Przerwał, obserwując uważnie wyraz twarzy McQueen. Właśnie jej powiedział, że pozostanie w składzie zmniejszonego Komitetu, czyli że będzie miała więcej władzy, niż dotąd sądziła. Najmniejszym gestem nie zdradziła, że to do niej dotarło. Jedynie lekko skinęła głową na znak, że rozumie, co słyszy. Jej pełna skupienia i uwagi twarz nie drgnęła ani na moment.
— Ale jak już powiedziałem, to będzie musiało potrwać — podjął. — Możemy natomiast zająć się problemami, o których wiedzieliśmy wcześniej, a które teraz stały się bardziej palące. Najważniejszy to ten, że do spółki z Legislatorami i z Królewską Marynarką udało nam się wręcz konkursowe rozpieprzyć własne wojsko, Esther. Co do Royal Manticoran Navy, to trudno się dziwić, że robi co może, by nas pokonać. Natomiast gorsze jest to, że to my sami — i mówiąc „my”, mani na myśli także Komitet Bezpieczeństwa Publicznego i Urząd Bezpieczeństwa — zdołaliśmy prawie całkowicie wykastrować własną flotę. Cóż, najwyższy czas, żebyśmy przestali obwiniać za pasmo klęsk wyłącznie Ludową Marynarkę i przyznali, że w znacznym stopniu sami jesteśmy sobie winni, bo do porażek przyczyniły się problemy, które sami stworzyliśmy. Problemy, które chcemy, żebyś zlikwidowała.
I umilkł, czekając na reakcję.
McQueen, wpatrywała się w niego wytrzeszczonymi oczyma, nim samokontrola wzięła górę nad szokiem. Ponieważ szok był duży, potrwało to parę sekund. Spodziewała się po tej rozmowie różnych rzeczy, ale nie aż takiej szczerości, a w żadnym wypadku przyznania, że to on jest odpowiedzialny za bagno, w którym znalazła się Ludowa Marynarka. Rzeczowy i zwięzły sposób, w jaki Pierre przyznał się do winy, jedynie dodał szczerości wyznaniu i spotęgował jej zaskoczenie. Dlatego potrzebowała dobrej chwili, by pozbierać myśli i zdecydować, co powiedzieć.
— Nie mogę się nie zgodzić ze słusznością tego, co pan powiedział, towarzyszu przewodniczący — oznajmiła w końcu jak najbardziej formalnie. — Co prawda sama bym tego tak nie ujęła… bo dla oficera czynnej służby mogłoby być nie najwłaściwsze wygłoszenie tak… zdecydowanego oświadczenia. Natomiast cieszę się, że pan to powiedział. Jeżeli obaj jesteście o tym przekonani i chcecie mi pomóc, to sądzę, że będę w stanie naprawić przynajmniej najgorsze… Będę jednak szczera: bez określonej, ale sporej swobody działania będę w stanie zrobić naprawdę niewiele.
Umilkła, czując krople potu u nasady włosów. Właśnie powiedziała więcej niż Pierre i teraz nie bardzo mogła zawrócić. Wiedziała o tym, ale jej twarz tego nie zdradzała.
— Rozumiem — mruknął Pierre.
I spojrzał na Saint-Justa.
A potem na McQueen.
I zaproponował:
— Sądzę, że zanim przejdziemy do spraw zakresu władzy i potrzebnych działań, dobrze byłoby ustalić, czy zgadzamy się co do tego, co trzeba zmienić i naprawić. Może ty nam powiesz, Esther, jakie według ciebie są największe słabości naszej floty?
McQueen wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie, którego w dodatku lada chwila może zabraknąć, a po wodzie chodził tylko jeden człowiek w historii ludzkości… a i tak źle skończył. Niespodziewanie poczuła przypływ adrenaliny, zupełnie jak przed bitwą. Nie było to dokładnie to samo uczucie, ale bardzo zbliżone. I uświadomiła sobie, że niezależnie od ambicji jest admirałem. Lata spędziła na uczeniu się fachu, a Ludowa Marynarka była całym jej życiem. Obojętnie co by nastąpiło, miała szansę przedstawić problemy floty osobie, która o wszystkim decydowała, czyli temu, kto tak naprawdę się liczył.
