— Hmm… — Tourville pożuł cygaro i spojrzał pytająco na Honekera. — I co?
— Nie wiem… — powiedział powoli Honeker, myśląc intensywnie.
Bogdanovich i Foraker mieli rację, mówiąc o zaskoczeniu i użyteczności zasobników przy wykonywaniu zadania. Natomiast poproszenie o nie w dowództwie wiązało się z ewentualnym narażeniem na krytykę za zbyt pochopne i nieuzasadnione użycie nowej broni… Z drugiej strony Theisman i LePic zawsze mogli się nie zgodzić — to do nich należała ostateczna decyzja. A więc na nich spadną konsekwencje… i to niezależnie od decyzji, jaką podejmą, jeśli ktoś na górze dojdzie do wniosku, że podjęli złą decyzję.
— Dobrze — powiedział w końcu. — Poprę prośbę o przydzielenie nam tych zasobników. Tylko postarajcie się ją przekonująco uzasadnić.
— Z tym to akurat nie powinniśmy mieć problemu — zapewnił go Tourville i spojrzał na Foraker. — Dobra, Shannon, masz swoje zasobniki, w teorii póki co, ale masz. Powiedz, jak zamierzasz ich najskuteczniej użyć.
— Aye, aye, sir! — potwierdziła Foraker i zajęła się klawiaturą z nieobecnym wyrazem twarzy.
Honeker ugryzł się w język, powstrzymując odruch poprawienia jej. Widział już ją w akcji i wiedział, że nie wywarłoby to na niej żadnego wrażenia. Była tak skupiona na tym, co robiła, że po prostu nie dotarłoby do jej świadomości, że to pod jej adresem skierowana jest ta uwaga.
— Przede wszystkim musimy pamiętać, że przeciwnik nadal dysponuje lepszym sprzętem niż my, i to pod każdym względem — powiedziała, nie podnosząc głowy. — Z drugiej strony ani Adler, ani Micah nie znajdują się zbyt długo w jego posiadaniu, a informacje z okolic Trevor Star wskazują, że ich 6. Flota ma zbyt mało sond i platform sensorycznych, by w pełni zabezpieczyć nimi każdy system. Łatają dziury w systemie wczesnego ostrzegania niszczycielami, a nawet lekkimi krążownikami, a przynajmniej tak wywiad interpretuje ich zwiększone wykorzystanie. Jest to według mnie słuszna interpretacja. Teraz: jeśli mają zbyt mało sond w miejscu o tak krytycznym znaczeniu jak przedpola Trevor Star, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że brakuje im ich też w systemach uznanych za znacznie mniej istotne, a za takie uchodzą te, w których mamy działać. Zdaję sobie naturalnie sprawę, że te trudności są przejściowe i dostawy trafią wkrótce tam, gdzie są potrzebne, ale jest mało prawdopodobne, by stało się to akurat teraz. Możemy założyć spokojnie, że żaden z układów nie będzie w pełni objęty systemem wczesnego ostrzegania, a to daje nam możliwość skrytego podejścia; proponuję to wykorzystać.
Pozostali członkowie sztabu słuchali jej uważnie, zapisując od czasu do czasu informacje czy pytania. Niektórzy odruchowo pochylili się w jej stronę, także Honeker, nieświadom, że tak postępuje. Oto dlaczego tolerował brak rewolucyjnych manier Foraker oraz godził się na fanaberie Tourville’a, a nawet bronił go przed okazjonalnymi zarzutami, iż tworzy kult jednostki — konkretnie własnej osoby. Tourville miał swoje za uszami i nie był pozbawiony wad, ale miał też wolę walki. Był urodzonym wojownikiem: ciągle szukał okazji do ataku. W Ludowej Marynarce mającej zdecydowanie zbyt dużo doświadczenia w desperackich (i przegranych) obronach takie podejście należało do rzadkości. On i Foraker mieli inną wspólną i równie rzadką cechę, (dlatego zresztą Tourville chciał ją mieć w swoim sztabie). Większość oficerów Ludowej Marynarki uważała przewagę techniczną Royal Manticoran Navy, a co za tym idzie — Sojuszu, za nieszczęście i fatalną w skutkach wadę własnego sprzętu będącą jedną z głównych przyczyn klęsk. Dla Tourville’a i Foraker nie był to dopust boży, lecz wyzwanie. Oboje bardziej interesowało znalezienie luk w tej przewadze i sposobów, by to wykorzystać przeciwko okrętom wroga, niż metod zabezpieczenia się przed nim. Honeker gotów był wybaczyć ludziom mającym taką wolę walki praktycznie wszystko poza jawną zdradą i chronić ich, jak potrafi, dopóki nie przekroczą tej granicy. O co ich zresztą nie podejrzewał.
