Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi
Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zimne brzegi
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Aha, więc o to chodzi!
- Mamę Markusa znała... chciała przez śliczną faworytę siebie wynieść. A potem, gdy męża ostatecznie zrujnowała, gdy wszystkie związki runęły i nie mogła już bywać w Domu, nagle pobożność Luizy przeszła w fanatyzm. Majątek, ziemie, wszystko podarowała Pasierbowi. W rzeczywistości wszystko i tak było zadłużone, jak nie w Wersalu, to w Urbisie, baronowa zwyczajnie nie miała innego wyjścia. Ale w nagrodę za swoją rzekomą szlachetność i szczodrość Luiza Miller otrzymała godność i została wysłana do klasztoru w Miraculous jako przeorysza. Wtedy to był jeszcze zwykły kurort, ale i tak przyjemne miejsce.
- Czyli jednak osiągnęła to, co chciała. - powiedziałem.
- Tak jest. A teraz jeszcze została opiekunką strażnika Świętej Księgi. Niczym Siostra przy Zbawicielu, na pewno już sobie skojarzyła... - Helen uśmiechnęła się posępnie. - Ilmar... powiedz... nie masz wrażenia, że ktoś nas wziął na smycz?
- Mam - przyznałem.
- A wszystko było tak dobrze obmyślone... - westchnęła Helen - Jednego tylko nie przewidziałem... rozmachu tego nieszczęścia...
- Zauważyłaś, jak nas Markus ładnie przyparł do muru?
- Oczywiście. Krew Władcy, nie ma co. On to potrafi.
- A że nawet nie wspomniał o swoich planach?
Popatrzyliśmy na siebie.
- On nie ma żadnych planów... - odparła niepewnie Helen.
- Też tak myślałam, jak uciekałem ze Smutnych Wysp.
- Ale wdepnęliśmy - powiedziała ze złością Helen. - Ale wdepnęliśmy. II... nie uraziło cię, że cię szukałam na polecenie Domu?
- Przeczuwałem to. Zdziwiłem się, że mnie znalazłaś bez niczyjej pomocy, że tak sprytnie skojarzyłaś wszystkie fakty, dokładnie wyliczałaś, gdzie pojadę. Miałem tylko nadzieję, że naprawdę pomożesz mi uniknąć kary...
- Gdyby wszystko ułożyło się tak, jak myślałam... a teraz... Ilmar! A może?...
Nie dokończyła, ale zrozumiałem wszystko z jej spojrzenia.
- Odlecieć? Teraz?
- Tak! I niech sobie sami radzą.
Zastanowiłem się. Helen miała trochę racji.
- Złapią ich - ciągnąłem. - Prawie na pewno. Jeśli Luiza jest taka, jak mówisz, to szybko wpadną w tarapaty.
- Wszystko w rękach Boga - Helen złożyła ręce. - Ilmar, ta księga... myślisz, że naprawdę została podyktowana przez Siostrę?
- Raczej tak. Bo dlaczego Dom i Kościół miałby się tak miotać?
- W takim razie trzeba uciekać. Decyduj się.
Pomyślałem o Marku, który liczył na naszą pomoc. A potem znowu przypomniałem sobie starego medyka, jego słowa, że książę umie wykorzystywać ludzi. I nasz nieszczęsny transport...
- Masz rację, Helen - powiedziałem. - Nic nie zyskamy, pomagając im. Więc dlaczego mielibyśmy nadstawiać głowę? Uciekniemy sami.
- Jeśli taka będzie wola Zbawiciela, Markus zdoła uciec - dodała ostro Helen. - A jeśli Bóg postanowił, że ludzie powinni właśnie teraz poznać Prawdziwe Słowo, to ukrywanie Markusa jest grzechem, przy czym grzechem bezsensownym.
Popatrzyliśmy na siebie i mimo woli uśmiechnęliśmy się. Szok wywołany widokiem Świętej Księgi minął. Pozostała złość na tych, którzy zręcznie próbują nas wciągnąć w swoją grę.
- Prześpimy się - postanowiła Helen. - Chociaż trzy godziny, bo ja już lecę z nóg. Wstaniemy o piątej, umiem się budzić na zawołanie i pójdziemy na plac szybowców. Maszyna jest gotowa, odlecimy od razu.
- Dokąd?
- Daleko, II. Bardzo daleko... W obce kraje. Pomyślę, obejrzę mapy pogody, ty też się zastanów, gdzie najłatwiej się ukryć. Ja mam jeszcze trochę cennych rzeczy na Słowie, ty masz duże doświadczenie. We dwójkę zdołamy się ukryć.
- Zgadzam się, hrabino - podszedłem i pocałowałem ją w usta, delikatnie, czule. - Nie spodziewaj się po mnie zdrady.
