— Nie szkodzi — uspokoił ją Turner. — Wiem. — Niczego nie wiem, krzyknął bezgłośnie. — Będziemy w kontakcie… — Nigdy już cię nie zobaczę. — Ale o czymś powinienem ci powiedzieć: twój ojciec nie żyje. — Popełnił samobójstwo. — Ludzie z ochrony Maasa go zabili; powstrzymywał ich, dopóki nie odleciałaś motolotnią z płaskowyżu.
— To prawda? Rzeczywiście ich powstrzymywał? To znaczy… Czułam to, czułam, że nie żyje, ale…
— Tak — przerwał jej Turner. Wyjął z kieszeni i zawiesił jej na szyi czarny futerał Conroya. — W środku jest biosoft dossier. Sprawdź go, kiedy będziesz starsza. Nie zawiera całej historii. Pamiętaj o tym. Nic nigdy nie zawiera…
Bobby stał przy barze, kiedy potężny facet wyszedł z gabinetu Jammera. Z miejsca, gdzie spała dziewczyna, podniósł z podłogi swoją brudną wojskową kurtkę. Włożył ją i podszedł do sceny, gdzie pod czarnym płaszczem leżała Jackie; wydawała się taka mała… Tam wyjął z kieszeni rewolwer, potężny Smith Wesson Tactical. Otworzył magazynek, wyjął naboje, schował je do kieszeni i położył rewolwer przy ciele Jackie, tak delikatnie, że nawet nie stuknął o podłogę.
— Dobra robota, Graf — pochwalił, odwracając się do Bobby'ego. Wbił ręce w kieszenie kurtki.
— Dzięki. — Mimo odrętwienia, Bobby poczuł dumę.
— Trzymaj się, Bobby. — Mężczyzna podszedł do drzwi i próbował otworzyć kolejne zamki.
— Chcesz wyjść? — Bobby pobiegł za nim. — Zaczekaj, Jammer mi pokazywał. Idziesz? Dokąd?
Drzwi stanęły otworem, a Turner oddalał się już między porzuconymi straganami.
— Sam nie wiem — zawołał jeszcze przez ramię. — Najpierw muszę kupić osiemdziesiąt litrów ropy, a potem się zastanowię…
Bobby spoglądał za nim, aż zniknął na martwych ruchomych schodach. Potem zamknął drzwi i zasunął rygle. Nie patrząc na scenę, podszedł do drzwi gabinetu i zajrzał do środka. Angie płakała, opierając głowę na ramieniu Beauvoira. Bobby poczuł ukłucie zazdrości, które samego go zaskoczyło. Telefon odtwarzał coś za plecami Beauyoira i Bobby spostrzegł, że to wiadomości.
— Bobby — odezwał się Beauvoir. — Na jakiś czas Angela zamieszka z nami w Projektach. Masz ochotę też się tam wybrać?
Za Beauvoirem, na ekranie telefonu, pojawiła się twarz Marshy Newmark, Mamy Marshy, jego matki.
— …policja z przedmieścia New Jersey poinformowała, że kobieta, której mieszkanie było celem niedawnego zamachu bombowego była zdumiona, kiedy wróciła wczorajszej nocy, a disco…
— Tak — zgodził się szybko Bobby. — Pewno.
— Jest dobra — stwierdził dwa lata później kierownik zespołu, maczając brązową skórkę wiejskiego chleba w kałuży oliwy pozostałej na dnie salaterki. — Naprawdę dobra. Szybko się uczy. Musisz jej to przyznać.
Gwiazda roześmiała się i wzięła szklankę chłodnego wina.
— Nie znosisz jej, Roberts. Prawda? Jak dla ciebie ma za dużo szczęścia. Jeszcze nie zrobiła błędnego kroku.
Opierali się o szorstką kamienną balustradę patrząc, jak odbija wieczorny statek do Aten. Dwa dachy niżej w kierunku portu, na rozgrzanym słońcem wodnym łożu leżała dziewczyna: naga, z rozłożonymi ramionami, jakby chciała objąć to, co pozostało jeszcze ze słońca.
Roberts wsunął sobie do ust nasączoną oliwą skórkę i oblizał wąskie wargi.
— Wcale nie — zaprotestował. — To nieprawda, że jej nie znoszę. Nawet o tym nie myśl.
— Jej chłopak — zauważyła Taiły.
Na dachu pojawiła się druga postać, męska. Chłopak miał ciemne włosy i nosił luźny, swobodny i kosztowny francuski kostium sportowy. Patrzyli, jak podchodzi do wodnego materaca i siada obok dziewczyny, jak wyciąga rękę, by jej dotknąć. — Jest piękna, Roberts. Prawda?
