– Chyba zawiozę je do warsztatu Dowlinga.
Marks prychnął.
– Dowling skasuje od ciebie za naprawę więcej, niż są warte: Nie przesadzał. John Dowling był znany ze swoich wygórowanych cen – zgłaszali się do niego wyłącznie ludzie z nożem na sercu, czyli ci, których wozy nie były w stanie dojechać do Port Angeles. Mi na tym polu jak na razie dopisywało szczęście. Kiedy Charlie podarował mi auto starsze od siebie, bałam się, że nie będzie mnie stać na ciągłe naprawy, tymczasem furgonetka okazała być w idealnym stanie. Miała tylko dwie wady – nie rozwijała szybkości powyżej dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę i okropnie, okropnie hałasowała. Poza tym ani razu mnie nie zawiodła. Była to zasługa Jacoba Blacka, bo to on dbał o samochód, kiedy jeszcze należał do jego ojca, Billy'ego.
Nagle przyszło olśnienie. Jacob Black! Eureka!
– Już wiem, jak sobie poradzę – powiedziałam Marksowi.
Przypomniało mi się, że znam kogoś, kto sam składa samochód ze starych części.
– No to nie będzie tak źle. – Chłopak uśmiechnął się.
Kiedy odjeżdżałam, wciąż się uśmiechał. I pomachał mi. Miły dzieciak.
Teraz jechałam szybko, bo miałam cel – dotrzeć do domu przed Charliem, nawet gdyby pierwszy raz w życiu bez powodu wrócił do domu wcześniej. Nie odkładając torby ani kluczy, rzuci – łam się do telefonu. Odebrał zastępca ojca, Steve.
– Z komendantem Swanem poproszę. Mówi Bella Swan.
– Cześć, Bello – przywitał mnie przyjaźnie policjant. – Już go wołam.
Nie czekałam długo.
– Co się stało? – spytał Charlie zaniepokojony.
– Czy nie mogę zadzwonić do ciebie do pracy, jeśli nic mi nie jest?
Ucichł na moment.
– Do tej pory zawsze coś ci było – wyjaśnił. – Powtarzam: czy coś się stało?
– Nie, nie. Chciałam cię tylko zapytać, jak dojechać do domu Blacków. Nie jestem pewna, czy wiem dokładnie, gdzie to jest. Widzisz, wpadłam na pomysł, żeby odwiedzić Jacoba. Nie widziałam go od miesięcy.
– O, jak fajnie – stwierdził Charlie. – Masz długopis? Lepiej, j żebyś sobie zapisała.
Dojazd był tak prosty, że właściwie nie trzeba było nic notować, musiałam za to odwieść ojca od zamiaru przyjechania do La Push zaraz po pracy. Tego tylko brakowało, żeby odkrył moje motory, jeszcze zanim je naprawiłam! Zapewniłam go, że wrócę na obiad.
Zostało mi niewiele czasu, więc, mimo że mżawka przesz w burzę, jechałam dość szybko. Miałam nadzieję, że jakimś cudem nie zastanę Billy'ego. Gdyby dowiedział się, co kombinuję, z pewnością by mnie wydał.
Denerwowałam się też trochę tym, jak zniosę reakcję Billy'ego na moją wizytę. Nic do mnie nie miał – wręcz przeciwnie, troszczył się o mnie – ale nie było człowieka, który we wrześniu cieszyłby się bardziej z wyjazdu pewnej rodziny. Wcześniej nie śmiał nawet marzyć o tym, że tak się to skończy. Bałam się, że jego mina bądź zdawkowa uwaga przypomni mi dziś o tym, o czym tak bardzo Starałam się nie myśleć. Błagam, na dwa dni starczy, modliłam się. Nie czułam się na siłach na kolejne spotkanie z przeszłością.
Dom Blacków był niewielki. Miał wąskie okna i drewniane ściany w charakterystycznym odcieniu ciemnej czerwieni, co upodabniało go do miniaturowej stodoły. Kiedy parkowałam, za szybą mignęła twarz Jacoba – zaanonsował mnie warkot silnika mojej furgonetki. Jacob był bardzo wdzięczny Charliemu, że odkupił ją Billy'ego, bo inaczej musiałby nią jeździć po zdaniu prawka. Ja ją uwielbiałam, ale on wolał szybsze pojazdy.
Wyszedł przywitać mnie przed dom.
– Bella! – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Miał bardzo białe szkliwo, co zawsze zabawnie kontrastowało z jego miedzianą karnacją. Po raz pierwszy widziałam go z rozpuszczonymi włosami.