Po chwili wahania odpowiedziała:
- Ty po mnie też nie, Ilmar. Przysięgam, wierzyłam, że jeśli schwytamy chłopaka - wybaczą ci.
Na pocałunek odpowiedziała tak samo jak ja, delikatnie, bez namiętności. Nie mieliśmy już sił, pozostało tylko zmęczenie i przygnębienie. Zakręciłem lampę gazową, niebezpiecznie zostawiać lampę bez opieki. Poszliśmy do sypialni. Opadliśmy na łóżko, nie rozbierając się i nic już nie omawiając. Helen znalazła w ciemności moją rękę, ścisnęła mocno i natychmiast zasnęła. A ja zdążyłem się jeszcze zdziwić, jak się to wszystko w życiu układa.
A potem zasnąłem.
Rozdział trzeci,
w którym pojawia się dwóch starych znajomych, jeden bardzo duży, a drugi niepomiernie większy
Obudziłem się, czując, jak Helen przesuwa dłonią po mojej twarzy. Powoli, niczym niewidoma, która „widzi” tylko rękami. Otworzyłem oczy, popatrzyłem na nią. Od razu zabrała rękę.
- Już czas - powiedziała. - Piąta. Myj się i idziemy.
- Co robiłaś? Czarowałaś?
Helen uśmiechnęła się, pokręciła głową:
- Po co?
Rzeczywiście - po co?
Jesteśmy mocno związani wspólnym nieszczęściem i sympatią. Może nawet czymś więcej niż sympatią...
- Nie rozmyśliłeś się? - zapytała Helen. - Nie żal ci porzucać Markusa?
- Żal - przyznałem. - Ale za ostro to wszystko wyszło. Nie dla mnie.
Gdy ja się myłem, Helen zbierała swoje rzeczy, malowała się i zajmowała innymi kobiecymi głupstwami. Sen szybko ze mnie opadł, pozostał tylko ciężar w głowie. Za dużo wczoraj wypiliśmy, w dodatku mieszając koniak z szampanem.
Przez malutkie okienko w łazience widać było wyspę. Karnawał ucichł, iluminacje pogasły, Kraina Cudów zapadła w krótki, dający zapomnienie sen, przed nowym dniem rozrywek. Na wyspie zapanowała cisza... Dopiero teraz zrozumiałem, jaki tu wcześniej panował harmider... i nagle pomyślałem, że Kraina Cudów zdążyła mi już obrzydnąć. W ciągu jednego, niecałego dnia! Cudowne zdobycze techniki, restauracyjki, teatry, pawilony wszystkich miast... Nawet wielkich mechanicznych orkiestronów, których podobno było tu z dziesięć, nie miałem ochoty słuchać.
Może po prostu nie lubię niekończących się rozrywek. A może teraz nie miałem ochoty na zabawę...
- Zawołam sługę - krzyknęła Helen. - Niech przygotuje rachunek, pewnie wszyscy śpią...
Brzęknął dzwoneczek. Skinąłem swojemu odbiciu w lustrze i nadal skrobałem nożem namydloną twarz. Niezła szczecina...
Gdy do drzwi zastukano, Helen lekkimi krokami przeszła przez pokój, a ja zamarłem z nożem w ręku, próbując zrozumieć, skąd to alarmujące ukłucie w sercu.
Stukanie do drzwi było jakieś dziwne!
To nie ostrożne pukanie sługi, który trzęsie się o swoją posadę, to ktoś usiłował być delikatny.
- Helen, stój! - krzyknąłem rzucając się do pokoju. - Nie otwieraj!
Za późno.
Nie było nawet krzyku - wszystko stało się zbyt szybko. Helen, biała z przerażenia, stała z przystawionym do głowy ręcznym kulomiotem.
Broń trzymał oficer Straży Arnold, któremu tak sprytnie uciekłem w wolnym mieście Amsterdamie, nad którego głową tak udatnie jechałem w dyliżansie do Lyonu...
Nosił wilk razy kilka...
Na mój widok kamienną twarz oficera rozjaśnił uśmiech.
- Rzuć nóż, Ilmar! - warknął.
Znalazł.
Dogonił.
Zrozumiał, jak uciekłem z Lyonu. Mało tego, że zrozumiał, to jeszcze wziął szybowiec, przecież inaczej by nie zdążył! I to nie szukał mnie w Rzymie, tylko od razu przyleciał do Krainy Cudów!
- Rzuć broń! - rozkazał Arnold. Stuknął Helen lufą kulomiotu w głowę. Krzyknęła z bólu.
- Puść mnie! Jestem hrabiną!
Przez twarz Arnolda przemknął cień uśmiechu.
- Was też czeka sąd, hrabino. Za zdradę i ukrywanie katorżnika Ilmara.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zimne brzegi»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.