— No cóż — westchnął reżyser. — Widziałem jej „przedtem”. To wszystko chirurgia plastyczna.
Wzruszył ramionami, nie odrywając wzroku od chłopca.
— Jeśli widziałeś też moje „przedtem” — oznajmiła — ktoś będzie za to wisieć. Ale ona coś w sobie ma… Niezłe kości… — Wypiła nieco wina. — Czy to właśnie ona nią jest? „Nową Tally Isham”?
Znów wzruszył ramionami.
— Popatrz na tego smarkacza. Wiesz, że zarabia już prawie tyle, co ja? A jaką właściwie ma funkcję? Ochroniarz…
Z niechęcią zacisnął wąskie wargi.
— Dzięki niemu jest szczęśliwa — uśmiechnęła się Tally. — Dostaliśmy ich w komplecie. Jest hakiem w jej kontrakcie. Wiesz o tym.
— Nie cierpię tego szczeniaka. Przyszedł prosto z ulicy, wie o tym i się nie przejmuje. To śmieć. Wiesz, co wozi ze sobą w bagażu? Dek cyberprzestrzeni! Wczoraj tureccy celnicy odkryli to diabelstwo i trzymali nas przez trzy godziny…
Pokręcił głową.
Chłopiec wstał, odwrócił się i przeszedł na krawędź dachu. Dziewczyna usiadła i spojrzała na niego, odgarniając z czoła włosy. Stał tam bardzo długo, wpatrzony w kilwater ateńskiego promu. Ani Tally Isham, ani reżyser, ani Angie nie wiedzieli, że widzi szarą dżunglę bloków Barrytown sięgającą ciemnych wież Projektów.
Dziewczyna wstała, podeszła i wzięła go za rękę.
— Co mamy na jutro? — spytała wreszcie Tally.
— Paryż. — Roberts wziął z kamiennej balustrady notatnik i przerzucił cienki plik żółtych wydruków. — Niejaka Krushkova.
— Znam ją?
— Nie. Zajmuje się sztuką. Prowadzi jedną z dwóch najmodniejszych obecnie galerii. Niewiele o niej wiemy, choć trafiliśmy na interesujący ślad skandalu w początkach kariery.
Taiły Isham skinęła głową. Nie zwracała na niego uwagi; patrzyła, jak jej uczennica obejmuje ramieniem chłopca o ciemnych włosach.
ROZDZIAŁ 36
WIEWIÓRCZY GAJ
Kiedy chłopiec miał siedem lat, Turner wziął winchestera z plastikową kolbą — własność Rudy'ego — i razem ruszyli starą drogą aż na polanę.
Polana była miejscem szczególnym, ponieważ rok temu tu właśnie przyprowadziła go mama. I pokazała samolot, prawdziwy samolot ukryty między drzewami. Osiadał wolno w mule, ale można było wejść do kabiny i udawać, że się lata. To tajemnica, powiedziała mama. I że może ją zdradzić tacie; nikomu więcej. A jeśli położyło się rękę na plastikowej powłoce samolotu, to po chwili zmieniała kolor, wytwarzając plamę w kształcie dłoni i dokładnie w kolorze skóry. Ale wtedy mama zaczęła się dziwnie zachowywać, płakała i chciała opowiadać o wujku Rudym, którego nie pamiętał. Wujek Rudy był jednym z tych zjawisk, których nie rozumiał, tak samo jak niektórych żartów taty. Kiedyś zapytał go, dlaczego ma rude włosy, a tato tylko się roześmiał i powiedział, że od Holendra. A wtedy mama rzuciła w tatę poduszką, przez co nigdy się nie dowiedział, kim właściwie był ten Holender.
Na polanie tato uczył go strzelać do opartych o pień drzewa konarów sosny. Kiedy chłopiec się zmęczył, obaj położyli się na plecach i oglądali wiewiórki.
— Obiecałem Sally, że niczego nie zabijemy — powiedział tato, po czym wyjaśnił podstawowe zasady polowania.
Chłopiec słuchał, ale myślami wciąż wracał do samolotu. Było gorąco, słyszał brzęczące gdzieś niedaleko pszczoły i wodę cieknącą po kamieniach. Kiedy mama się rozpłakała, powiedziała, że Rudy był dobrym człowiekiem i dwa razy ją uratował: raz przed tym, że była młoda i głupia, a raz przed kimś bardzo złym…
— Czy to prawda? — spytał tatę, kiedy tato skończył opowiadać o wiewiórkach. — Są takie głupie, że zawsze wracają i wracają, aż się je zastrzeli?
Читать дальше