— Nie powiem, żeby mi się te pomysły podobały… zwłaszcza ostatni — przyznał zapytany uczciwie. — No, ale zaprosiliśmy… Esther zarówno do Komitetu, jak i na to spotkanie, ponieważ doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy rad zawodowego oficera. W tych okolicznościach nie jestem skłonny odrzucać tego pomysłu od ręki. Należy się nad nim zastanowić, i to bardzo dokładnie.
— Brzmi rozsądnie — zgodził się Pierre. — A co z pozostałymi?
— Są znacznie bardziej sensowne. Problem w tym, że sam nie wiem, co zrobić z tą zbiorową odpowiedzialnością… Przyznaję, że osiągnęliśmy granice skuteczności tej metody i to już jakiś czas temu, ale jestem przekonany, że w niektórych przypadkach ona nadal jest użyteczna. Poza tym czy byłoby skuteczne zaprzestanie jej użycia, ale bez żadnego oficjalnego ogłoszenia? Już widzę, co propaganda Królestwa Manticore zaczęłaby wypisywać, gdybyśmy oficjalnie przyznali się do stosowania takiej polityki… Bez ogłoszenia moglibyśmy tego uniknąć, a sądzę, że wieść, iż przestaliśmy to robić, wystarczająco szybko i skutecznie rozeszłaby się po wojsku.
— To rzeczywiście decyzja polityczna — przyznała McQueen, uznając, że rozpoczęli negocjacje, więc trzeba z czegoś zrezygnować w geście dobrej woli. — Z czysto wojskowego punktu widzenia takie ogłoszenie byłoby korzystne, gdyż dawałoby wszystkim zainteresowanym pewność. W ten sposób uniknęlibyśmy spekulacji, czy to tylko chwilowe, a szybko i jednoznacznie dalibyśmy do zrozumienia, że rozpoczynamy poważne zmiany w podejściu do wojskowych. Z drugiej strony faktycznie istnieje olbrzymia szansa, prawie że pewność wykorzystania takiego oświadczenia przez wrogą propagandę… może należałoby tę kwestię skonsultować z towarzyszką Cordelią Ransom?
— To akurat nie będzie możliwe przez najbliższy miesiąc czy dwa — odparł Pierre. — Cordelia jest w drodze do systemu Barnett.
— Aha… — mruknęła McQueen, nie kryjąc zaskoczenia.
I natychmiast mając się na baczności, było to bowiem coś, o czym nie wiedziała, a co potencjalnie mogło mieć olbrzymie znaczenie. Spotkała Thomasa Theismana i szanowała go jako doskonałego oficera, choć nie znała go dobrze. Zawsze uważała, że źle postępuje, zachowując tak doskonałą apolityczność, gdyż oficer nie mógł w pełni skutecznie dowodzić w takiej jak jego randze bez pewnych politycznych wpływów. Za rządów Legislatorów oznaczało to koneksje rodzinne czy długi wdzięczności, za nowych bardziej bezpośrednie metody, ale Theisman nigdy nie był tym zainteresowany. Co nie zmieniało faktu, że miała nadzieję, iż wizyta Cordelii Ransom nie oznacza, że Theisman ma zostać „znikniętym” jak to potocznie określano. I ona, i Ludowa Marynarka potrzebowali takich jak on dowódców, a oficerów, którzy do tego stopnia potrafili umotywować podkomendnych i na dodatek byli dobrymi taktykami, pozostało naprawdę niewielu. Theisman dodatkowo był niezastąpiony, jeżeli system Barnett miał być utrzymany wystarczająco długo, by było można z tego skorzystać.
Niespodziewanie Pierre uśmiechnął się złośliwie i dodał:
— Można też uczciwie przyznać, że jej kilkutygodniowa nieobecność nie jest wcale taka zła. Sądzę, że zdążyłaś się zorientować, że flota nie należy do jej ulubionych instytucji?
— Obawiam się, że zdążyłam — przyznała McQueen ostrożnie.
— No cóż, spodziewam się, że dostanie szału, jak usłyszy twoje pomysły — ocenił Pierre z prawie filozoficznym spokojem. — A będziemy potrzebowali pełnej współpracy propagandy, jeżeli to ma się udać. A to z kolei oznacza, że będziemy musieli ją przekonać… jakoś.
— Czy w takim razie mam rozumieć, że zamierzacie zgodzić się na zmiany, które proponuję? — spytała McQueen jeszcze ostrożniej.
Pierre ponownie się uśmiechnął.
