Dopiero kiedy umilkła, zdała sobie sprawę, że powiedziała znacznie więcej i znacznie szczerzej, niż miała zamiar, nie tylko przychodząc na to spotkanie, ale nawet zabierając głos. I to bez chwili zastanowienia, jaki to może mieć skutek dla jej planów czy niej samej. Ostatnie sześć lat musiało jej dopiec znacznie bardziej, niż sądziła. Zresztą wszystko, co powiedziała, było prawdą i jedyne, na co miała uważać, to by nie nazwać rzeczy ostrzej.
Cisza panująca w sali konferencyjnej zaczynała brzmieć złowróżbnie. Cóż, należało bardziej panować nad językiem… przykre byłoby dojść tak daleko i w ostatniej chwili zaprzepaścić szansę, ale na to już nic nie mogła poradzić…
Pierre spojrzał pytająco na Saint-Justa. Ten zmarszczył brwi, po czym delikatnie wzruszył ramionami. Ruch był tak nieznaczny, że dostrzec go mógł tylko ktoś uważnie go obserwujący, a rozpoznać tylko ktoś, kto go dobrze znał. Skinął lekko głową i Pierre zwrócił się z powrotem ku McQueen.
— Możesz mi wierzyć albo nie, ale zgadzam się z tobą — powiedział cicho i uśmiechnął się słabo, widząc, jak mimo całego jej opanowania nieznacznie zapada się w sobie z ulgą. — Muszę cię jednak ostrzec, że nie wszyscy członkowie Komitetu… nawet w jego zmniejszonej liczebnie wersji, którą planujemy, będą podzielali nasze zdanie. I tak naprawdę szczerze: mam poważne wątpliwości, na jak duże zmiany możemy sobie pozwolić. Przynajmniej w krótkim czasie. Oczywiste jest, że wolałabyś wrócić do klasycznej wojskowej struktury dowodzenia, ale w siłach zbrojnych nadal jest zbyt dużo niepewnego elementu… choćby dlatego, że sami go stworzyliśmy. Obawiam się, że wpędziliśmy się w sytuację, z której ani szybko, ani łatwo nie zdołamy się wydostać.
Powiedział to całkowicie spokojnie — bez żadnej intonacji czy drgnienia muskułu. McQueen uśmiechnęła się gorzko, słysząc o powrocie do klasycznej wojskowej struktury dowodzenia. Ładnego zwrotu użył. I całkiem niewinnego. W praktyce oznaczało to wyrzucenie z okrętów na zbity pysk wszystkich komisarzy. Najlepiej bez skafandrów przez śluzę powietrzną!… Albo jeszcze lepiej: zapakować tę całą bandę do wyrzutni i wystrzelić na przeciwnika. Może choć jako broń psychologiczna się do czegoś przydadzą… Perspektywa salwy burtowej złożonej z Erasmusów Fonteinów wywołała na moment szeroki uśmiech na jej twarzy. W następnej sekundzie spoważniała i wzięła się w garść. O towarzyszach komisarzach pomyśli później, kiedy nadejdzie ich czas. Teraz należało skoncentrować się na pilniejszych problemach.
— Rozumiem, że nie można wszystkiego zmienić od razu — powiedziała spokojnie — ale nie możemy sobie także pozwolić na zbyt długie czekanie z rozpoczęciem wprowadzania zmian. Technologia, którą uzyskujemy z Ligi Solarnej, powinna pomóc w odzyskaniu choćby części zaufania do uzbrojenia i wyposażenia, ale przewaga techniczna nie jest jedynym powodem zwycięstw Royal Manticoran Navy. Jej oficerowie myślą samodzielnie, adaptują i modyfikują plany w ramach otrzymanych poleceń w miarę rozwoju sytuacji, a nie trzymają się ślepo treści tychże rozkazów, które mogą już stracić aktualność i być czystym nonsensem. I co ważniejsze: ich admirałowie sami wydają rozkazy i nie muszą ich uzgadniać z kimkolwiek, przez co mają większy szacunek podkomendnych. A równocześnie większe zaufanie do samych siebie, gdyż wiedzą, że rozkazy te zostaną wykonane, a oni sami nie zostaną zastrzeleni po powrocie z misji tylko dlatego, że popełnili błąd.
Zrobiła przerwę i przyjrzała się obu słuchaczom, zastanawiając się, czy naprawdę chce skończyć wypowiedź tak, jak planowała. Po czym wzruszyła w duchu ramionami — jeśli uczciwość miała zrujnować wszystko, to już i tak, za dużo i zbyt szczerze powiedziała. Mogła więc z czystym sumieniem dokończyć.
