— Bez pozwolenia dziewczyny on nawet głębiej nie odetchnie.
— Zobaczymy, jak sobie radzi z podejmowaniem decyzji na własną rękę. Jeśli będzie się zbyt długo upierać, a nas zacznie gonić czas, możesz położyć na mnie zaklęcie, aby myślał, że ja to ona.
— A co z nią? — zapytał Jednooki. — Też chcesz apelować do jej życia osobistego?
— Tak. I zacznę od razu. Nałóż jej kilka tych zaklęć dławiących. Po jednym na każdy nadgarstek i kostkę. I podwójne wokół szyi. — Różne rzeczy robiliśmy, między innymi wypasaliśmy stada, a Jednooki i Goblin, z natury niewiarygodnie leniwi, opracowali dławiące zaklęcia, które zaciskały się, w miarę jak zwierzę odchodziło coraz dalej od zaznaczonego punktu. — To jest niezwykle zdolna kobieta, na dodatek ma po swojej stronie boginię. Wolałabym ją zabić i mieć z tym spokój, jednak jeśli to zrobię, nic nie uzyskamy od Singha. Gdyby jednak uciekła, wolałabym, aby nie przeżyła próby. Chciałabym, by chociaż padła bez zmysłów z braku powietrza. Nie chcę, aby miała regularne kontakty z kimkolwiek z naszych ludzi. Pamiętaj, co jej ciotka, Duszołap, zrobiła z Wierzbą Łabędziem. Tobo, czy Łabędź powiedział coś, co może być dla nas interesujące?
— On tylko gra w karty, Śpioszka. Przez cały czas gada, ale nic nie mówi. Trochę tak jak Wujek Jednooki. Szept:
— Ty go nakłoniłeś, aby tak powiedział, nieprawdaż, Żabi Pysku?
— Cały Łabędź — powiedziałam. Przymknęłam oczy i rozmasowałam czoło kciukami i palcami wskazującymi, próbując odpędzić od siebie Vajrę Węża. Jego gadzi brak empatii był naprawdę pełen pokus. — Jestem taka zmęczona...
— Wobec tego, czemu, do diabła, wszyscy nie odejdziemy na emeryturę? — zaskrzeczał Jednooki. — Najpierw, przez okres całego cholernego pokolenia, był Kapitan i to jego gówno z następnym rokiem w Khatovarze, od którego wrastaliśmy w glebę. Teraz wy, dwie kobiety i wasza święta krucjata wyzwolenia Uwięzionych. Znajdź sobie faceta, Dziewczynko. Spędź rok na pieprzeniu się z nim do utraty zmysłów. Nie uda nam się wyciągnąć tych ludzi. Zrozum wreszcie. Zacznij ich uważać za nieżywych.
Jego słowa brzmiały dokładnie jak głos zdrajcy, którego słyszę w moich myślach każdej nocy przed pójściem spać. W każdym razie ta część mnie, która wie, że Uwięzieni nigdy już nie wrócą. Zapytałam Sahrę:
— Czy możemy wywołać naszego ulubionego umarlaka? Jednooki, zapytaj go, co myśli o naszym planie.
— Ba! Żabi Pysk się nim zajmie. Ja potrzebuję trochę lekarstwa na poprawienie kondycji.
Uśmiechając się nieomal, mimo bolących stawów, Gota wykuśtykała z pomieszczenia w ślad za Jednookim. Przez jakiś czas nie będziemy oglądać tych dwojga. Jeśli dopisze nam szczęście, Jednooki upije się szybko i straci świadomość. Jeśli nie, zataczając się, będzie chodził wszędzie, szukając zwady z Goblinem, i będziemy musieli go uspokajać. Co może zmienić się w niezłą przygodę.
— No dobrze. Oto nasz skarb. — Sahrze ostatecznie udało się sprowadzić Murgena z powrotem do szkatułki wypełnionej mgiełką.
— Opowiedz mi o białej wronie — zaczęłam bez dalszych wstępów. Zmieszał się:
— Czasami się w nią wcielam. To nie zależy ode mnie.
— Dzisiaj wyciągnęliśmy Narayana Singha i Córkę Nocy z Chór Bagan. Była tam biała wrona. Ciebie zaś nie było tutaj.
— Nie było mnie też tam. — Jeszcze większe zakłopotanie. — Nie pamiętam, abym tam był.
— Sądzę, że Duszołap to spostrzegła. A ona zna swoje wrony. Murgen ciągnął dalej:
— Nie było mnie tam, ale pamiętam, co się wydarzyło. To przecież nie może mi się znowu dziać.