— Nie jestem pewien, czy wszystkie mi się podobają — przyznał szczerze. — Pomysł z mieszanym sztabem uważam za doskonały i proponuję, żebyście z Oscarem dobrali odpowiednich ludzi: każde z was poda połowę składu. Natomiast nawet jeśli zgodzę się podpisać pod wszystkimi twoimi sugestiami, to nie ja będę wprowadzał je w życie. Tylko ty… towarzyszko sekretarz wojny.
— Sek…?! — McQueen nie zdołała do samego końca nad sobą zapanować, ale przynajmniej nie powtórzyła tytułu jak ostatnia idiotka.
Pierre pokiwał głową.
— Tak się składa, że towarzysz sekretarz Kline jest jednym z tych członków Komitetu, co do których lojalności obaj z Oscarem żywimy pewne wątpliwości — wyjaśnił. — W tych okolicznościach sądzę, że lepiej będzie zrezygnować z jego usług. Poza tym jeżeli masz mieć szansę dania sobie rady z Cordelią, będziesz potrzebowała równorzędnego stanowiska… Natomiast radzę pamiętać, że twoje mianowanie jest na razie czasowe.
McQueen skinęła głową z błyskiem w oczach, którego mimo starań nie zdołała ukryć. Oczywiście, że było czasowe. Nie mieli ochoty zaufać jej, póki nie zdecydują, że jest wystarczająco wytresowana. Ale na to była przygotowana, a nawet czasowe mianowanie dawało jej znacznie lepszą pozycję i więcej władzy, niż się spodziewała. Zaczynało być całkiem realne, że będzie jednak w stanie naprawić pewne sprawy zatruwające życie Ludowej Marynarce. A jeżeli Rob Pierre miał ochotę bawić się w tresera lwów, nie miała nic przeciwko temu.
Była tylko ciekawa, czy wiedział, jaki los spotykał większość treserów decydujących się na pracę z dorosłymi dzikimi lwami…
Co naturalnie nie przeszkadzało jej promiennie się uśmiechać.
— Dzień dobry, milady! — powiedział z uśmiechem Andreas Venizelos, ledwie Honor wysiadła z windy w towarzystwie nieodłącznego LaFolleta.
Choć Andy znał ją od czasów, gdy była zwykłym, prostym komandorem Royal Manticoran Navy, obecność ochrony po zmianie jej statusu przyjął jako coś naturalnego. A z tego co widziała, był na najlepszej drodze, by zaprzyjaźnić się z Andrew LaFolletem, co powitała z zadowoleniem.
Nimitz jak zwykle podróżował na jej ramieniu, wbijając czubki pazurów w wyściełaną na prawym ramieniu kurtkę mundurową. Podobnie jak górna część jej graysońskich sukni, kurtka wykonana była z niezwykle odpornego materiału zdolnego wytrzymać ogień lekkiego pistoletu pulsacyjnego. Nie dlatego, by Honor obawiała się zabójcy czającego się w kącie jej własnego pomostu flagowego, ale dlatego, że pazury treecata mniej wytrzymały materiał przerobiłyby na strzępy w błyskawicznym zgoła tempie. Tak pozostawały po nich jedynie mikroskopijne dziurki samozasklepiające się z czasem. Ponieważ tylne łapy Nimitza opierały się na wysokości jej łopatki, środkowe zaś i przednie na ramieniu, otworków było sporo. Normalna kurtka mundurowa po jednym dniu wyglądałaby na raczej zużytą. Uśmiechnęła się, wyobrażając sobie, jaka byłaby reakcja MacGuinessa na taki widok.
Nimitz wyczuł jej rozbawienie i bleeknął radośnie, machając ogonem. Jego nastrój podobnie jak jej w ciągu ostatnich paru dni wybitnie się poprawił. W jej przypadku powodem było zaprzestanie łamania sobie głowy White Havenem i plątaniną własnych uczuć. W jego przypadku to, że znów rozumiał jej emocje, czyli że wszystko wróciło do normy. Co prawda nadal wiedziała, że coś nie pasuje, ale było to odległe echo dobiegające gdzieś z obrzeży emocji. Powrót do normalnego środowiska i nowych, ale w pełni zrozumiałych wyzwań pomógł w odzyskiwaniu równowagi ducha i odsunął na daleki plan poprzednie problemy.
Żadne z nich nie było na tyle naiwne, by uważać, że problemy te zostały w ten sposób rozwiązane, ale Nimitz w przeciwieństwie do Honor miał wrodzoną skłonność do pozwalania problemom, by rozwiązywały się same, a zajmowania się nimi dopiero, gdy złośliwie nie chciały tego zrobić.
Читать дальше