W tym przypadku nie był pewien, czy zdołałby taki romans zakończyć, i dlatego wolał w ogóle go nie zaczynać. Ta świadomość bolała, bo w pewnej części utracił zaufanie do samego siebie. Nigdy nie czuł nic podobnego jak w tym momencie, gdy uświadomił sobie, że widzi nie tylko oficera, ale i kobietę egzotycznej urody, choć nie to było w niej najatrakcyjniejsze. Dawno już przestał liczyć, ile naprawdę pięknych kobiet poznał — w społeczeństwie, w którym chirurgia plastyczna i korekcyjna były codziennością, jeśli miało się dość pieniędzy, można było mieć idealne rysy i równie idealne ciało. Fakt, fizyczne piękno zawsze przyciągało wzrok, ale nie wystarczało, by przyciągnąć coś więcej. Przynajmniej jeżeli o niego chodziło.
To, co poczuł, było czymś głębszym i dlatego o tyle trudniejszym do rozpoznania. Coś w niej wzbudziło coś głęboko ukrytego w nim, tak głęboko, że nie miał dotąd pojęcia o istnieniu owego czegoś. Poza okazjonalnym uściskiem dłoni czy dotknięciem ramienia nie miał z nią nigdy fizycznego kontaktu, a mimo to zapragnął jej jak żadnej dotąd i to nie tylko w sensie fizycznym. I to go przeraziło, czym innym bowiem jest potrzeba fizycznego komfortu, którego nie mógł już dać czy otrzymać od Emily, a zupełnie czymś innym ten wewnętrzny głęboki pociąg do innej osoby. Zwłaszcza że była o połowę młodsza i podległa mu służbowo. Z punktu widzenia zdrowego rozsądku Honor Harrington nigdy nie mogła być dla niego nikim więcej niż współpracownikiem i oficerem.
Tyle że jakaś część niego nie do końca w to uwierzyła, z czego także zdawał sobie sprawę. Być może Honor to wyczuła i być może miała rację, oddalając się od niego. Najgorsze zaś było to, że nie miał pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Wiedział, że nie podejmie żadnych działań, ale wiedział także, że nie potrafi zdusić do końca tego, co czuje…
Zdał sobie sprawę, że Matthews przygląda mu się bardziej niż uważnie, i potrząsnął głową, jakby odganiał wyjątkowo upartą muchę. Pewnie, że Matthews był zdziwiony i zastanawiał się, w czym tkwi problem, skoro jego rozmówca tyle czasu i tak głęboko myśli nad prostą w sumie sprawą eskorty konwoju i obecnej podległości służbowej 18. Eskadry Krążowników. W końcu jego pytanie było czystą uprzejmością zawodową, a nie prośbą o uprzejmość.
— Proszę wybaczyć, admirale Matthews — powiedział z przepraszającym uśmiechem. — Obawiam się, że zacząłem już dyslokację okrętów i trochę za bardzo mnie to wciągnęło. Zgadzam się naturalnie, że eskadra lady Harrington to doskonały wybór do wykonania zadania, które pan opisał. Naturalnie chciałbym, by była obecna, gdy faktycznie zacznę reaktywować flotę, jako że mimo jej względnie niskiego stopnia w Królewskiej Marynarce przewidziałem dla niej dość dużą rolę w koordynacji i organizacji jednostek osłony, co równocześnie pozwoliłoby wykorzystać jej status w Marynarce Graysona. Ale na to będzie dość czasu po jej powrocie, toteż nie mam nic przeciwko pańskiemu pomysłowi i doceniam, że spytał mnie pan o zdanie.
— Dziękuję, milordzie. — Matthews wstał i ponownie podał mu rękę.
Po czym odprowadził go do drzwi.
— Sądzę, że prawdziwym powodem, dla którego chciałem uzyskać pańską zgodę, milordzie, jest poczucie winy — dodał Matthews z lekkim uśmieszkiem. — Czuję się trochę jak kłusownik… ale w żadnej flocie nie ma wystarczającej liczby dobrych oficerów, a kiedy ma się do czynienia z kimś takim jak ona… Wiem, że każdy admirał, którego znam, chciałby ją dostać w swoje ręce.
I wzruszył bezradnie ramionami.
— W rzeczy samej chciałby — zgodził się White Haven.
Z oczywistych powodów nie dodał, że pewien admirał, którego co dzień ogląda w lustrze, miał dwa miesiące, by wziąć się w garść. I musiał cały czas pamiętać, by w stosunku do Honor Harrington trzymać ręce tam, gdzie powinien. Czyli we własnych kieszeniach.
