— Dziś wieczorem znowu odbyły się te imprezy z dymem. Jedna z nich była znacznie okazalsza niż którakolwiek z dotąd widzianych. I znowu za każdym razem ukazywało się godło Czarnej Kompanii. — Przedstawił kolejnego świadka Shadar, który opowiedział o tym, jak tłum próbował go ukamienować, ale słowem nie wspomniał o demonie Niassi.
Wieści nikogo specjalnie nie zaskoczyły. Przecież to był jeden z głównych powodów zwołania Rady. Nie umiejąc nawet udawać, że ją to obchodzi, Radisha poprowadziła dalej przesłuchanie:
— Jak to się stało? Dlaczego nie można było położyć kresu zajściu? Masz przecież ludzi na każdym rogu ulicy. Chandra? — Szukała poparcia u człowieka, który wiedział dokładnie, ile kosztuje utrzymanie służb porządkowych.
Gokhale iście cesarskim gestem skłonił głowę.
Póki Radisha prowadziła przesłuchanie, Łabędź z łatwością utrzymywał nerwy na wodzy. Ona nie potrafiła zadać mu bólu w sposób, którego nie zaznałby dotąd. Nie potrafiła go skrzywdzić jak Protektorka. W pewnym momencie zapytał:
— Byłaś tam, na zewnątrz? Możesz przecież przebrać się i wyjść. Niczym Saragoz z bajki. Na każdej ulicy są tłumy ludzi. Tysiące tam śpią. Pasaże i zaułki zasłane są ludzkimi nieczystościami. Czasami ciżba bywa tak gęsta, że mogłabyś zamordować kogoś w odległości dziesięciu stóp od moich strażników i nikt by niczego nie zauważył. Ci, którzy bawią się w te rzeczy, nie są przecież głupi. Jeśli rzeczywiście mamy do czynienia z niedobitkami Czarnej Kompanii, to o głupotę posądzać ich nie można. Przetrwali wszystko, co im zgotowaliśmy. Używają tłumów w charakterze osłony, dokładnie w taki sam sposób, w jaki w polu używaliby skał, drzew i krzaków. Nie noszą mundurów. Nie wyróżniają się spośród innych. Nie są już obcy. Jeśli rzeczywiście chcesz ich przygwoździć, to najlepiej od razu ogłoś, że od dzisiaj wszyscy mają nosić śmieszne czerwone kapelusze. — Nerwy Łabędzia powoli zaczynały puszczać. Ale powodem jego zdenerwowania nie były uwagi Radishy. Duszołap, przemawiając wcześniej jej ustami, ogłosiła wiele podobnie absurdalnych proklamacji. — Jeśli założyć, że przyswoili sobie doktrynę wojskową Kompanii, to w momencie gdy formowały się godła z dymu, z pewnością nie byłoby ich w pobliżu. Przypominam zresztą, że do końca nie znamy ich autorów.
Z gardła Duszołap wydobył się głęboki jęk. W ten sposób wyraziła swe poważne powątpiewanie, czy Łabędź w ogóle ma o czymkolwiek pojęcie. Jego nerwy zafalowały niczym płomień gasnącej świecy. Zaczął się pocić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to spacer nad przepaścią w towarzystwie zupełnej wariatki. Tolerowano go niczym rozpieszczone zwierzątko domowe, tylko z powodów znanych samej czarownicy, która czasami kierowała się w swych działaniach racją zwykłego kaprysu, który chwilę później mógł przybrać zupełnie inną formę.
Nie był niezastąpiony. Wielu już oddalono. Duszołap nie dbała o fakty, nieprzezwyciężalne przeszkody czy też przypadkowe zbiegi okoliczności. Interesowały ją tylko rezultaty.
Łabędź zaproponował:
— Na plus odnotować należy, że nie ma doniesień, nawet od naszych najbardziej gorliwych informatorów, z których wynikałoby, iż ta działalność stanowi coś więcej niż tylko szereg drobnych naruszeń porządku. Nawet jeśli miałyby stać za tym niedobitki Czarnej Kompanii... i nawet uwzględniając eskalację działań z dzisiejszego wieczoru...
