Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi

Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

O dżdżownicach skłamałem. Ale teraz Mark potrzebował takiego kłamstwa - ohydnego, otrzeźwiającego.

Przynajmniej apetyt zniknie. Poranna kasza we wspomnieniach wydawała się smaczna. Dla mnie to normalka, ale chłopakowi pewnie żołądek do krzyża przyrósł...

Mały zakręcił się w ciemnościach. Podczołgał się, oparł o mnie chudym grzbietem. Nieźle się chłopak na dźwięk orientuje.

- Jak noga? - zapytałem.

- Lepiej - powiedział Mark bez przekonania.

Był napięty jak katorżnik pod batem. Na statku był jakby w sennym otępieniu, a teraz odżył i od razu taka kabała. Ciężko. Rozumiem go.

- Weź - powiedziałem. Podałem mu nóż i zapalniczkę. Ręka Marka drgnęła, dotykając metalu. - Schowaj na Słowie. Bo zginie gdzieś w ciemności.

Poryw zimnego wiatru.

- Dziękuję - powiedział Mark.

Tak będzie lepiej. Chłopak przestanie się trząść, że go zabiję - bo po co bym mu ogień i nóż oddawał? I ja będę spokojniejszy... nie obudzę się od wczepionych w moje gardło, zdrętwiałych ze strachu rąk.

Rozdział trzeci,

w którym dochodzę do ośmiu z tuzina, a Mark zmniejsza rachunek do siedmiu

Spałem jakieś sześć, może siedem godzin. Ze zmęczenia nie mogłem nastawić się dokładniej na obudzenie. Zasnąłem szybko, mamrocząc w myślach modlitwę o daremnym zmartwieniu, którą niegdyś ułożyła Siostra. Nigdy mnie ta modlitwa nie zawiodła, mówiłem ją od najwcześniejszego dzieciństwa. Napsociłeś wieczorem, wiesz, że rano albo od matki w gębę dostaniesz, albo rzemieniem od ojca, ale pomodlisz się do Siostry i od razu ci lżej. „Wola moja, zrobiłem to co chciałem, zrobiłem, co mogłem. Jak będzie nieszczęście - mój strach go nie odpędzi, jak nie będzie, mój strach jest niepotrzebny. Nie żałuję tego, co zrobiłem, myślę o tym, co uczynię...”.

Prościutka modlitwa. To nie jest błaganie o uzdrowienie, nie skrucha, a zawsze pomaga.

Mark pewnie długo nie mógł zasnąć, ale w końcu mu się udało. Spał z głową na moim brzuchu. Gdy się poruszyłem, chłopak się obudził. Drgnął, ale niczym więcej nie zdradził, że nie śpi.

Zuch.

Nie ma co, są w nim dobre rzeczy, chociaż się ludzie śmieją i kpią z arystokratów, choć układają żarty: „Na bezludnej wyspie znaleźli się lord, kupiec i złodziej”... Spojrzysz na takiego szlachcica i zazdrościsz mu. Bo to jest tak, jakby za nim stali wszyscy jego przodkowie. Podbródki dumnie wysunęli, ręce na mieczach położyli... nie podejdziesz... nawet jak takiego zabijesz, to i tak nie poczujesz radości zwycięstwa...

Widziałem kiedyś atak pretoriańskiego manipułu. Młody byłem, głupi i zwerbowałem się do legionu baskijskiego, który powstał przeciwko Iberyjczykom pod Bacaraldo, żądając utworzenia z Baskonii oddzielnej prowincji...

Dali nam wtedy wycisk. A ja byłem akurat na tych pozycjach, gdzie wysłano pretorianów. Wszyscy ci iberyjscy hrabiowie byli doskonale uzbrojeni, gdzie nam do nich. Stalowe pancerze, miecze, kusze, co trzeci z kulomiotem. Ale nie tym nas wzięli. My też mieliśmy porządną broń, a na flankach dwóch naszych lordów siedziało z samopowtarzalnymi kulomiotami. Jak zaczęli strzelać... swoi się w ziemię zaryli. Ja byłem niedaleko, widziałem, jak jego wysokość lord Hamon wymówił Słowo i kulomiot znikąd wyciągnął. Osobista straż zamknęła wokół niego pierścień, miecze obnażone, w oczach wściekłość. A Hamon kulomiot ustawił, giermek nie wiadomo po co wodę do lufy wlał i zaczęło się! Huk, łomot, jakby wszyscy dobosze legionu się tu zebrali i w ataku szału w swoje bębny bili.

Siedmiu położył sam Hamon, a ilu ranił, nikt nie wie. Ale pretorianie i tak wdarli się na nasze pozycje, przebili przez ochronę i lordowi w plecy wbili pikę, gdy on majstrował przy milczącym kulomiocie. Oto szlachecki stan!

Ale Hamon też nie był słabeuszem. Umierał, zachłystując się krwią, ale wymówił Słowo. Znikł kulomiot, znikł z rąk zwycięskich Iberyjczyków na zawsze. Pewnie lord Hamon z nikim się swoim Słowem nie podzielił...

