— Aha… — mruknął White Haven i też usiadł, krzyżując nogi.
To, że wiadomość wywołała w nim dziwną konsternację, nie znalazło żadnego odbicia na jego twarzy wyrażającej to, co chciał, by wyrażała, czyli uprzejme zainteresowanie.
— Właśnie — potwierdził Matthews. — Wiem, że 18. Eskadra chwilowo jest graysońską formacją, ale zdaję sobie sprawę, że zmieni się to, gdy tylko dotrą tu pozostałe jednostki Ósmej Floty. Tak po prawdzie to już w tej chwili ma pan, milordzie, pełne prawo uaktywnić sztab floty i przejąć kontrolę nad zebranymi w systemie jednostkami. Dlatego właśnie chciałem najpierw z panem porozmawiać, a potem podjąć decyzję.
White Haven milczał przez chwilę, nim spytał:
— Jakie konkretnie zadanie przewiduje pan dla tej eskadry, sir?
— Rutynowe. Spodziewamy się dużego konwoju: szesnastu do siedemnastu szybkich frachtowców i transportowców z dostawami do paru systemów. Wszystkie jednostki należą do Połączonego Transportu, więc czas przelotu będzie znacznie krótszy, niż można by oczekiwać.
White Haven ponownie skinął głową. Połączony Transport był wspólnym pomysłem logistyki RMN i kwatermistrzostwa Marynarki Graysona. Pierwsze na pomysł wpadło oczywiście kwatermistrzostwo, argumentując, że duże frachtowce i transportowce nie w każdych okolicznościach są najlepsze, choć zawsze będą najtańsze. Nie dają mianowicie potrzebnej w czasie działań wojennych elastyczności zaopatrzenia. Mniejsze, o masie czterech do pięciu milionów ton, nie mogą co prawda przewozić tak dużych ładunków czy tak licznych oddziałów jak wielkie frachtowce, ale nie wszystkie ładunki były aż tak duże. Mniejsza ładowność oznaczała więcej okrętów rozwijających większą szybkość i docierających w tym samym czasie do większej ilości miejsc. W czasie pokoju pomysł był niewykonalny, gdyż najważniejszym czynnikiem były koszty, a mający cztery miliony ton frachtowiec potrzebował takiej samej załogi i miał prawie takie same koszty eksploatacji co mający osiem milionów ton. Natomiast w czasie wojny skuteczność stawała się ważniejsza od kosztów.
Połączony Transport, jak nazywano w skrócie nowo powstałą jednostkę, obejmował transportowce wojskowe i zmobilizowane frachtowce cywilne normalnie używane do dostaw ładunków ważnych, przy których istotny był czas, albo do lotów w potencjalnie niebezpiecznych rejonach. Każda z jednostek cywilnych trafiła najpierw do stoczni na modyfikację. Brak czasu uniemożliwiał wymianę napędów czy kompensatorów bezwładnościowych na modele wojskowe, ale zainstalowano na nich generatory lekkich osłon burtowych, obronę przeciwrakietową i hipernapędy pozwalające na osiąganie pasma eta, podczas gdy większość statków mogła używać co najwyżej pasma delta. Dzięki temu podwojono ich szybkość w nadprzestrzeni.
— W sumie cała misja potrwa około dwóch standardowych miesięcy — podjął po chwili przerwy Matthews. — Być może trochę dłużej, jeśli przeciągną się rozładunki czy po drodze wyniknie coś niespodziewanego. I dlatego głównie chciałem z panem porozmawiać, zamiast od razu wyznaczyć eskadrę lady Harrington do roli eskorty. Uważam, że pod wieloma względami to doskonały wybór. Jej eskadra nie będzie kompletna jeszcze co najmniej przez miesiąc, ale sześć ciężkich krążowników wystarczy do ochrony konwoju. Ponieważ nie spodziewałem się, że tak szybko wróci do aktywnej służby, wchodzące w skład jej eskadry okręty nie dostały jeszcze żadnych zadań, toteż ich wykorzystanie jako eskorty niczego nie skomplikuje w rozdysponowaniu okrętów. Z drugiej strony rutynowe zadanie pozwoli jej zgrać eskadrę i swój sztab. Ponieważ jednak nie będzie jej dłużej niż miesiąc, czyli teoretyczny czas skompletowania eskadry, i ponieważ nie wiem, kiedy zamierza pan oficjalnie uaktywnić dowództwo 8. Floty, uznałem za najlepsze wpierw uzyskać pańską zgodę na tak długie wykorzystanie „pańskiej” w sumie eskadry.
— Rozumiem i doceniam pańską decyzję, sir — odparł White Haven, pocierając w zamyśleniu podbródek. Nie bardzo miał się nad czym zastanawiać: dopóki Ósma Flota nie zaczęła aktywnie istnieć, okręty zebrane w systemie Yeltsin należały do Matthewsa. A jego argumenty za użyciem eskadry Honor były jak najbardziej logiczne.