Były gładkie i lśniące niczym czarna satyna.
Nie wiedziałam, kiedy dokładnie, bo nie mieliśmy z sobą kontaktu od ośmiu miesięcy, ale bez wątpienia Jacob zaczął powoli przeistaczać się w mężczyznę. Dziecięce krągłości ustąpiły miejsca twardym mięśniom wysportowanego nastolatka. Pod skórą przedramion i dłoni chłopaka widać było zarys ścięgien i żył. Rysy jego twarzy, choć nadal delikatne, także się wyostrzyły – kości policzkowe zrobiły się bardziej wyraziste, szczęka bardziej kwadratowa, uśmiech wyzwolił we mnie coś, czego nie dane mi było poczuć od dawna: entuzjazm. Uświadomiłam sobie, że cieszę się z tego spotkania, i ten fakt najzwyczajniej w świecie mnie zaskoczył. Jak mogłam zapomnieć, jak bardzo lubiłam Jacoba!
Też się uśmiechnęłam.
– Cześć!
Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Odkryłam, że aby patrzeć Indianinowi prosto w oczy, muszę nieźle zadrzeć głowę. Strumienie deszczówki ściekały mi wzdłuż nosa ku brodzie.
– Znowu urosłeś! – powiedziałam oskarżycielskim tonem.
Choć wydawało się to niemożliwe, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Metr dziewięćdziesiąt pięć – oświadczył z dumą. Glos mu zmężniał, ale wciąż był mile ochrypły.
– Przestaniesz kiedyś? Masz dopiero szesnaście lat. – Pokręciłam głową z niedowierzaniem. – Jesteś taki… gigantyczny.
– Ale fasolowa tyka. – Skrzywił się. – Wejdźmy do środka, bo przemokniesz.
Poprowadził mnie ku drzwiom.
Po drodze swoimi wielkimi dłońmi zgarnął włosy w grubą kitkę, którą zabezpieczył wyjętą z kieszonki gumką.
– Hej, tato – zawołał od progu. – Zobacz, kto do nas wpadł, Billy czytał coś w maleńkim saloniku. Na mój widok odłożył książkę i podjechał wózkiem bliżej.
– No, no! Kto by się spodziewał! Milo cię widzieć, Bello.
Podaliśmy sobie ręce. Dłoń starszego Indianina też była dwa razy większa od mojej.
– Co cię do nas sprowadza? U Charliego wszystko w porządku?
– Nic się takiego nie stało. Przyjechałam z powodów ściśle towarzyskich. Po prostu stęskniłam się za Jacobem. Nie widzieliśmy się od wieków.
Chłopakowi zapaliły się oczy. Uśmiechał się teraz tak szeroko, że bolały go pewnie policzki.
– Zostaniesz na obiedzie, prawda? – spytał z nadzieją Billy.
– Nie mogę. Kto nakarmi Charliego, kiedy nie wrócę na czas.
– To nie problem. – Billy zapalił się do swojego pomysłu – Zaraz do niego zadzwonię i też go zaproszę.
Zaśmiałam się, żeby ukryć panikę.
– Spokojnie, jeszcze tu wrócę. I przyrzekam, że nie za osiem miesięcy. Mogę wpadać tak często, że w końcu sami mnie przegonicie.
Planowałam, że po wyremontowaniu dla mnie motoru Jacob zacznie udzielać mi lekcji jazdy na jednośladzie. Billy też się zaśmiał.
– No dobrze. Może innym razem.
– To co robimy? – spytał Jacob. – Na co masz ochotę?
– Och, czy ja wiem? A co robiłeś, kiedy się pojawiłam? Na pewno ci w czymś przeszkodziłam.
W domu Blacków czułam się wyjątkowo dobrze. Jak przez mgłę pamiętałam go z dzieciństwa, ale nie należał do tego okresu z mojej przeszłości, do którego wolałam nie wracać.
Jacob zawahał się.
– Wychodziłem akurat popracować nad samochodem, ale jeśli cię to nie interesuje, to…
– Nie, nie – przerwałam mu. – Jestem bardzo ciekawa twojego samochodu.
– Skoro tak mówisz. – Trudno mu było w to uwierzyć. – Jest w garażu za domem.
Świetnie, pomyślałam. Pomachałam Billy'emu.
– Do zobaczenia!
Garaż krył się za gęstą kępą drzew i krzewów. Zbudowano go z kilku połączonych z sobą gotowych szop. W środku, wsparte na czterech cegłach z żużlobetonu, stało na pierwszy rzut oka skończone już auto. Rozpoznałam znaczek na osłonie chłodnicy.
Читать дальше