William Gibson - Graf Zero

Здесь есть возможность читать онлайн «William Gibson - Graf Zero» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Киберпанк, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Graf Zero: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Graf Zero»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Gibsonowska wizja przyszłości, nowoczesna i przerażająca prawdopodobna. Od czarnego rynku oprogramowania i zuchwałych kowbojów klawiatury, którzy planują wielkie skoki i rzucają się wgłąb systemów…
Przez snobistyczną kulturę świata sztuki, gdzie prawdziwy geniusz kryje się niczym ścigana zwierzyna… do elitarnego kręgu korporacyjnych technokratów.

Graf Zero — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Graf Zero», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Turner — szepnęła. — Czasami być tu z nim to jak być samej…

Wstał wtedy; brzęk starego łańcucha huśtawki, gdzie śruby wkręcały się głęboko w belki i krokwie dachu — śruby, które mógł wkręcać jego ojciec czterdzieści lat temu. Pocałował jej usta, rozchylone wargi… Postawiony poza czasem przez rozmowę, świetliki, podprogowe sygnały wspomnień… A kiedy gładził dłońmi jej nagie plecy pod białą koszulką, wydało mu się, że ludzie w jego życiu nie byli paciorkami nanizanymi na drut przyczynowości, ale istnieli równocześnie, jak kwanty, tak że znał ją tak samo jak znał Rudy'ego albo Allison, albo Conroya, tak samo jak znał córkę Mitchella.

— Zaczekaj — szepnęła, odsuwając głowę. — Chodźmy na górę.

ROZDZIAŁ 18

IMIONA UMARŁYCH

Alain zadzwonił o piątej. Jego zachłanność budziła mdlące uczucie obrzydzenia, ale Marly potwierdziła, że dysponuje żądaną sumą. Starannie zapisała adres na odwrocie wizytówki zabranej z biurka Picarda w galerii Robertsa. Andrea wróciła z pracy dziesięć minut później i Marly była zadowolona, że przyjaciółka nie słyszała rozmowy z Alainem.

Obserwowała, jak Andrea podpiera kuchenne okno książką w wyblakłych niebieskich okładkach: drugi tom „Skróconego Oksfordzkiego Słownika Języka Angielskiego”, wydanie szóste. Andrea wcisnęła na kamienny parapet rodzaj drewnianej półki, dostatecznie szerokiej, by postawić na niej małe hibachi, które normalnie trzymała pod zlewem. Teraz równo układała na kracie czarne kostki węgla drzewnego.

— Rozmawiałam dzisiaj o twoim pracodawcy — oznajmiła. Ustawiła hibachi na półce i przytknęła kuchenną zapalniczkę do zielonkawej pasty rozpałkowej. — Nasz uczony przyjechał z Nicei. Zdumiał się, że na obiekt swoich zainteresowań wybrałam właśnie Josefa Vireka. Ale to rogaty kozioł, więc chętnie zgodził się na pogawędkę.

Marly stanęła obok patrząc, jak prawie niewidoczne płomienie liżą kostki węgla.

— Cały czas wciągał w to Tessier-Ashpoolów — mówiła dalej Andrea. — I Hughesa. Hughes to Amerykanin z połowy dwudziestego wieku. Też wymienia go w książce, jako kogoś w rodzaju proto-Vireka. Nie wiedziałam, że klan Tessier-Ashpool zaczął się rozpadać.

Wróciła do stołu i odpakowała sześć wielkich tygrysich krewetek.

— To Franko-Australijczycy, jeśli dobrze pamiętam? Są właścicielami jednego z tych orbitalnych kurortów.

— Freeside. Został sprzedany, o czym poinformował mnie mój profesor. Jak się wydaje, jedna z córek zdołała jakoś przejąć kontrolę nad całym kompleksem, stawała się coraz bardziej ekscentryczna i interesy klanu diabli wzięli. To w ciągu ostatnich siedmiu lat.

— Nie rozumiem, jaki to ma związek z Virekiem — przyznała Marly.

Andrea kolejno nabijała krewetki na długie bambusowe igły.

— Wiem tyle co i ty. Mój profesor utrzymuje, że i Virek, i Tessier-Ashpool to fascynujące anachronizmy, a obserwując ich można się wiele dowiedzieć o ewolucji korporacji. W każdym razie potrafił przekonać naszych redaktorów…

— Ale co mówił o Vireku?

— Że obłęd Vireka przyjmie inną formę.

— Obłęd?

— Właściwie unikał tego słowa. Ale Hughes miał bzika, stary Ashpool też, a jego córeczka zupełnie zwariowała. Twierdził, że pod naporem ciśnienia ewolucyjnego Virek zostanie zmuszony do dokonania „skoku”. „Skok” to jego określenie.

— Ciśnienie ewolucyjne?

— Tak. — Andrea zaniosła nabite krewetki na hibachi. — Mówi o korporacjach, jakby to był jakiś gatunek zwierząt.