— Podstawą przewagi Królewskiej Marynarki nad naszą, panowie, jest to, że jej oficerowie mają tylko jednego wroga — oznajmiła twardo.
Pierre pokiwał głową i milczał przez parę sekund. Potem przekrzywił głowę i powiedział:
— Sądzę, że zgadzamy się wszyscy co do… generalnej natury problemu. Chciałbym teraz usłyszeć, jak proponujesz zmienić obecny system, by to poprawić.
Ton jego głosu dość wyraźnie sugerował, że ma dość podkreślania popełnionych błędów.
— Wolałabym najpierw rozważyć te kwestie, najlepiej z niewielką grupą wojskowych i polityków, zanim przedstawię szczegółowe propozycje — odpowiedziała ostrożnie McQueen.
— To zrozumiałe, ale chciałbym wiedzieć, od czego masz zamiar zacząć.
Wzięła głęboki oddech i wypaliła:
— Pierwszą kwestią musi być formalne zaprzestanie stosowania zasady zbiorowej odpowiedzialności. Już samo rozstrzeliwanie oficerów za błędy jest złe, ale rozstrzeliwanie tych, którzy są z nimi spokrewnieni, jest nie tylko nieproduktywne i tłumi inicjatywę, ale według mnie powoduje też zaniknięcie poczucia lojalności względem państwa. Po drugie, chcę dokładnie sprawdzić wszystkich oficerów powyżej stopnia komodora lub brygadiera i ocenić ich na podstawie czterech kryteriów: kompetencji, inicjatywy, lojalności wobec Komitetu i zdolności przywódczych. Jak stosunek tych kryteriów dokładnie winien wyglądać, wolałabym najpierw przedyskutować ze sztabem, o którym wcześniej wspomniałam. Oczywiste jest, że ów stosunek będzie do pewnego stopnia płynny, więc oceny należy dokonywać indywidualnie, nie grupowo, ale da mi to podstawę do pozbycia się osób nie nadających się na dowódców wyższego szczebla. A będą tacy. Jak podejrzewam, będzie ich sporo. Wiem, że brak nam dowódców, ale lepiej jest mieć ich mniej, niż utrudniać sobie życie i zmniejszać potencjał wojska przez zostawienie złych. Po trzecie, chcę usunąć komisarzy z systemu dowodzenia. Moment, Oscar: nie powiedziałam z okrętów, nie sugeruję też, żeby przestali być bezpośrednimi przedstawicielami Komitetu. Chodzi mi o kwestie czysto techniczne. Obojętnie bowiem jak dobrzy mogą być ideologicznie, większość z nich po prostu nie zna się na kwestiach militarnych i nie jest dość kompetentna, by móc ocenić wady i zalety planu bitwy czy wydanych rozkazów. Poza tym bądźmy szczerzy: część ma jeszcze na względzie prywatne cele nie mające nic wspólnego z realiami operacyjnymi, a część nie lubi lub wręcz nienawidzi floty jako takiej. Chodzi mi o to, by ograniczyć ich rolę do przekazywania dyrektyw Komitetu i nadzorowania generalnych kwestii na pokładach okrętów, na które zostaną przydzieleni, lub też generalnych kwestii związanych z funkcjonowaniem jednostek lub związków taktycznych w przypadku przydziału do osób, nie okrętów, czyli do dowódców wyższych stopniem. Ich kompetencje nie mogą obejmować zgody na wydawanie konkretnych rozkazów czy prawa zatwierdzania planów operacyjnych. Naturalnie jeśli wyniknie różnica poglądów na jakąś kwestię merytoryczną między komisarzem a dowódcą, obowiązkiem komisarza jest o wszystkim zameldować przełożonym, ale jeśli z dowództwa nie nadejdą inne rozkazy, należy pozwolić działać zawodowcom. Poza tym każdy admirał, wiedząc, że jego komisarz może złożyć na niego skargę i wyrazić sprzeciw wobec podjętych przez niego decyzji tak w dowództwie, jak w Urzędzie Bezpieczeństwa i Komitecie, naprawdę dobrze się zastanowi, nim podejmie tak ryzykowne działanie.
I uśmiechnęła się chłodno.
Tego, że ma zamiar usunąć bandę pasożytów, czyli towarzyszy komisarzy z okrętów w ogóle, z oczywistych powodów nie powiedziała. W końcu, jak oświadczył sam Pierre, musieli działać stopniowo.
— Co ty na to? — spytał Pierre Saint-Justa, pocierając w zamyśleniu podbródek.
Читать дальше