Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi

Здесь есть возможность читать онлайн «Сергей Лукьяненко - Zimne brzegi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zimne brzegi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zimne brzegi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zimne brzegi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zimne brzegi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zadrżałem. Otworzyłem oczy i znowu obrzuciłem cały gabinet szalonym wzrokiem. Pogoń tuż za mną, czuje to, ale i ratunek jest tuż obok. Schowek musi być tutaj! Tutaj! Zacząłem biegać pod ścianami, gładząc dłońmi deski, szukając szczeliny.

Nic nie ma. Albo tak dobrze wszystko dopasowane, albo pomyliłem się, przyjmując pragnienie za rzeczywistość. Żadnych tajemnych drzwi w ścianie. A przecież nie mogło być klapy w podłodze - to pierwsze piętro!

Mimo to spojrzałem na podłogę. Mocne szerokie deski, nawet nie skrzypiały. Tylko w jednym miejscu podłoga był odrobinę nierówna...

Padłem na kolana, zmiotłem pył, zdmuchnąłem go i zobaczyłem kontury klapy. W podłodze. Na pierwszym piętrze!

To niemożliwe.

Ale teraz właśnie potrzebowałem niemożliwego.

Wsunąłem kindżał pomiędzy deski, mocno podważyłem. Stal wygięła się, czekałem, aż pęknie. Serce mnie bolało od takiej drwiny z broni. Ale co mogłem zrobić?

Klapa poszła w górę. Kiedyś miała szczelne zamknięcie i trzymała się na stalowych zawiasach. Ale żelazo zardzewiało. Wczepiłem się w deski paznokciami, podważyłem i odchyliłem wieko. Zajrzałem na dół, myśląc, że zobaczę znajdujący się na parterze pokój służby. Może nienasycony gospodarz nie tylko żony pieścił...

Pod gabinetem był malutki ciemny pokoik. Fala mocnego, intensywnego zapachu przypraw uderzyła w nos. Przechyliłem się i próbowałem coś dojrzeć.

Wszystko jasne. Do tego pokoju nie było wejścia z parteru, był zagubiony między pokoikami sług, korytarzami i pokojami. Można się tu było dostać tylko z góry, z gabinetu gospodarza - po wąskiej drabinie. Wypróbowałem nogą szczeble - trzymały mocno.

Dobry był z niego kupiec. Porządny. Szkoda tylko, że nie zrobił zawiasów z czarnego brązu - rdza nie zjadłaby...

Nie zamykając klapy, pobiegłem po Marka. Mieliśmy najwyżej kilka minut. Dobry złodziej tym różni się od złego, że niebezpieczeństwo wyczuje zawczasu.

Chłopaka wziąłem na ramiona, tak było pewniej. W schowku było sucho i czysto, nawet szczury tutaj nie przeniknęły. Może nie lubią korzennych zapachów.

Wydostałem się na górę, ostrożnie zamknąłem klapę. Zapadła kompletna ciemność. Nawet ja nic nie widziałem.

Kołysząc się na drabinie, pomyślałem, że teraz można by już uciec. Chłopaka ukryłem, dług spłaciłem. Tylko gdzie miałbym biec? Cały transport wybity, wyłapany. I już wiadomo, kto otworzył kłódkę. Teraz cała straż na Wyspach łaknie mojej krwi.

- Ilmar...

- Czego? - burknąłem rozdrażniony.

- Jesteście tutaj?

- A co, może jeszcze się ciemności boisz?

Odpowiedzią było milczenie. Pokręciłem głową. Nie ma co, zesłał mi Zbawiciel towarzysza. Nie dość, że dzieciuch, że nogę na równej drodze skręcił, to jeszcze w ciemności płacze!

- Tu jestem - mruknąłem, schodząc. Poklepałam Marka uspokajająco po ramieniu i usiadłem obok. Może w takiej ciemności i ja jestem ślepcem, ale umiem orientować się na dźwięk.

- Boję się - padła spóźniona odpowiedź.

- A na statku nie ryczałeś...

- Tam było dużo ludzi...

Westchnąłem:

- Aleś zasunął. Coś ty, mały? Bój się ciemności, gdy ludzie są obok. A gdy jesteś sam, to ciemność nie jest przyjacielem, ale i nie wrogiem.

Idealny czas i miejsce, żeby prawić takie banały. Siedzieć trzeba jak mysz pod miotłą, nie odzywać się, czekać, czy strażnik wpadnie na to, żeby wejść na pierwsze piętro i oglądać podłogi...

- Imbirem pachnie... - powiedział cicho Mark. - Pieprzem, imbirem, gałką muszkatołową... trzymali tu przyprawy?

- Tak.

- Długo tu będziemy siedzieć?

- Już ci się znudziło?

Wstałem, przeszedłem się po schowku, obmacując ściany. Siedem kroków na siedem. Dwa razy ręka natrafiła na drewniane trzymadła, w których do tej pory tkwiły wciśnięte pochodnie. Smołowane pakuły, suche jak proch, gdyby tak iskra...

- Gdyby tak iskra... - powiedziałem.

