Od tamtego spotkania w lesie nie pozwalałam sobie myśleć o Nim. Przywiązywałam dużą wagę do przestrzegania tego zakazu. Oczywiście zdarzało mi się go łamać – nie byłam święta – ale szło mi coraz lepiej. Potrafiłam unikać bólu przez kilka dni z rzędu. W wyniku tej strategii pogrążałam się w marazmie, wolałam otępienie i pustkę w głowie od rozpaczy i natłoku męczących myśli. – Tak bardzo przyzwyczaiłam się do wiązania pewnych wspomnień z bólem, że nie mogłam uwierzyć, że teraz również mnie spadnie. Dedukowałam, że skoro ustąpiło także odrętwienie zmysłów, muszę przygotować się na wiele cierpienia. Czekałam, wstrzymując oddech, aż nadejdzie fala. Nie nadchodziła.
Zrobiło mi się tylko smutno, że głos słabnie. Na tyle smutno, że podjęłam spontaniczną decyzję, by temu zaradzić. Nikt rozsądny nie prowokowałby na moim miejscu dalszych omamów, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam coś wypróbować. Wysunęłam przed siebie stopę i przeniosłam na nią ciężar ciała.
– Wracaj do Jess! – warknął mój niewidzialny opiekun.
Odetchnęłam z ulgą. Właśnie to pragnęłam usłyszeć gniew. Sfabrykowany dowód na to, że właścicielowi głosu leży na sercu moje bezpieczeństwo. Byłam pełna podziwu dla możliwości swojego umysłu.
Wszystkie te rozważania na środku drogi zajęły mi zaledwie kitka sekund. Wyglądałam zapewne na kogoś, kto namyśla się, czy podejść do mężczyzn przy barze, czy nie. Żadna z przyglądających się mi osób nie przypuszczała nawet, że stoję tak, zastanawiając się, czy nie oszalałam.
– Cześć! – zawołał do mnie jeden z młodzieńców z nutką sarkazmu w głosie. Miał jasną cerę i jasne włosy. Sądząc po jego pozie, nie brakowało mu pewności siebie, co brało się najwyraźniej stąd, że uważał się za przystojniaka. Czy miał rację, tego nie miałam powiedzieć. Byłam uprzedzona.
Głos w mojej głowie warknął ostrzegawczo. Uśmiechnęłam się. Blondyn też się uśmiechnął. Wziął moją minę za przyzwolenie do dalszego nagabywania.
– Można w czymś pomóc? Zgubiłaś się? – Puścił do mnie perskie oko.
Zrobiłam większy krok, żeby pokonać wezbrany wodą rynsztok. Jej strumień połyskiwał czarno w ciemnościach.
– Nie, nie zgubiłam się.
Byłam już na tyle blisko a moje zmysły stały się na tyle wy ostrzone, że mogłam nareszcie przyjrzeć się dokładnie owemu niskiemu brunetowi, który przypominał mi napastnika sprzed roku. Nie, to nie był ten sam facet. Poczułam się perwersyjnie rozczarowana – rozczarowana, że to nie potwór, który osaczył mnie wtedy z kolegami w ciemnej przemysłowej ulicy.
Mój niewidzialny opiekun siedział cicho.
– Postawić ci drinka? – zaproponował nieśmiało brunet. Pochlebiało mu chyba to, że wybrałam jego, a nie blondyna.
– Jestem niepełnoletnia *– odpowiedziałam odruchowo.
Zbiłam go z pantałyku. Nie rozumiał, po co w takim razie do nich podeszłam.
– Z daleka wyglądałeś jak mój znajomy – pospieszyłam z wyjaśnieniami. – Przepraszam, pomyliłam się.
Nagle straciłam zainteresowanie nimi. Nie byli tamtymi groźnymi typami. Byli nieszkodliwi. Czterech kumpli wyskoczyło w piątkowy wieczór na piwo i tyle.
Nic nie szkodzi – powiedział blondyn. – I tak możesz do nas dołączyć. Zapraszamy.
– Dzięki, ale nie mam czasu.
Zerknęłam na Jessicę. Stała na środku jezdni, wściekła na mnie za to, jak ją traktuję.
– Ach, tylko na parę minut.
Pokręciłam przecząco głową i wróciłam do Jessiki.
– Chodźmy coś zjeść – mruknęłam, nie patrząc jej w oczy. Zapomniałam już o swoim podobieństwie do zombie z filmu, ale i tak nie byłam w nastroju do rozmowy. Musiałam wszystko starannie przemyśleć. Dający mi poczucie bezpieczeństwa wewnętrzny paraliż znikł na dobre i coraz bardziej mnie to denerwowało.
