Vorland był naturalnie świadom, że nie pochodzący z Graysona oficerowie czują się w jego obecności nieco nieswojo. Było to zrozumiałe, jako że w żadnej innej niż Marynarka Graysona flocie nie istniał Korpus Kapelanów, toteż naturalna była potrzeba wzajemnego przystosowania się. Z drugiej strony Marynarka Graysona nigdy nie istniała bez Korpusu Kapelanów i nawet najwięksi sceptycy w szeregach RMN przyznawali, że mieszane eskadry wymagały w związku z tym obecności duchownych.
Honor wolałaby co prawda mieć na pokładzie Abrahama Jacksona, którego poznała, dowodząc Pierwszą Eskadrą Liniową, ale Jackson należał obecnie do osobistych współpracowników wielebnego Sullivana, w związku z czym nie pełnił już posług na okrętach. Vorland miał odmienny charakter, ale był równie entuzjastyczny i otwarty na nowe idee co Jackson. Obecnie przebywał w domenie Mackenzie, gdyż jego jedyny syn właśnie żenił się po raz trzeci i Vorland miał osobiście odprawić nabożeństwo i udzielić ślubu. Co było jak najbardziej zrozumiałe i naturalne.
Honor potarła czubek nosa, analizując zalety i okazjonalne słabości wyłaniające się powoli w jej nowym sztabie. Nawet ci, którzy już służyli pod jej rozkazami, w większości przypadków mieli nowe stanowiska, a więc i nowe obowiązki. Wiązał się z tym nieco inny ich wzajemny stosunek, ale jak dotąd większość niespodzianek należała do miłych i…
Dalsze rozmyślania przerwał jej dochodzący zza pleców dziwny dźwięk. A raczej seria dźwięków: wpierw było to ciche szurnięcie, a potem gwałtowne plaśnięcie, jakby coś elastycznego zetknęło się gwałtownie z pokładem. Odwróciła się akurat w odpowiednim momencie, by zobaczyć kościstego młodzieńca rozpaczliwie próbującego utrzymać stertę oprawionych wydruków, które właśnie mu się wyślizgiwały. Zdołał złapać jeden, a reszta z podziwu godną pomysłowością i precyzją ominęła jego gorączkowo sięgające dłonie i kolejno wylądowała na pokładzie przy akompaniamencie serii głośnych efektów akustycznych. Honor przygryzła wargi, dzięki czemu udało jej się nie roześmiać na ten widok, jak i na widok oblicza młodzieńca gwałtownie przybierającego intensywnie czerwony kolor.
Kolor był tym lepiej widoczny, że natura obdarzyła jej porucznika flagowego, chorążego Carsona Clinkscalesa, jasną karnacją, piegami i marchewkową czupryną. Oraz zielonymi oczami na dokładkę. Nie poskąpiła mu też wzrostu — miał ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, co jak na kogoś urodzonego na Graysonie było prawdziwym ewenementem. Poza tym miał też ledwie dwadzieścia jeden standardowych lat i sprawiał wrażenie, jakby nigdy do końca nie wiedział, co powinien zrobić z rękoma i nogami. No i był boleśnie świadom reputacji i pozycji Honor, co źle wpływało na jego starania, by jak najlepiej zachowywać się w jej obecności. Pod wieloma względami przypominał jej Aubreya Wandermana poznanego w czasie ostatniej misji. Tamten też cierpiał na brak doświadczenia i poważny przypadek uwielbienia dla bohaterki. Konkretnie dla niej. Tyle że Wanderman jeśli chodziło o kwestie zawodowe, obowiązki wykonywał wzorowo, by nie rzec nadzwyczajnie, natomiast Clinkscales, no cóż…
Nie spotkała dotąd młodzieńca, który bardziej by się starał robić dobrze i któremu by to gorzej wychodziło. Jeżeli istniał bowiem jakiś sposób, nawet mało prawdopodobny, żeby coś, co miał zrobić, poszło nie tak, to przedmioty martwe tak mu się skutecznie przeciwstawiały, że musiało dojść do nieszczęścia. Była to zdolność prawie godna podziwu. Miała nadzieję, że wyrośnie z niej, gdyż naprawdę go lubiła. Prawdę mówiąc bardziej, niż gotowa była przyznać. Już przyjmując go na stanowisko porucznika flagowego, nagięła nieco własne zasady, dlatego też była zdecydowana uniknąć wszelkich możliwych zachowań mogących sugerować, że cieszy się on specjalnymi względami, gdyż jest siostrzeńcem Howarda Clinkscalesa. Uczciwość nakazywała przyznać, że Carson miał wszystkie stosowne cechy, jeśli naturalnie zapomnieć o tym, że był przegrywającą stroną w walce z materią. I choć był fizycznym przeciwieństwem Jareda Suttona, jej poprzedniego porucznika flagowego, to jego wstydliwość i chęć, by zapanować nad sobą i otoczeniem (w końcu), przypominały Jareda naprawdę mocno. Honor nie mogła zapomnieć, jak zginął Sutton, i łapała się na tym, że ilekroć reagowała odruchowo, widziała jego twarz, nie Carsona.