Po kolacji wyszły na spacer. Marly zauważyła, że chwilami wytęża uwagę, próbując dostrzec wyimaginowany mechanizm nadzoru Vireka. Jednak Andrea przez cały wieczór promieniowała swym zwykłym ciepłem i zdrowym rozsądkiem. Marly była wdzięczna, że dzięki niej może iść przez miasto, gdzie rzeczy są po prostu tym, czym się wydają. Czy w świecie Vireka mogło istnieć coś prostego? Pamiętała mosiężną klamkę w Galerie Duperey, jak wiła się jej w palcach w niemożliwy do opisania sposób, a potem przeciągnęła ją do Virekowego modelu Parque Güell. Czy zawsze tam przebywał? W parku Gaudiego, w ciepłe popołudnie, które nigdy się nie kończy? Señor jest bogaty. Señor dysponuje wieloma środkami manifestacji. Zadrżała w ciepłym wieczornym powietrzu i przysunęła się bliżej do Andrei.

Złowrogą cechą symstymu była sugestia, że każde otoczenie może być nierzeczywiste, że okna wystawowe, jakie z Andreą mijały, mogą być produktem jej umysłu. Ktoś kiedyś powiedział, że lustra w swej istocie są w pewien sposób nieprzyzwoite. Uznała, że konstrukty tym bardziej.

Andrea przystanęła przy kiosku, by kupić swoje angielskie papierosy i nowy numer „Elle”. Marly czekała na chodniku, a strumień pieszych rozstępował się przed nią automatycznie, przepływały twarze studentów, biznesmenów i turystów. Niektórzy z nich, zgadywała, byli elementami machiny Vireka, połączonymi z Paco. Paco z brązowymi oczami, swobodnym stylem bycia, powagą, mięśniami przesuwającymi się pod koszulą. Paco, który przez całe życie pracował dla señora…

— Co się stało? Wyglądasz, jakbyś połknęła coś paskudnego. To Andrea, zrywająca celofan ze swoich Silk Cutów.

— Nie. — Marly zadrżała. Ale pomyślała, że niewiele brakowało.

W drodze do domu, mimo starań Andrei i jej ciepła, wystawy sklepów stały się pudełkami, każda z nich, konstrukcjami, jak prace Josepha Cornella czy tajemniczego twórcy, którego poszukiwał Virek. Książki, futra czy włoskie bawełny zaaranżowane, by sugerować geometrie nie nazwanych pragnień.

I znowu przebudzenie z twarzą wtuloną w sofę Andrei, ze zwiniętą na ramionach czerwoną kołdrą. Zapach kawy. W sąsiednim pokoju Andrea nuci jakąś tokijską piosenkę pop i ubiera się w poranku szarym od paryskiego deszczu.

— Nie — oświadczyła Paco. — Wolę pójść sama.

— To dużo pieniędzy. — Spojrzał na włoską torbę leżącą na stoliku między nimi. — To niebezpieczne, rozumie pani?

— Nikt nie będzie wiedział, że je niosę, prawda? Tylko Alain. Alain i twoi przyjaciele. I nie powiedziałam, że chcę iść całkiem sama, tylko że nie mam ochoty na towarzystwo.

— Coś się stało? — Zatroskana mina, zmarszczki wokół kącików ust. — Jest pani zdenerwowana?

— Chcę tylko powiedzieć, że nie życzę sobie, żeby ktoś wszedł tam ze mną. Ty i inni, kimkolwiek są, mogą mnie śledzić, śledzić i obserwować. Gdybyście mnie zgubili, co uważam za mało prawdopodobne, z pewnością masz adres.

— To prawda — przyznał. — Ale żeby pani niosła cztery miliony nowych jenów, sama, w Paryżu… — Wzruszył ramionami.

— A gdybym je straciła? Czy señor zauważyłby stratę? Czy też czekałaby już następna walizka z następnymi czterema milionami?

Chwyciła pasek torby i wstała.

— Czekałaby następna, oczywiście, choć zebranie takiej kwoty w gotówce wymaga z naszej strony pewnego wysiłku. I nie, señor nie „zauważyłby” straty w takim sensie, o jaki pani chodziło. Za to ja zostałbym ukarany za niepotrzebną stratę nawet mniejszej sumy. Ludzie bardzo bogaci mają pewną wspólną cechę: dbają o swoje pieniądze. Przekona się pani.

— Mimo to pójdę bez towarzystwa. Nie samotnie, ale zostawcie mnie z moimi myślami.

— Pani intuicją.

— Właśnie.

Jeśli szli za nią — a była pewna, że tak — pozostawali niewidoczni, jak zawsze. Zresztą wydawało się niemożliwe, by nie obserwowali Alaina. Niewątpliwie sprawdzili już adres, który podał jej dziś rano. Nieważne, czy on sam tam przebywał, czy też nie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Graf Zero»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Graf Zero» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


William Gibson - Lumière virtuelle
William Gibson
William Gibson - Mona Lisa s'éclate
William Gibson
William Gibson - Comte Zéro
William Gibson
William Gibson - Mona Liza Turbo
William Gibson
William Gibson - Neuromancer
William Gibson
William Gibson - Zero history
William Gibson
William Gibson - Neurománc
William Gibson
William Gibson - Count Zero
William Gibson
libcat.ru: книга без обложки
William Gibson
William Gibson - Johnny Mnemonic
William Gibson
Отзывы о книге «Graf Zero»

Обсуждение, отзывы о книге «Graf Zero» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x