Poklepałem Marka po głowie.

- Wstawaj, mały. Starczy tego udawania.

- Nie udaję - Mark odsunął się.

- Wyjmij ogień - poprosiłem. Po chwili w mojej ręce znalazła się zapalniczka.

- Która godzina? - zapytał Mark.

- Proszę o wybaczenie, nie mam zegarka - prychnąłem. Wstałem, podszedłem przez ciemność do ściany, na której była pochodnia. - A może ty masz na Słowie?

Mark zasapał ze złości.

- Powiedziałem już, co mam na Słowie. Zresztą, jaki byłby pożytek z zegarka w Chłodzie?

- Dlaczego nie?

- Przecież by tam nie działał. Wkładasz coś do Chłodu i wyjmujesz w takim samym stanie.

Wiec to tak. Nie wiedziałem. Z lufy kulomiotu lorda Hamona ukrytego w Chłodzie para pryska bez końca...

Zapaliłem pochodnie, popatrzyłem na przecierającego oczy Marka.

- Nadchodzi wieczór, mały. Ściemnia się. Jeszcze ze trzy godziny poczekamy i w drogę. Jak noga?

Wzruszył ramionami. Umocowałem pochodnię na ścianie, podszedłem, podniosłem chłopca.

- Oprzyj się na nodze. Ostrożnie.

Mark stanął, starannie przenosząc ciężar ciała na chorą nogę.

- Chyba nic... ojej... trochę kłuje.

Na jego czole pojawiła się kropla potu. Ładne mi nic.

- Siadaj - powiedziałem z irytacją. - Ściągaj spodnie.

Gdy posłusznie rozsznurowywał buty i rozbierał się, ja zdjąłem swoją kurtkę i zacząłem odpruwać rękawy.

- Weźcie...

Mark podał mi nóż. Nie przyzwyczaję się, że obok mnie jest znający Słowo!

Dwa ruchy i zamiast kurtki mam kamizelkę. Długo mi kurtka służyła... Szyłem u dobrego krawca - niby wygląda jak szmata, a w rzeczywistości jest ciepła i mocna.

- Po co?

Naprawdę nie rozumie?

- Nogę trzeba przewiązać.

- Można było moją koszulą.

Pokręciłem głową. Cienki batyst tu na nic.

- Tak wyjdzie lepiej. Teraz wytrzymaj.

Przez dziesięć minut masowałem mu goleń. Pewnie bolało, ale wytrzymał. Potem obwiązałem chorą nogę rozciętymi rękawami. Niezbyt mocno, ale tak, żeby podtrzymać mięśnie.

- Dziękuję - powiedział cicho Mark.

- Na tamtym świecie się policzymy - odpowiedziałem. - Ręki nie trzeba ci opatrzyć?

- Nie...już w porządku, dziękuję...

Nie lubię, jak mi dziękują. Jakby człowieka przywiązywali tą wdzięcznością - z jednej strony przyjemnie, a z drugiej nie pozostaje nic innego, jak tylko dalej pomagać.

- Spodnie wejdą?

Spodnie miał wąskie, z mocnego farbowanego na kolor indygo płótna żaglowego. Oczywiście na owiniętą nogę nie weszły, trzeba było rozpruć nogawkę.

- Teraz to już z ciebie normalny oberwaniec - powiedziałem, patrząc na Marka. - Nie wyglądasz na wysoko urodzonego dzieciaka.

Mark spojrzał na mnie przerażony.

- Nie bój się. Mnie tam wszystko jedno, jakiej jesteś krwi.

- Dlaczego... dlaczego pomyśleliście, że jestem wysoko urodzony?

- Drzewo genealogiczne masz wyrysowane na czole. Błękitna krew, pałac i tak dalej...

Nadal był przestraszony.

Westchnąłem i wyjaśniłem:

- Niby zwykły z ciebie chłopak, Mark. Nieźle ubrany, ale bez przesady. Umorusany, chudy. Ale widać, że cały ten brud to jak cudza koszula. Widać w tobie arystokratyczne pochodzenie. Szlachetnie urodzeni przodkowie, kamerdyner, guwernantka - myje, służba - do drzwi toalety odprowadza... co, nie mam racji?

Mark milczał.

- No i Słowo... sam rozumiesz. Skąd miałbyś je znać? Jedna możliwość - podarowano ci je.

- I co?

- Nic. Co mnie to obchodzi? Mark jesteś czy Markus, mnie tam bez różnicy. Chcesz, opowiem ci, jak to z tobą było. Twój ojciec to hrabia albo baron. Raczej nie książę z Domu, chociaż?... mama pewnie prosta kobieta. Bastardowi też różny los pisany... nie ma tatuś następcy - wychowują dzieciaka w luksusie. Wszystko się może zdarzyć... może trzeba będzie nazwisko przejąć?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimne brzegi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Трикс (авторский сборник)
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Участковый
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Именем Земли
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Конкуренты
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Отзывы о книге «Zimne brzegi»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x