— Tylko się nie denerwuj. Opowiedz nam, co wiesz.
Murgen przystąpił do opowiadania wszystkiego, co Duszołap powiedziała i zrobiła, od momentu gdy zniknęła z oczu naszym snajperom. Nie chciał nam wyznać, skąd to wie. Nie przypuszczam, by potrafił.
Sahra powiedziała:
— Ona wie, że mamy Singha i dziewczynę.
— Ale czy wie, po co nam oni? Kompania ma zadawnione porachunki z tą dwójką.
— Będzie musiała zobaczyć ciała, żeby uzyskać pewność, iż nie chodziło o nic innego. Wciąż nie potrafi do końca uwierzyć, że Łabędź nie żyje. Bardzo podejrzliwa kobieta, ta Protektorka.
— Z trupem Narayana rzecz będzie łatwa... jeśli potrafimy tak zrobić, by wszystko wyglądało wiarygodnie. Wszędzie dookoła są miliony chudych, brudnych, małych staruchów ze spleśniałymi zębami. Ale z pewnością brakuje nam dwudziestoletnich piękności z błękitnymi oczami i skórą bledszą niż kość słoniowa.
— Szarzy zdecydowanie zaktywizowali się ostatnio — powiedziała Sahra. — Cokolwiek podejrzewa i czegokolwiek się domyśla, Protektorka nie chce, żeby w jej mieście ktoś bawił się w jakieś sztuczki.
— To kwestia, z którą Radisha mogłaby polemizować. Co przypomina mi o sprawie, która już od dawna kołacze się gdzieś w głębi mej pamięci. Posłuchaj i powiedz mi, co o tym myślisz.
21
W miarę jak adepci Bhodi przeciskali się przez tłum, gapie — z początku jeden, dwóch, potem coraz więcej — sięgali, by dotknąć ich pleców. Wierni znosili to z wyraźną niechęcią. Wiedzieli, że wielu ludzi ściągnęła tu nadzieja płochej rozrywki.
Cały rytuał przebiegał jak przedtem, jednak w zdecydowanie szybszym tempie; jasne również było, że Szarzy spodziewali się kłopotów i z góry opracowali plan działania.
Klęczący kapłan w pomarańczowych szatach wybuchnął płomieniem dokładnie w tej samej chwili, gdy Szarzy zaczęli usuwać pomocników zagradzających doń drogę.
Kłąb dymu wystrzelił w górę. Wewnątrz uformowała się czaszka Czarnej Kompanii, uroczne oko zdawało się spoglądać głęboko w dusze wszystkich świadków. Powietrze poranka wypełnił głos:
— Wszystkie ich dni są policzone.
A drewniana kurtyna osłaniająca prace nad odbudową jakby ożyła. Płonące cytrynową żółcią litery wielkości człowieka głosiły: „Woda śpi" i „Braciom nie pomszczonym". Pełzały powoli w tył i w przód.
Ponad głowami, na parapecie murów zmaterializowała się sama Duszołap. Jej sylwetka aż zastygła z gniewu.
Nie minęła sekunda i od płonącego adepta uniosła się jeszcze większa chmura dymu. Rozbłysła w niej twarz — najlepsze przedstawienie oblicza Kapitana, na jakie było stać Goblina i Jednookiego — i oznajmiła zdjętym trwogą i pogrążonym w milczeniu tysiącom:
— ,Rajadharma! Powinność Królów. Abyście to wiedzieli: Władza królewska na zaufaniu polega. Król jest najwyżej wyniesionym, ale i najbardziej pokornym sługą ludu".
Zdecydowałam się wymknąć z tłumu. Protektorkę z pewnością rozgniewa to do tego stopnia, że może zareagować jakimś impulsywnym i niszczycielskim czynem.
A może i nie. Nie sposób było przewidzieć, co ona zrobi. Chwilę później poczułam jednak nagły powiew wiatru. Rozgonił chmurę dymu. Rozniecił jednak równocześnie płomienie trawiące adepta Bhodi. Dookoła rozszedł się zapach spalonego mięsa.
22
Kiedy Mistrz Santaraksita chciał wiedzieć, dlaczego się spóźniłam, powiedziałam mu prawdę.
— Następny adept Bhodi dokonał samospalenia przed bramą Pałacu. Poszedłem to zobaczyć. Nie potrafiłem się powstrzymać. W całej sprawie były też jakieś czary. — Opisałam to, co widziałam. Podobnie jak wcześniej wielu naocznych świadków, Santaraksita zdawał się jednocześnie zaintrygowany i pełen awersji.
Читать дальше