– Co to miało być? – naskoczyła na mnie Jess. – Zaczepiasz obcych facetów? Mogli ci zrobić krzywdę!
Wolałabym, żeby darowała sobie te wymówki. Wzruszyłam ramionami.
– Wydawało mi się, że znam tego niskiego.
– Za to ja cię nie poznaję. Zachowujesz się bardzo dziwnie, Bello.
– Przepraszam. – Nie wiedziałam, co innego powiedzieć.
Obie zamilkłyśmy. Jess pluła sobie pewnie w brodę, że zdecydowała się iść do McDonalda pieszo zamiast wsiąść od razu w samochód i skorzystać z Drivein. Tak jak ja na początku, życzyła sobie żeby ten wieczór jak najszybciej dobiegł końca. Kiedy jadłyśmy, usiłowałam kilkakrotnie ją zagadnąć, ale teraz to ona odpowiadała monosylabami. Żeby zniechęcić mnie do podejmowania dalszych prób, znalazłszy się w aucie, bezceremonialnie przełączyła radio na swoją ulubioną stację i pogłośniła muzykę.
Obraziła się na całego. Chociaż nie chronił mnie już kokon otępienia, ignorowanie romantycznych treści popowych piosenek nie sprawiało mi większych trudności. Miałam zbyt dużo rzeczy do przemyślenia.
Nadal czekałam na powrót zobojętnienia na bodźce bądź nadejście fali bólu. Co, jak co, ale ból miał pojawić się na bank. Przecież złamałam zasady. Zamiast uciekać przed wspomnieniami wyszłam im naprzeciw. Usłyszałam Jego głos. Kilka razy. Tak wyraźnie, jakby stał obok. Nie miałam wątpliwości, że przyjdzie mi za to zapłacić. Zwłaszcza, że nie potrafiłam wrócić do stanu otępienia. Czułam się zbyt ożywiona i bardzo mnie to niepokoiło.
A w moim sercu, zupełnie niezależnie ode mnie, wciąż królowała wdzięczność.
Od ponad kwartału starałam się o Nim nie myśleć, nie oznaczało to jednak, że starałam się o Nim zapomnieć. Nieraz nad ranem, kiedy z braku snu słabła moja silna wola, martwiłam się, że wszystko mi się wymyka. Moja pamięć była jak sito. Wzdrygałam się na myśl o tym, że pewnego dnia już nie przypomnę sobie koloru Jego oczu, chłodu Jego skóry, tembru Jego głosu. Nie wolno mi było tych cech wspominać, ale moim obowiązkiem było o nich pamiętać. Dlaczego? Ponieważ, aby dalej żyć nie mogłam przestać wierzyć, że mój Towarzysz naprawdę istniał. Uzbrojona w tę wiarę, byłam gotowa zmierzyć się z każdą odmianą cierpienia.
To, dlatego nie chciałam wyprowadzać się z Forks i sprzeciwiłam się woli Charliego. Na pierwszy rzut oka nie miało to sensu – wiedziałam, że On tu nie wróci. Wiedziałam też jednak, że w Jacksonville czy jakiejkolwiek innej nieznanej mi miejscowości pozbawiona punktów odniesienia, nie potrafiłabym odtworzyć w myślach tego, co mi się przydarzyło. W słońcu południa moje wspomnienia szybko by wyblakły.
A wraz z nimi moja chęć do życia.
Zakaz pamiętania, przy jednoczesnym lęku przed zapomnieniem – wybrałam dla siebie zdradliwą ścieżkę.
Kiedy Jessica zatrzymała samochód, zdziwiłam się, widząc, że jesteśmy już przed moim domem. Zamyśliłam się, owszem, ale byłam też przekonana, że moja przyjaciółka nie zdoła wysiedzieć w milczeniu dłużej niż kilkanaście minut.
– Dziękuję, że się zgodziłaś na to kino – przerwałam cisze, otwierając drzwiczki. – Ehm… Świetnie się bawiłam.
Tak chyba należało powiedzieć po wieczornym wypadzie do miasta.
– Jasne – wycedziła Jess.
– Przepraszam za tamto… za tamto na ulicy.
Dziewczyna prychnęła. Nie patrzyła na mnie, tylko wpatrywała się gniewnie w przednią szybę. Zamiast zbagatelizować całe zajście, robiła się coraz bardziej poirytowana.
– Do zobaczenia w poniedziałek – dodałam przyjaźnie.
– Cześć.
Zrezygnowana, zatrzasnęłam drzwiczki. Odjechała, nawet na mnie nie zerknąwszy.
Zanim doszłam do ganku, zdążyłam o niej zapomnieć. Charlie czekał na mnie w przedpokoju z założonymi rękami. i miał zaciśnięte w pięści.
Читать дальше