- Po co?

- Pochodnie tu są.

Mark zakrzątał się... i poczułem chłodny powiew.

- Szczeniaku! - zaskoczony podniosłem głos. - Ty...

- Weźcie.

Na mojej dłoni spoczął metalowy cylinderek. Nie wierząc własnemu szczęściu, odchyliłem wieczko, przesunąłem kółko. Zapłonął żółty języczek płomienia, wyrwał z ciemności bladą twarz Marka.

- Co jeszcze masz na Słowie? - zapytałem.

Chłopak nie odpowiedział, tylko chciwie wpatrywał się w zapalniczkę. Zrozumiałem. Podszedłem do pochodni, zapaliłem. Zapłonęła od razu. Niedługo wytrzyma, ale pali się jasno.

- Zadrapania mocno krwawią? - zapalniczka lepiła się, otarłem ją o spodnie.

Mark zerknął na dłonie:

- Prawie wcale...

- Dobrze, będziesz miał nauczkę, jak trzymać klingę...

Obróciłem w ręce zapalniczkę, znowu czując zawiść i zachwyt. Piękna robota! Korpus był srebrny, ani jednej szczelinki, naftę trzyma mocno, zębate kółeczko samo prosi się pod palce, pokrywka na stalowej sprężynce. Na grzbiecie wzór... ten sam co na ostrzu.

Albo z ciebie lepszy złodziej ode mnie, mały, albo ktoś cię bardzo kochał.

- Trzymaj - oddałem zapalniczkę. - Co jeszcze masz?

Mark zawahał się.

- Nie zabiorę. Nawet nie proszę, żebyś pokazał. Tylko lepiej wiedzieć, co mamy na trudną chwilę.

- Pierścień.

- Coś jeszcze?

- Nic.

Zbyt szybka odpowiedź. Wsunąłem pochodnię w uchwyt, usiadłem przed Markiem i powiedziałem pouczająco:

- Chłopcze, ja za ciebie głowę nadstawiam. Niepotrzebne mi twoje skarby! Jeśli przeżyjemy - podarujesz mi kindżał i będziemy kwita. Ale teraz może nam pomóc każdy gwóźdź, każdy sznurek, każda moneta. Czy ty wiesz, że są takie zamki, które ja pierścieniem szybciej otworzę niż kindżałem?

Mark pokręcił głową.

- Muszę wiedzieć, co trzymasz na Słowie. Zajdzie potrzeba - poproszę. Nie - nawet nie wspomnę.

- Mam jeszcze księgę. To wszystko.

- Grubą?

- Nie za bardzo.

- I tak może się przydać. Pochodni na długo nie wystarczy.

Oczy chłopaka rozszerzyły się jak od bólu. Kręcił głową, odsuwając się ode mnie.

- Nie...

- Coś ty?

- Nie! Nie dam! To jedyna taka książka na świecie! Nie wolno jej palić!

Chyba dotknąłem go do żywego.

- Dobrze - zgodziłem się. - Twoja sprawa, mały. Nie dasz, to nie.

Nie mógł się uspokoić.

- Ilmar, zrozumcie! Taki kindżał można zrobić jeszcze jeden. Nawet lepszy. A jak się książkę spali, to już koniec. Drugiej takiej już nie będzie.

- Uspokój się - poprosiłem. - Powiedziałeś, że nie dasz i koniec, po rozmowie.

Chłopak niepewnie skinął głową.

- Posiedzimy tu do wieczora - powiedziałem. - Nawet dłużej, spróbujemy wyjść przed świtem. Pochodnia zaraz się dopali, nowej na razie nie będziemy rozniecać. Więc... rozgość się.

Sam posłuchałem własnej rady. Przeszedłem się po pomieszczeniu... żeby choć cokolwiek zostało - kawałek grubego sukna, by pod głowę podłożyć. Nic. Wszystko kupiec wyskrobał. A w ścianach nie ma więcej drzwi. Jest tylko jedno wyjście.

A w podłodze?

Myśl była idiotyczna. Ale widziałem już sejfy z podwójnym dnem, widziałem skrytki w skrytkach. Opuściłem pochodnię i wpatrzyłem się w deski podłogi.

A jednak!

Jeszcze jedna klapa.

- Potrzymaj ogień - poleciałem Markowi. Ten pospiesznie podpełzł na czworakach. - Jeszcze jedna skrytka - wyjaśniłem. - Kupiec pełen niespodzianek...

Tę klapę otwierałem bez pośpiechu. Nie należało hałasować, może straż już zajrzała do domu, poza tym szkoda było kindżału. Mark wsunął się pod moją rękę i z prostoduszną ciekawością zaglądał pod podłogę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zimne brzegi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zimne brzegi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Трикс (авторский сборник)
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Участковый
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Именем Земли
Сергей Лукьяненко
Сергей Лукьяненко - Конкуренты
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
libcat.ru: книга без обложки
Сергей Лукьяненко
Отзывы о книге «Zimne brzegi»

Обсуждение, отзывы о книге «Zimne brzegi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x