— No dobra, wiara, tylko z życiem! Mamy skopać dupę Królewskiej Marynarce, i gdzie ten entuzjazm?! — zdziwił się towarzysz kontradmirał Lester Tourville, strosząc groźnie wąsa i uśmiechając się szeroko.
Przeciętność stała się sposobem przetrwania dla większości starszych rangą oficerów Ludowej Marynarki pod rządami Komitetu. Jeśli nie zwracałeś na siebie uwagi, miałeś szansę dłużej pożyć. Tourville wybrał odwrotną metodę — stał się postacią tak barwną, że prawie karykaturalną. Awansowanie kapitana na kontradmirała odbyło się w jego przypadku błyskawicznie, po czym nagle przestał piąć się w górę. Powód był prosty — ponieważ Tourville miał pełną świadomość, że wyżej zrobiłoby się znacznie niebezpieczniej, czynił co mógł, by awans mu nie zagroził. Obecna sytuacja idealnie mu odpowiadała, gdyż mógł jeszcze dowodzić eskadrą, i to nie okrętów liniowych, lecz krążowników liniowych, co umożliwiało mu samodzielne działanie i branie udziału w walce. Bo pomimo pozerstwa w rzeczywistości był tym, kogo grał — wojownikiem. Awans odebrałby mu i taką eskadrę, i samodzielność, a na dodatek zmusiłby go do zabawy w politykę. A on znał swoje możliwości.
Nawet idioci z ubecji nie marnowali czasu na rozstrzeliwanie zwykłych kontradmirałów — zwłaszcza takich, którzy nie dali się zaszufladkować — jeśli ci dobrze wykonywali otrzymane rozkazy i nie tracili głowy w nietypowych sytuacjach. Zresztą nie było ich znowu tak wielu — Lester Tourville znał dokładnie jednego, czyli siebie. Gdyby dał zrobić z siebie wiceadmirała, albo i gorzej — admirała, to te właśnie zachowania, które dotąd pomagały mu uchodzić za ekscentryka i narwańca, stałyby się gwoździem do jego trumny. Uznano by je za „pozerstwo i egalitaryzm”, o ile nie za „skłonność do kultu jednostki i wrogą propagandę”. A w Ludowej Republice Haven rozstrzeliwano za mniejsze rzeczy.
Naturalnie pozostawanie kontradmirałem miało też swoje minusy. Najgorszy był taki, iż zawsze musiał wykonywać czyjeś rozkazy, gdyż jako dowódca eskadry podlegał rozkazom dowódcy grupy wydzielonej czy floty. Z drugiej strony takie jak jego eskadry często były używane do samodzielnych zadań, a wtedy rozkazy stawały się bardziej ramówką i ogólnymi wytycznymi, a do dowódcy eskadry należało wybranie najlepszego sposobu ich wykonania. Co oznaczało, że był panem samego siebie na tyle, na ile było to w ogóle możliwe w Ludowej Marynarce. Zwłaszcza w ostatnich latach. No i czasem zdarzało się, że ten, kto pisał rozkazy, rzeczywiście wiedział, co robi.
Tak właśnie było tym razem.
Tourville lubił służyć pod rozkazami admirała Theismana. Pod starannie pielęgnowaną maską radosnego awanturnika, którą Tourville przybrał, krył się doskonały taktyk i bystry analityk. I dzięki tym zdolnościom analitycznym mógł stwierdzić — ze sporym żalem — że Theisman długo nie pożyje, popełnił bowiem podstawowy błąd: dał się awansować. Na poziomie zaś, na którym znalazł się jako admirał, wymagane były studia z wazeliniarstwa i włazidupstwa. A dowódca systemu Barnett nie dość, że nie miał nawet podstawówki, to w dodatku żadnych predyspozycji w tej materii, o ochocie nie mówiąc. To zresztą dobrze świadczyło o nim jako człowieku, natomiast było fatalną skazą charakterologiczną admirała Ludowej Marynarki. Jak dotąd Theisman, podobnie jak i on sam, zawsze wychodził z opresji, wypełniając rozkazy, co zapewniało mu pozostawanie w łaskach. Teraz jednak wspiął się za wysoko, by to wystarczyło. Na tym stanowisku nie można było pozostać apolitycznym, gdyż same zalety wojskowego szybko zostaną zrównoważone i przeważone przez wady. A z punktu widzenia władców Ludowej Republiki największą z tych ostatnich była skłonność do niezależności i uczciwości względem samego siebie.
Читать дальше