— O właśnie! — ucieszyła się Foraker i nad stołem zamiast mapy sektora pojawił się schematyczny wizerunek jakiegoś teoretycznego systemu planetarnego. — Otóż załóżmy, że przeciwnik dysponuje połową sond i platform potrzebnych do kompletnego utworzenia systemu wczesnego ostrzegania obejmującego cały perymetr układu planetarnego. Gdybym znalazła się w takiej sytuacji, rozmieściłabym je tu, tu i tu…
Kolejny klawisz i trzy obszary na obrzeżach systemu zapłonęły czerwonymi punkcikami.
— W ten sposób wykorzystuje się najoptymalniej posiadane środki z taktycznego punktu widzenia — dodała. — Ale pozostawia zupełnie odsłonięte drugorzędne kierunki podejścia. Dlatego też proponuję, żebyśmy…
Kontynuowała omawianie planu, ilustrując go stosownymi symbolami graficznymi wyświetlanymi w miarę mówienia, a Everard Honeker słuchał zadowolony, uśmiechając się z pełną aprobatą.
Sala odpraw na pomoście flagowym krążownika Jason Alvarez była niewielka w porównaniu z salami odpraw krążowników liniowych czy okrętów liniowych, ale dla potrzeb Honor wystarczająco obszerna i wyposażona. Co prawda byłoby miło, gdyby między oparciem jej fotela a ścianą było nieco więcej miejsca i gdyby przy stole zmieściło się choć parę osób poza jej sztabem, nie sprawiając wrażenia, że będą musieli siedzieć sobie na kolanach, ale dało się to przeżyć. Miała już do czynienia z gorszymi warunkami i nikt przez nie trwale nie ucierpiał. Przynajmniej fotele były wygodne.
— Panie i panowie — oznajmiła, bębniąc delikatnie w blat długiego, wąskiego stołu biegnącego przez całą długość pomieszczenia. — Proponuję usiąść i wziąć się do roboty.
Obecni odszukali swoje fotele i zdołali się w nie bez kolizji wcisnąć.
Wszyscy z jednym wyjątkiem — Carsonem Clinkscalesem naturalnie. Młodzian ów zdołał potknąć się o własne nogi i zaczął padać w prawo. By utrzymać równowagę, zamachał gorączkowo rękoma i lewą zrzucił z głowy czapkę komandor porucznik McGinley. Ciężkie służbowe nakrycie głowy Marynarki Graysona przeleciało ze dwa metry, nim wylądowało na lśniącym blacie, po którym przemknęło niczym po lodzie. Z typową dla przedmiotów martwych złośliwością uniknęło ręki Venizelosa i trafiło prosto w karafkę pełną wody z lodem. Czapka miała dość energii kinetycznej, by ją przewrócić, a gdy karafka dotknęła stołu, z jej niedokładnie zamkniętej przez któregoś ze stewardów szyjki wypadł korek. Fontanna lodowatej wody wylądowała prosto na kolanach kapitana Greentree, oblewając go od pasa w dół. Biorąc pod uwagę jej temperaturę, wykazał on wielkie opanowanie, nie zaklął bowiem i nie zerwał się gwałtownie, tylko jęknął i zamarł.
W sali odpraw zapadła cisza wręcz idealna.
Clinkscales przyglądał się przerażony kapitanowi flagowemu, czekając na wybuch wściekłości, którego sama fala głosowa powinna go zwalić z nóg, a zawartość merytoryczna zmienić w brudny zaciek na dywanie. Ale wybuch nie nastąpił.
Greentree spojrzał na swoje spodnie. Ujął niezwykle ostrożnie spoczywającą na nich pustą już karafkę i trzymając ją z odrazą kciukiem i palcem wskazującym, podał porucznikowi Mayhewowi. Gest do złudzenia przypominał wręczenie zdechłej co najmniej trzy dni wcześniej myszy, ale był pełen zdecydowania — dla nikogo nie ulegało żadnej wątpliwości, że gdyby Mayhew jej nie złapał, w następnej sekundzie karafka wylądowałaby na jego kolanach.
Złapał ją jednak bez wahania i bez słowa. Po czym wstał i wyszedł. W tym czasie Venizelos i Latham zdołali wyłowić swoje notesy z miniaturowego jeziorka, które powstało na blacie. A Greentree podejmował heroiczne wysiłki wytarcia fotela wyjętą z kieszeni chusteczką i pozbycia się nadmiaru wilgoci ze spodni.
Читать дальше