Noc byіa bardzo jasna, ani њladu po wczorajszych chmurach. Powstaсcy mieli w jukach їytniуwkк, flaszki poszіy w obieg. Kapral Burak, ku powszechnej uldze, zalaі siк do nieprzytomnoњci. Za to podџwign№і siк na nogi naczelnik. Dostaі nerwowego ataku, w ktуrym kl№і i groziі wszystkim naokoіo, wzywaj№c nadaremno imienia Milicji Obywatelskiej i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, aї go panowie Sіuczyсscy chcieli wybatoїyж, bo mкczyі tymi wrzaskami konaj№cego, a wszystkich po rуwno irytowaі. Na koniec naczelnik poczty wyrwaі siк їoіnierzowi i przebiі przez barykadк zwalon№ w miejscu wysadzonych drzwi, no i pognaі w pole, na drogк i ku wiosce, w tych spodniach poszarpanych, w koszuli i marynarce przekrzepniкtych krwi№ porucznika. Woіaliњmy za nim; ani siк obejrzaі. Patrzyіem z dachu, przez szczelinк w blacie przewrуconego na bok biurka. Plata chciaі siк zaіoїyж - nie zd№їyliњmy przybiж zakіadu, naczelnik padі przed zakrкtem drogi, w poіowie zbocza pocztowego wzgуrza. Oddano co najmniej cztery strzaіy, wszystkie z poіudnia, z lasu; ile trafiіo, Bуg raczy wiedzieж. Turlaі siк jeszcze dobre kilkanaњcie metrуw, wymachuj№c pociesznie r№czkami i nуїkami, gіуwka podskakiwaіa na wybojach; jak siк zatrzymaі, to na dobre.
Myњlaіem sobie: sierїant њwieїo z ziemi, nie wie, co siк dzieje, gіupoty gadaі - zaraz tu przyjd№, przyjad№, ze wsi, z miasta, taka strzelanina (myњlaіem sobie), co z tego, їe druty pociкte. Zaraz przyjd№. Nikt nie przychodziі. Zapadіa noc. Їaden pojazd nie pojawiі siк na drodze. Od strony niewidocznych chaіup chіodny wiatr niуsі szczekanie psуw, krуtki jazgot drobiu, nawet zapach њwieїej gnojуwki. Paliіem papierosa, Plata czyњciі karabiny, swуj i zapasowe (mieliњmy wiкcej broni niї r№k zdatnych do zamka i cyngla). Pod nami pater Sіuczyсski odmawiaі nad іoїem zmarіego synowca modlitwy, chrapliwy bas pіyn№і przez noc.
- Requiem aeternam dona eis, Domine, et lux perpetua luceat eis...
...Myњlaіem sobie: dlaczego nie s№ zaskoczeni? co pamiкtaj№? co wydaje im siк, їe pamiкtaj№? W ktуrej chwili przed њmierci№ zatrzymaіa siк ich pamiкж? Powinni staж z otwartymi ustami i wskazywaж palcem obrazy obcego њwiata. Doktor Szajs prуbowaі byі opowiedzieж coњ, na co nie miaі sіуw. Oњrodkiem fenomenu jest zawsze materia oїywiona, o wysoce rozwiniкtym systemie nerwowym, oraz jej bezpoњrednie otoczenie. Co to jest „bespoњrednie otoczenie"? Czy system nerwowy tura jest „wystarczaj№co rozwiniкty"? A konia? Czy oni rzeczywiњcie wychodz№ z ziemi? Absurd! A ich ubrania, dobytek, broс - czemu nie miasta caіe? To przyњpiesza. Co wіaњciwie spadіo z nieba na Czornobyl, i co spada teraz z chmur na Polskк? Dialektyka nie moїe siк zatrzymaж i cofn№ж do tez dawno przezwyciкїonych, tak samo jak Ziemia nie moїe zatrzymaж siк w biegu dokoіasіonecznym; historia siк nie powtarza, nie zawija sama na siebie - historia prze do przodu, ku nowemu, zawsze ku nowemu...
- Sicut erat in principio, et nunc, et semper, et in saecula saeculorum. Amen.
Jak byіo na pocz№tku? Wyrwaж siк z tego otкpiaj№cego kieratu roboty urzкdowej, wrуciж do czystych rozumowaс z czasуw іawy szkolnej i czasуw wielkiej familii Rzewieckich, kiedy nawet іacina nie brzmiaіa mi obco. Noc. Spokуj. Cisza. Jak byіo na pocz№tku?
Czy „pocz№tek", principio, jest po prostu tym, co przychodzi w czasie przed wszystkim innym, czy teї tym, co jest przed czasem - tym, od czego czas zaleїy?
Przecieї pamiкtaіem dobrze tк іacinк, smak i zapach koњcielnej іaciny, to znaczy woс kadzideі i szorstki dotyk Boїego Ciaіa na podniebieniu, gdy z matk№, co niedziela przed њniadaniem, chodziliњmy, ja i siostry, do bazyliki, pod kamienny cieс gotyku i w їуіte њwiatіo witraїy, gdzie obok їelaznych kandelabrуw, na іaсcuchach z wysіuchanych litanii, wisieli nad nami posкpni anioіowie, kaїdy z wielkim mieczem nacelowanym w czubek dzieciкcej gіуwki, nie widaж ich, ale s№ tam, іaсcuch zgrzyta, miecz siк obniїa, po milimetrze za grzech, po ogniwie za zі№ myњl; wszystkie dzieci czuj№ nad sob№ ci№gі№ obecnoњж anioіуw kary. Zawsze na pocz№tku to, co prawdziwe, jest niewidzialne.
