— Czyli łącznie, nie licząc czasu spędzonego na strzelaniu do każdego, kto się trafi, to będzie… — Tourville zmarszczył brwi i dokończył obliczenia — ze trzy standardowe tygodnie?
— Zgadza się. Można to określić dwojako: pięćset dwadzieścia cztery godziny lub dwadzieścia dwa dni.
— A ile dostaliśmy na to czasu, Yuri?
— Cztery tygodnie standardowe, towarzyszu kontradmirale. Z możliwością przedłużenia operacji o tydzień, jeśli wyda się to panu i towarzyszowi komisarzowi uzasadnione.
— Hmm… — Tourville postawił gęstą zasłonę dymną, po czym wyjął cygaro z ust i starannie obejrzał jego rozpalony czubek, nim spojrzał na Honekera. — Osobiście wolałbym zacząć od Adler, a potem sprawdzić Micah, bo w obu tych systemach wiemy, kogo zastaniemy. Sallah najprawdopodobniej nadal jest nasze, bo tam nie ma nic, co by uzasadniało atak. Kompletne zadupie i pustka. Ale wychodzi na to, że dowództwo chce wiedzieć, kto ma teraz ten system, więc robimy, jak mówisz, Yuri. To zresztą najdłuższy przelot. I co pan na to, komisarzu Honeker?
— Myślę, że tak będzie najlepiej — przyznał ze sporą dozą ostrożności zapytany.
Parę razy zdarzyło mu się zbyt szybko zgodzić z pomysłami Tourville’a jedynie po to, by odkryć potem, że został wpuszczony w maliny, bo ten chciał sobie postrzelać. Nauczony tym doświadczeniem zaprzestał pospiesznego decydowania. Spojrzał na komandor Shannon Foraker, oficera operacyjnego i najnowszy nabytek sztabu Tourville’a, i spytał:
— Ile wiemy o możliwych siłach wroga w tym rejonie, towarzyszko komandor?
— Nie aż tyle, ile bym chciała — odparła uczciwie.
Złotowłosa Foraker cieszyła się opinią doskonałego oficera taktycznego. By nie rzec niesamowitego — niektórzy nazywali ją „technowiedźmą”. Podobnie entuzjastyczną rekomendację wystawił jej kapitan okrętu, na którym poprzednio służyła. Na jej szczęście towarzysz komisarz Jourdain ostrzegł Honekera o skazie na świetlanym wizerunku towarzyszki komandor. Otóż gdy była pochłonięta jakimś problemem technicznym czy taktycznym, automatycznie powracała do starych form grzecznościowych albo nie używała żadnych, zwracając się do przełożonych. Honeker, podobnie jak przed nim Jourdain, uznał, że braki w rewolucyjnym słownictwie są do wybaczenia przy osiąganych przez nią wynikach. Na dodatek bardzo mu się spodobała jej uczciwość — jakoś nigdy nie przychodziło jej do głowy, by się zaasekurować, robiąc unik czy nie mówiąc wszystkiego. Jeśli ktoś ją o coś pytał, to nie tylko udzielała odpowiedzi na zadane pytanie, ale mówiła wszystko, co uważała za istotne w tej kwestii. Była to niestety coraz rzadsza cnota wśród kadry oficerskiej Ludowej Marynarki. W chwilach słabości Honeker przyznawał, że wie, czym jest to spowodowane, ale nawet wówczas wolał zbyt dogłębnie nie analizować tematu.
— Najmniej dokładne informacje mamy o siłach wroga w systemie Micah — referowała tymczasem Foraker. — Sądzimy, że znajduje się tam lekka grupa uderzeniowa, powiedzmy dywizjon albo dwa okrętów liniowych Królewskiej Marynarki osłanianych przez lekkie jednostki Marynarki Graysona i Floty Casca. Takie siły zdobyły ten system, więc sądzę, że rozsądnie będzie założyć, że nadal tam są, dopóki nie przekonamy się, jak jest w rzeczywistości.
— Zgadzam się, to rozsądne założenie — ocenił Honeker i spytał, nim Tourville zdążył zakwestionować tę ostrożność. — A w systemie Adler?
— Sądzimy, że mamy pełniejszy obraz. — Shannon sprawdziła coś na ekranie swojego komputera i podjęła: — Według ostatnich danych w systemie jest wyłącznie lekka pikieta: eskadra krążowników i dywizjon albo dwa niszczycieli. Mogli ją naturalnie wzmocnić, ale wątpię w to, bo w całym sektorze od sześciu miesięcy ani nie kontratakowaliśmy, ani nie prowadziliśmy rajdów. Przeciwnikowi także brakuje okrętów, więc żeby mieć siły do przeprowadzenia kolejnej ofensywy, raczej wycofują okręty z systemów czy obszarów uznanych za spokojne, niż je tam wysyłają.
