jak system wczesnego ostrzegania uniemożliwiający atak z zaskoczenia. Naturalnie oznaczało to także, iż przydzielone do tego celu jednostki były najbardziej narażone na zniszczenie lub poważne uszkodzenia ale na to niestety nie było rady. Teoretycznie mogły wycofać się do sił głównych w przypadku zaskakującego ataku, ale jak pokazywała praktyka, nie zawsze okazywało się to możliwe.
Natomiast zasada zaproponowana przez Sarnowa sprawdziła się w praktyce. Niestety, jak powiedziała McGinley, eskadra nie miała pełnego stanu, co oznaczało, że Honor nie mogła wyznaczyć na czujkę więcej niż jeden okręt, gdyż inaczej osłabiłaby za bardzo siły główne eskorty. A to z kolei znaczyło, że wyznaczona jednostka przez cały czas będzie znajdowała się w dużym niebezpieczeństwie i nie będzie mogła liczyć na niczyją pomoc.
Honor zdawała sobie z tego sprawę. Uniosła głowę i spojrzała na McKeona.
— Alistair? — spytała spokojnie.
McKeon pochylił się, opierając przedramiona na blacie.
— Zgadzam się, że z naszego punktu widzenia najgorsze byłoby zdobycie przez Ludową Marynarkę któregoś ze słabiej obsadzonych systemów. Komandor McGinley może mieć rację, że Theisman nie posiada do tego dość sił, ale osobiście sądzę, że racja leży po stronie porucznika Mayhewa. Oboje mieliśmy okazję poznać Theismana. Uważam, że jeśli tylko zdoła zebrać dość sił do takiego rajdu, nawet bez wsparcia zrobi to. Chyba że ktoś mu tego wyraźnie zabronił, w co wątpię, bo nikomu to nawet do głowy nie przyjdzie — ocenił. — Równocześnie nie sądzę, aby to było dla nas aż takie ważne. Czy zdecydują się zająć systemami i poczekać na konwój, czy zaatakować sam konwój, szyk Sarnowa daje nam najlepszą możliwość przeciwdziałania w każdej z tych sytuacji.
— A kogo wyślemy na czujkę? — pytanie kapitana Greentree mogłoby zostać uznane za wyzwanie, gdyby nie to, że zadał je zupełnie spokojnym głosem.
Pytanie to było tym, na które Honor najtrudniej było odpowiedzieć, choć obiektywnie rzecz biorąc, odpowiedź była oczywista.
— Nie możemy wysłać dwóch okrętów, tak jak wymagają tego przepisy, bo za bardzo zredukujemy siły główne, przez co zniweczymy sens całego manewru — dodał Greentree. — Gdybyśmy mieli choć dwa niszczyciele, sprawa byłaby prosta: to one stanowiłyby czujkę. Ale ich nie mamy, więc okręt, który wyznaczymy, będzie zdany wyłącznie na siebie. Znajdzie się bowiem w zbyt dużej odległości, byśmy zdążyli przyjść mu z pomocą, jeżeli zostanie zaatakowany, a zwłaszcza jeśli wpadnie w zasadzkę.
— Prawda — zgodził się McKeon — ale przede wszystkim musimy troszczyć się o bezpieczeństwo konwoju. Wszyscy wiemy, że w najgorszej sytuacji eskorta jest spisana na straty, a szyk Sarnowa daje nam dodatkowe dziewięć minut świetlnych zasięgu sensorów. Nawet jednostki nie mające zamontowanych urządzeń do łączności szybszej niż światło mają sondy z tym wyposażeniem, co oznacza, że każdy okręt będzie w stanie zauważyć napastników i zameldować o tym na okręt flagowy dużo wcześniej, nim oni zauważą konwój. W najgorszym wypadku da nam to czas na jego uratowanie. W najlepszym — i o ile będą to stosunkowo słabe siły — na wciągnięcie ich w zasadzkę.
Читать дальше