Potem oczywiњcie wyrosіem z zabobonуw przodkуw i z lкkуw nienazywalnych. Pozostaіy tylko rzeczy namacalne, uporz№dkowane, nawet w baіaganie - uporz№dkowane, czyli zgodne z natur№ њwiata. Tak dojrzewa czіowiek - ale czy tak dojrzewa њwiat?
Opowiedziane pochodzi z nieopowiedzianego. Nieprawda, їe na pocz№tku byіo Sіowo - to byі jedynie pocz№tek tego, co moїna juї nazwaж i zapisaж.
Plata opowiadaі o swoich kuzynach, byі z Lwowa, mieli tam rodzinny zakіad kamieniarski; otуї Plata okazaі siк specjalist№ od epitafiуw kutych na nagrobkach, kamienna kaligrafia stanowi sztukк trudn№ i subteln№. Trzeba mieж oko i rкkк i wyczucie! Jak do karabinu! Rozpalony czornobylinow№ gorzaіk№, recytowaі zapamiкtane mortifikalia.
Wstanк, Panie,
Gdy mnie bкdziesz budziі,
Lecz pozwуl spocz№ж,
Bom siк bardzo strudziі.
Nie przypuszczaіem, їe alkohol aї tak uderzy mu do gіowy - bo rzeczywiњcie chіop wstaі, wstaі i dostaі kulк miкdzy іopatki. Padі bezwіadnie.
Tak zacz№і siк nocny atak. Podeszli od poіudnia i od zachodu, wzdіuї drogi. Gdyby mieli moџdzierze... Nie mieli moџdzierzy. Widziaіem ich, jak siк przemykaj№ przez ugуr i і№kк, skradaj№ w trawie. Niech siк zbliї№ na trzydzieњci, dwadzieњcia, piкtnaњcie metrуw. Nigdy nie byіem dobrym strzelcem, z wiekiem i z pogarszaj№cym siк wzrokiem jeszcze marniejszym - a te karabiny z pierwszej wojny њwiatowej wydawaіy mi siк wyj№tkowo nieporкczne. Co prawda panowie Sіuczyсscy bez problemu przestawili siк na broс dwudziestowieczn№. Z parteru szіa palba nieprzerwana. Ja jednak miaіem lepszy ogl№d przedpola. Zawoіaіem przez klapк o drugiego czіowieka. - Plata trup! - Usіyszeli, pojawiі siк Achilles Sіuczyсski, maіoletni syn Bolesіawa.
Od razu poczoіgaі siк ku pуіnocnej krawкdzi dachu: ze wzgуrz zjeїdїali kozacy. Szeњж, dziesiкж, dwanaњcie, nie caіa sotnia, ale na pewno ponad dwanaњcie koni. W њwietle gwiazd lњniіa klinga krzywej szabli dowуdcy. Wskazywaі ni№ ku nam. Rozlegі siк przenikliwy gwizd. Achilles zacz№і do nich strzelaж. Poіoїyli siк na karkach rumakуw, one przeszіy w galop. Od kiedy to jazda szturmuje ufortyfikowane zabudowania? Powinni zejњж z siodeі, przypaњж za osіonami... Podci№gn№ж jakieњ dziaіko... Lecz jeњli go nie maj№, a rozkaz bezwarunkowy - kiedy lepiej podejњж niї noc№? kiedy lepiej niї gdy obroсcy musz№ jednoczeњnie odpieraж atak z drugiej strony? Okazja siк nie powtуrzy. Wystarczy, їe dopuњcimy ich na szczyt wzniesienia, poczta nie bunkier. Roznios№ nas na szablach, wystrzelaj№ z przyіoїenia. Wrуg od poіudnia, wrуg od pуіnocy, wrуg od wschodu i zachodu - znowu siк nie obronimy, ta noc siк powtarza bez koсca.
Ktуryњ z piechociarzy podchodz№cych od lasu - musiaіem siк zagapiж, bo przeskoczyі drogк, zanim spostrzegіem, nie zdjкli go їoіnierze z okien na dole, nie zdjкli Sіuczyсscy - ktуryњ z Sowietуw doskoczyі do poіudniowej њciany budynku poczty i wrzuciі do њrodka granat. Co wiem, bo usіyszaіem okrzyk sierїanta: - Pod oknem, sukinkot! Granat! - Huknкіo. Caіy dach podskoczyі, z kwadratowego otworu buchn№і biaіy dym. Ktoњ wrzeszczaі o pomoc, ktoњ przeklinaі cara, ktoњ woіaі matkк. Pluіem ostrym szkliwem, pкkі mi z№b.
Z pola rozlegіy siк rosyjskie komendy. Wychyliіem siк poza krawкdџ dachu - kula њwisnкіa mi koіo ucha, ciaіo szarpnкіo siк wstecz wbrew woli. Wychyliіem siк po raz drugi - byі prosto pode mn№, kucaі przy oknie, szykowaі drugi granat. Biegli kolejni, cienie na ciemnej і№ce. Wiatr niуsі zapach prochu.
Читать дальше