Teraz tak nie było.
Usłyszała śmiech Venizelosa — nie był ani cichy, ani złośliwy — gdy chorąży próbował jak najszybciej pozbierać z pokładu uparte wydruki. Andy podszedł do niego, przyklęknął i sięgnął pod konsolę, pod którą wjechała najbardziej przedsiębiorcza kopia, po czym podał ją Carsonowi z uśmiechem.
— Nie przejmuj się — powiedział cicho, ale Honor i tak zdołała to usłyszeć. — Nie jest tragicznie. Trzeba było widzieć mój pierwszy numer tego typu na mostku. Zwaliłem kubek kawy ze śmietaną i podwójnym cukrem prosto na kolana pierwszego!
Clinkscales wytrzeszczył na niego oczy i zamarł na moment. Potem uśmiechnął się niepewnie i z wdzięcznością.
Honor też się uśmiechnęła, pilnując, by żaden z nich tego nie zauważył. Chorąży spodziewał się, że ktoś go zruga tak, że powietrze będzie wyło, i bez wątpienia przynajmniej pięćdziesiąt procent oficerów, których znała, tak właśnie by się zachowało. Ale nie w tym sztabie. Sprawiło jej to dużą satysfakcję, gdyż drobiazgi najczęściej są najlepszymi wskaźnikami zgrania i jakości.
— Rozumiem, sir. Przepraszam, sir — wykrztusił cicho Clinkscales. — Właśnie je niosłem porucznikowi Mayhewowi, żeby je rozdał przed poranną odprawą i…
Urwał i wymownie popatrzył na pobojowisko. Część kopii albo słabiej oprawiono, albo mocniej uderzyły o pokład, gdyż pootwierały się i rozsypały kartki, które potworzyły rozmaite wzory na pokładzie, tracąc zupełnie kolejność.
Venizelos ścisnął go prawą ręką za ramię, a lewą kiwnął na Mayhewa. I uśmiechnął się ze zrozumieniem.
— Nadal mamy dwadzieścia minut, Carson — oświadczył. — Zdążysz je posortować i uporządkować… jeśli się pospieszysz i weźmiesz do tego natychmiast.
— Tak jest, sir! Natychmiast, sir!
Zjawił się porucznik Mayhew. Wraz z Carsonem zabrali złośliwe wydruki i zanieśli na jego stanowisko.
Venizelos poczekał, aż zajmą się uporządkowywaniem dokumentów, i dał znak trzem podoficerom, by pomogli im uporać się z problemem. A potem spojrzał na Honor i mrugnął konspiracyjnie. Po czym odwrócił się i wrócił spokojnie na swoje stanowisko.
Honor pokiwała głową z zadowoleniem, jednym uchem słuchając, jak Mayhew w miarę cicho i łagodnie sztorcuje Clinkscalesa. Ponieważ sam miał względnie niski stopień, był logicznym kandydatem na mentora dla chorążego. Różnica stopni była na tyle duża, by miał autorytet, a na tyle mała, by nie przerażała. I wyglądało na to, że Mayhew zajął się tym w naturalny, można by rzec, sposób. Co nie zmieniało faktu, że Carson powinien w najbliższym czasie przezwyciężyć opór materii nieożywionej i wziąć się w garść. W końcu był oficerem, choć chwilowo w stadium larwalnym, więc jeśli mieli być z niego ludzie, to nie mógł zbyt długo robić za błazna…
Nimitz miauknął z cichą aprobatą i Honor uśmiechnęła się. Miał naturalnie rację — pokolenia młodych oficerów przeżyły i przezwyciężyły zażenowanie i niezgrabność. Carson też to przeżyje. A poza tym obojętne czy mu się uda dojść do ładu z samym sobą czy nie, dopilnowanie go należało do obowiązku i zmartwień szefa jej sztabu, nie jej samej.
Читать дальше