Spojrzała w oczy najpotężniejszego człowieka w Ludowej Republice i wykorzystała okazję:
— Naszym największym problemem jest to, że oficerowie mają tyle inicjatywy co trzydniowy nieboszczyk. Wiem, że wojsko musi podlegać władzy cywilnej, tak było już za poprzednich władz i tak jest teraz, choć w większym stopniu. I nie chodzi mi o to, żeby to zmieniać. Jest jednak zasadnicza różnica między wykonywaniem rozkazów a byciem zbyt przerażonym, by zrobić cokolwiek bez rozkazu. A Urząd Bezpieczeństwa, prawdę mówiąc, posunął się stanowczo za daleko — spojrzała w oczy Saint-Justa i dodała: — Cały personel floty, ale przede wszystkim oficerowie, znajduje się pod zbyt wielką presją. Każdego można zmusić do posłuszeństwa i pokory, ale flota potrzebuje samodzielnych dowódców wykazujących inicjatywę — naturalnie w rozsądnych granicach — a nie ślepych i przerażonych wykonawców rozkazów. Nie chodzi mi o samowolne ich niewykonywanie, chodzi mi o starszych rangą oficerów, którzy w każdej flocie używają swego doświadczenia, inicjatywy i wiedzy w momencie zaistnienia sytuacji nie przewidzianych w rozkazach. A żadne rozkazy w przypadku działań w takich warunkach jak przestrzeń międzyplanetarna po prostu nie są w stanie objąć wszystkich możliwych wariantów. Zamiast tego mamy korpus oficerski przerażony i całkowicie pozbawiony inicjatywy. Najlepszym przykładem skutków, jakie taki stan powoduje, jest ostatnia próba zamachu. Nawet gdy Lewelerzy detonowali ładunki nuklearne w centrum Nouveau Paris, żaden starszy oficer Floty Systemowej nie zrobił nic, by mi pomóc. Wszyscy za bardzo bali się tego, że ktoś może wziąć ich działania za pomoc zamachowcom i nawet jeśli przeżyją walkę, jaką to spowoduje, to i tak ledwie się dym rozwieje, zjawi się bezpieka i ich rozstrzela.
Przerwała dla nabrania oddechu i przeanalizowania reakcji słuchaczy.
Pierre poczuł gniew, ale zmusił się do zachowania spokoju i zastanowienia, dlaczego go poczuł. A gdy to zrobił, uśmiechnął się ironicznie — pojął bowiem, że wywołały go w równym stopniu treść, jak i ton wywodu McQueen. Starała się mówić spokojnie, ale przypominało to wykład dotyczący rzeczy oczywistych i podstawowych. No i nie próbowała nawet przepraszać za to, co mówi. Za to, w jej oczach widać było, że mówi szczerze i z uczuciem. Poza tym sam jej kazał powiedzieć, co myśli, więc jeśli nie podobało mu się to, co usłyszał, to nie była to jej wina. Tylko tych, którzy stworzyli taki właśnie stan rzeczy potocznie określany jako: „dno i trzy metry mułu”.
Przyznawał, że nie podobają mu się rozwiązania, które, jak sądził, będą musieli zastosować, ale chciał McQueen na odpowiednim stanowisku, gdyż uważał, że może poprawić tragiczną wręcz sytuację. A nie mogła tego zrobić bez wcześniejszego zidentyfikowania problemów. To jego zmartwienie, że nie był przyzwyczajony do wysłuchiwania konkretnych i umotywowanych zarzutów. I że nie wziął pod uwagę, jak taka litania prawd może zaboleć.
— Brak inicjatywy to jeden z problemów, które sam zauważyłem — powiedział spokojnie. — Z tego, co mówisz, wynika, że jest ich więcej.
— Problemy to ja mogłabym wymieniać przez parę godzin — poinformowała go rzeczowo. — Większość z nich da się załatwić, jeżeli będziemy mieli kadrę oficerską przekonaną o poparciu dowódców. I o tym, że pomyłka, powtarzam: zwykła ludzka pomyłka nie będzie uznana za próbę zdrady i nie doprowadzi do śmierci czy uwięzienia ich i ich rodzin. Brak inicjatywy to tylko jeden z symptomów prawdziwego problemu. A sprowadza się on do tego, że nasi oficerowie są zbyt zajęci oglądaniem się za siebie, by móc się skoncentrować na walce z wrogiem. Boją się nie tylko działać samodzielnie, boją się także nie wykonać rozkazów, nawet gdy doskonale wiedzą, że nie są one dobre albo że są przestarzałe czy niedostosowane do aktualnej sytuacji. Kolejna sprawa: jeśli rozstrzeliwuje się każdego oficera, który zrobił co mógł, a i tak nie wykonał niemożliwego do wykonania rozkazu, to nie będzie on miał nigdy okazji nauczyć się czegokolwiek na własnych błędach. Do zwycięstwa w wojnie potrzebni są zawodowi wojskowi mający zaufanie do swych możliwości, współtowarzyszy broni i całego wojska z zapleczem. W tej chwili ciągle jeszcze próbujemy odbudować poziom zawodowych umiejętności kadry dowódczej, który Ludowa Marynarka miała za rządów Legislatorów. I nie udaje nam się to. Brak nam doświadczonych dowódców mających zaufanie do własnych sił. Ci, których mamy, rzadko cieszą się zaufaniem podkomendnych. Mało kto ma zaufanie do jakości sprzętu i uzbrojenia, jakimi dysponujemy. A prawie nikt nie liczy na to, że w razie potrzeby wesprze go cywilna władza kierująca siłami zbrojnymi. Przykro mi, ale taka jest smutna rzeczywistość.
Читать дальше