Duszołap powiedziała:
— I nigdy z niczym więcej nie będziemy mieli do czynienia. — Mówiła głosem śmiałej nastolatki. — Nie stać ich na nic więcej prócz gestów. Stracili ducha, kiedy pogrzebałam ich przywódców. — Wypowiedziała to wszystko władczym, męskim głosem, najwyraźniej należącym do kogoś, kto przywykł do bezdyskusyjnego posłuszeństwa. Ale ze słów tych można było wyciągnąć wniosek, że ostatecznie nie sposób wykluczyć, iż żołnierze Kompanii mimo wszystko wciąż żyją, co zresztą znalazło odbicie w szczególnej intonacji końcowych partii zdania. W kwestii wydarzeń na równinie lśniącego kamienia istniały wątpliwości, których sama Duszołap nie potrafiła rozproszyć. — Zacznę się martwić, kiedy tamci zmartwychwstaną.
Nie wiedziała.
Prawdę mówiąc, przebiegu wydarzeń na równinie nikt wówczas nie kontrolował. Ucieczka jej i Łabędzia była kwestią czystego przypadku. Jednak Duszołap należała do tych, którzy wierzą, że łaskawa życzliwość Fortuny należy im się z mocy urodzenia.
— Zapewne masz rację. Zaś cała sprawa posiada wyłącznie marginalne znaczenie, jeśli dobrze pojąłem, co sugerujesz.
— Działają tu inne siły — powiedziała Duszołap. Ten głos należał do sybilli, pobrzmiewały w nim złowieszcze przeczucia.
— Pojawiły się doniesienia o Kłamcach — oznajmiła Radisha, zaskakując tym wszystkich, także bezcielesnego szpiega. — Otrzymałam ostatnio raporty z Dejagore, Meldermhai, z Ghoji i Danjil o ludziach zamordowanych wedle sposobu Dusicieli.
Najszybciej doszedł do siebie Łabędź.
— W typowej robocie Dusicieli tylko zabójcy wiedzą, co się stało. To nie są mordercy. Ciała powinny zostać pogrzebane w jakimś świętym miejscu, zgodnie z religijnym rytuałem.
Radisha zignorowała jego uwagę.
— Dzisiaj uduszono człowieka. Tutaj, w Taglios. Ofiarą był Perhule Khoji. Zginął w domu uciech specjalizującym się w młodych dziewczętach. Takie miejsca wciąż istnieją, choć rzekomo miało ich już nie być. — To było oskarżenie. Szarzy otrzymali zadanie wykorzenienia wszystkich przejawów tego rodzaju wyzysku. Ale Szarzy pracowali dla Protektorki, a jej cała sprawa nie obchodziła. — Wnoszę stąd, że za pieniądze dalej można mieć wszystko, co się komu przyśni.
Winą za ogólnonarodową zapaść moralną niektórzy obciążali Czarną Kompanię. Inni rodzinę rządzącą. Kilku ośmieliło się nawet oskarżyć Protektorkę. Ale osoba winnego w istocie nie miała nic do rzeczy, podobnie jak fakt, że najpaskudniejsze zło istniało tu niemalże od chwili, gdy na brzegu rzeki ktoś wzniósł pierwszą chatkę z gliny — Taglios rzeczywiście się zmieniło. A zrozpaczeni ludzie zrobią wszystko, by przeżyć. W takiej sytuacji tylko głupiec oczekuje ładnych efektów. Łabędź zapytał:
— Kim był ten Perhule Khoji? — Z wściekłością obejrzał się przez ramię. Miał własnego skrybę, który zapisywał przebieg posiedzenia, siedząc gdzieś tam skryty w ciemnościach. Najwyraźniej zastanawiał się, dlaczego Radisha wiedziała o morderstwie, skoro on nie miał o niczym pojęcia. — Wychodzi na to, że facet dostał tylko to, czego się dopraszał? Jesteś pewna, że nie chodzi tylko o przygodę z małą dziewczynką, która przybrała niepomyślny obrót?
— Bardzo możliwe, że Khoji zasłużył na to, co mu się przytrafiło — przyznała Radisha z gorzkim sarkazmem. — Był wyznania Yehdna, tak więc obecnie, jak przypuszczam, może całą sprawę omówić ze swoim bogiem. Jego moralność nas nie interesuje, Wierzba. Natomiast jego pozycja tak. Był jednym z ważniejszych asystentów Głównego Inspektora. Zbierał podatki w Checca i na wschodnim brzegu rzeki. Jego śmierć spowodowała problemy, których rozwiązanie zajmie kilka miesięcy. Podległe mu obszary dostarczały nam największych dochodów.
— Może to ktoś, kto zalegał...
Читать дальше