— I właśnie dlatego nasza akcja jest ważniejsza, niż mogłaby się wydać na podstawie oceny użytych sił i postawowego celu — oznajmił Tourville, wymachując cygarem niczym dymiącą buławą. — Jak już mówiłem: łajzy poczuły się zbyt pewne siebie. Uważają, że jeśli dotąd nie kontratakowaliśmy, to już nie będziemy. Jak im parę razy z zaskoczenia przyłożymy, przestaną mieć takie głupie złudzenia i zaczną wzmacniać pikiety i placówki. A to osłabi ich siły koncentrowane do ataku na Barnett, choćby tylko o lżejsze jednostki, ale zawsze. No i skomplikujemy im życie logistycznie.
— Doskonale rozumiem ten aspekt naszych rozkazów, towarzyszu kontradmirale — zauważył zgryźliwie Honeker.
Tourville jedynie wyszczerzył się radośnie i komisarz jęknął w duchu. Tourville był po prostu niemożliwy! Wszyscy w sali odpraw wiedzieli, że praktycznie dowódcą eskadry jest on, komisarz. Jedno jego słowo mogło „zniknąć” każdego z obecnych, a bez jego zgody oficjalnie dowodzący oficer nie mógł wydać żadnego istotnego rozkazu. Nawet Tourville. O tym także wszyscy wiedzieli. Więc dlaczego czuł się niczym bezradny zastępowy oblężony przez cały zastęp dziesięcioletnich urwisów, którzy i tak wiedzieli, że postawią na swoim.
To nie tak miało wyglądać!
— No dobrze — odezwał się po chwili. — Zakładam, towarzyszu kontradmirale, że zgadza się pan z oceną towarzyszki Foraker?
— Pewnie, że się zgadzam! — zawiadomił go radośnie Tourville. — Shannon ma dobre dane i jeszcze lepsze pomysły. Jak się niepostrzeżenie dostaniemy do Adler i zniszczymy im kilka okrętów, zwrócą uwagę na ten sektor i wzmocnią pikiety, a o to nam docelowo chodzi.
— Kiedy możemy opuścić Barnett? — spytał Honeker.
— Moglibyśmy odlecieć za kilka godzin, towarzyszu komisarzu — odpowiedział Bogdanovich. — Skończyliśmy załadunek amunicji i mamy za sześć godzin uzupełnić paliwo. Ale z rozkazów wnoszę, że nie odlecimy jeszcze przez kilka dni, bo jak rozumiem, będziemy mogli wyruszyć dopiero, gdy dotrze tu 62. Eskadra Krążowników, a ma się ona zjawić w ciągu najbliższych dziewięćdziesięciu sześciu godzin standardowych.
— A więc mamy trochę czasu na ułożenie alternatywnych planów operacji — zauważył Honeker.
— Mamy — przytaknął Tourville — i mam zamiar zająć się tym dziś po południu.
— To bardzo dobrze — ucieszył się Honeker.
I zrobił to całkowicie szczerze. Tourville mógł zachowywać się, jakby jeszcze nie dorósł, pozostając wiecznym nastolatkiem, ale był niezwykle dokładny w planowaniu każdej akcji oraz w opracowywaniu planów uwzględniających wszelkie niespodzianki, które tylko przyszły mu do głowy. A wiedzę i wyobraźnię miał olbrzymie, uwzględniał również nieprawdopodobne, zdawałoby się, okoliczności. Przy całej swej agresywności i skłonności do walki starannie obliczał stosunek sił i własne szanse, zanim przystąpił do akcji. I to był główny powód, dla którego Honeker z rezygnacją, ale bez protestów przyjmował jego zachowanie i zasady dowodzenia.
Teraz usiadł wygodniej, gotów wyrazić zgodę na proponowany plan akcji, gdy Bogdanovich niespodziewanie podskoczył. Wyglądało to dokładnie tak, jakby Foraker właśnie kopnęła go w kostkę. Było to teoretycznie zupełnie nieprawdopodobne.
A w praktyce prawie pewne.
— Jest jeszcze jedna kwestia, o której chciałbym porozmawiać, towarzyszu kontradmirale — odezwał się Bogdanovich, posyłając Foraker wymowne spojrzenie.
— No? — zachęcił go Tourville.
— Chodzi o to, że towarzyszka komandor Foraker… i ja… zastanawialiśmy się, czy udałoby się nakłonić dowództwo do przydzielenia nam nowych zasobników holowanych… — Bogdanovich zamilkł na chwilę i dodał pospiesznie, nim ktokolwiek zdołał się odezwać: — Chodzi o to, że przeciwnik musiał się już zorientować, że ich używamy. Wiemy, że zostały zastosowane w systemach w pobliżu Trevor Star i że dowództwo planuje użyć ich do obrony systemu Barnett. Natomiast nie mamy pojęcie, czy jednostki przeciwnika w naszym sektorze zostały uprzedzone o tym, że dysponujemy już zasobnikami. Jeżeli nie, zaskoczenie może okazać się nader ważnym czynnikiem sukcesu. Obliczyliśmy, że każdy z przydzielonych nam dwóch stawiaczy min może zabrać po siedemdziesiąt zasobników wraz z zapasem rakiet na drugą salwę, a i tak pozostanie dość miejsca, by wziąć resztę tego, co nam będzie potrzebne.
Читать дальше