Pozostał więc jedynie drobiazg: dlaczego cały pomysł mu się nie podobał?
Pierwsza nasuwająca się odpowiedź była taka, że chodzi o naturalną niechęć do rozstawania się z krążownikami, którą jako długoletni dowódca liniowy miał głęboko zakorzenioną. To było kuszące wyjaśnienie, ale wiedział, że nie do końca prawdziwe. A raczej nie najważniejsze: eskadra zdąży wrócić, nim stanie się tak naprawdę potrzebna. Fakt: okręty 8. Floty zbierały się naprawdę szybko, ale obaj wiedzieli, że nie wcześniej jak za trzy czy cztery miesiące standardowe będzie ona gotowa do zaatakowania systemu Barnett. Dla oficera kalibru Honor Harrington było to dość czasu, by po powrocie z misji włączyć do eskadry pozostałe okręty i zgrać ją w sprawną, jednolitą całość, nim otrzyma pierwsze zadanie operacyjne.
Odpowiedź na nurtujące go pytanie już wcześniej przyszła mu do głowy, tylko nie chciał jej do siebie dopuścić, bo oznaczała, że to on był winny.
Nie miał pojęcia, czym się zdradził, ale w głębi duszy miał pewność, że przyspieszony i niespodziewany wyjazd Honor z Harrington House był zawiniony przez niego. Nie powiedziała ani nie zrobiła nic, co mogłoby to sugerować, ale wyczuł w jej zachowaniu pewne napięcie, którego dotąd nie było. Napięcie i niepewność. A wszystko zaczęło się owego wieczoru w bibliotece w czasie ich konfrontacji, czy jak by to tam nazwać.
Musiał w jakiś sposób zdradzić swoje nią zainteresowanie. Próbował tego nie okazać i po tylu latach służby wojskowej oraz kontaktów z politykami był gotów przysiąc, że jego twarz i ciało wyrażały zawsze to, co chciał, lub w najgorszym wypadku nie wyrażały nic. Ale to było jedyne logiczne wytłumaczenie jej niespodziewanego wyjazdu i tego, że zaraz od następnego dnia miała się na baczności — to nie było najwłaściwsze określenie, ale nieźle opisywało zachowanie Honor względem niego. Nie wiedział, czym się zdradził, ale był pewien, że musiał. Był świadom, że ona miała niespotykany dar do rozszyfrowywania ludzi, z którymi się stykała. Nie tylko on to zauważył, ba, nawet rozmawiali o tym kiedyś z Markiem Sarnowem i Yanceyem Parksem, a przy innej okazji podpytał dyskretnie paru innych oficerów flagowych, pod którymi służyła. Wszyscy zgadzali się, że tak właśnie było, a czy robiła to dzięki intuicji, czy szóstemu zmysłowi, nie wiedział nikt. I w sumie nie było to ważne. Istotne było, że odkryła jego uczucia albo i źle je odczytała. Mogła obawiać się, że spróbuje wykorzystać swoją pozycję i zmusić ją do czegoś…
I nie chodziło o to, że nie zrobiłby tego, ani o to, że powinna znać go na tyle, by wiedzieć, że coś takiego nigdy nie miałoby miejsca. Chodziło o to, że mogła mieć i miała prawo się tego obawiać. Uśmiechnął się gorzko w duchu — nigdy nic podobnego się nie wydarzyło i wiedział, że nie wydarzy się i w tym przypadku, choć przyznawał, że nigdy dotąd nie czuł do żadnej kobiety tego co do niej. A swoistą ironią losu było, że sam do końca nie wiedział, co to takiego…
Nie był święty i przyznawał to sam przed sobą otwarcie. Kochał żonę. Pokochał ją w dniu, w którym się poznali, wiedział, że nadal ją kocha i będzie kochał aż do śmierci. Ona także to wiedziała. Lecz wiedziała też, choć nigdy o tym nie rozmawiali, że miał niejeden romans od czasu jej wypadku i przykucia do wózka inwalidzkiego. Nie było sposobu i nic nie wskazywało na to, by za ich życia taki sposób zaistniał, by znów mogli być fizycznie razem. Oboje wiedzieli, że fizyczna miłość jest niemożliwa, toteż Emily nigdy nie poruszała tematu któregoś z jego nielicznych romansów. Wiedziała, że są przejściowe i że na kochanki wybierał kobiety, które lubił i którym ufał, ale których nie kochał. To ona była tą, do której zawsze powracał, gdyż to ich łączyło wszystko poza jedną niemożliwą fizycznie rzeczą, którą na zawsze utracili. Wiedział, że bolało ją to — nie tyle to, że był niewierny, ile to, że przypominało jej, co straciła. Wiedział także, że znacznie bardziej by ją zabolało, gdyby jego „zdrada” stała się publicznie wiadoma, dlatego zawsze był ostrożny i unikał związków, które mogłyby stać się dłuższe i wyjść poza ramy przelotnego romansu.
Читать дальше