W przedpokoju zdążyłam jeszcze zerknąć w lustro, aby wykrzywić usta w coś na kształt przyjaznego uśmiechu. Wychodząc na ganek, starałam się bardzo nie zmieniać ułożenia mięśni twarzy.
– Cześć – rzuciłam, zajmując miejsce pasażera. – Jak to fajnie, że się zgodziłaś. Jestem ci bardzo wdzięczna.
Musiałam mieć się na baczności, żeby pamiętać o odpowiednim modulowaniu głosu. Od dłuższego czasu przejmowałam się takimi drobiazgami jak odpowiednia intonacja tylko przy Charliem, a Jess była od niego o wiele lepsza w rozpoznawaniu stanów emocjonalnych. Nie byłam też pewna, co kiedy imitować.
Spoko. A mogę wiedzieć, skąd w ogóle ta zmiana?
Jaka zmiana?
– No, że nagle postanowiłaś… wyjść z domu.
Zabrzmiało to tak, jakby w ostatniej chwili Jess wybrała inne zakończenie swojego zapytania. Wzruszyłam ramionami.
– Tak jakoś…
W radio zaczynała się romantyczna piosenka, więc rzuciłam się zmienić stację. Prowadzenie rozmowy z Jessicą przy jednoczesnym ignorowaniu rzewnych ballad mnie przerastało.
– Mogę? – spytałam.
– Jasne.
Długo przeszukiwałam fale eteru, zanim znalazłam coś nie szkodliwego. Wnętrze auta wypełniły agresywne pokrzykiwania. Jess zmarszczyła nos.
– Od kiedy to słuchasz rapu?
– Trudno powiedzieć… Od niedawna. – Naprawdę podoba ci się taka muzyka?
– Tak.
Zaczęłam kiwać głową, mając nadzieję, że robię to do rytmu.
– Okej… – „Cóż, są różne dziwactwa”, mówiła mina Jess. Czym prędzej zmieniłam temat. – Jak tam sprawy stoją pomiędzy tobą a Mikiem? – Widujesz go częściej niż ja.
– Ale w pracy trudno uciąć sobie pogawędkę.
Wbrew moim oczekiwaniom to pytanie nie wywołało u Jess słowotoku. Musiałam podjąć kolejną próbę. – Byłaś z kimś ostatnio na randce?
– Trudno to nazywać randkami. Parę razy umówiłam się z Connerem… A dwa tygodnie temu byłam w kinie z Erikiem. – Jest wywróciła oczami. Zwietrzyłam okazję.
– Z Erikiem Yorkie? Kto kogo zaprosił?
– A jak sądzisz? – jęknęła dziewczyna. Nareszcie się ożywiła. – Jasne, że on mnie. Nie wiedziałam, jak grzecznie mu odmówić. Zbrakło mi refleksu.
– I jak było? Dokąd poszliście po seansie? – Wiedziałam, że połknęła haczyk. – Opowiedz mi wszystko ze szczegółami!
Jessiki nie trzeba było dwa razy namawiać. Odetchnęłam z ulgą. Rozparta wygodnie w fotelu, wtrącałam w odpowiednich momentach „biedactwo”, „co za palant” i liczne monosylaby. Kiedy skończyła relację z randki z Erikiem, przeszła płynnie do porównywania go z Connerem.
Seans zaczynał się stosunkowo wcześnie, więc zadecydowała, że pójdziemy coś zjeść po wyjściu z kina. Było mi wszystko jedno – liczyło się tylko to, że nie muszę rozmawiać z Charliem o Jacksonville i terapii.
Podtrzymywałam monolog Jess podczas reklam, co pozwoliło mi nie zwracać na nie uwagi, więc na pierwszą przeszkodę natrafiłam, dopiero, kiedy zgasły światła. Po czołówce na ekranie poją – wiła się zakochana para. Młodzi spacerowali po plaży, okazując sobie czułość w wyjątkowo przesłodzony sposób.
Zdenerwowałam się. Tego nie przewidziałam. W pierwszym odruchu chciałam zakryć sobie uszy i zacząć coś nucić. Opanowałam się z trudem.
– Myślałam, że kupiłyśmy bilety na to coś o zombie – szepnęłam do Jessiki.
– I dobrze myślałaś.
– To, dlaczego nikt nikogo nie zjada jeszcze żywcem? – zaprotestowałam.
Koleżanka spojrzała na mnie z podejrzliwością graniczącą z zaniepokojeniem.
– Spokojnie. Wszystko w swoim czasie.
– Idę po popcorn. Chcesz coś ze sklepiku?
– Nie, dziękuję.
Ktoś warknął, żebyśmy się uciszyły.
W hallu kina wyliczyłam, że rozwinięcie wątku zajmie scenarzystom około dziesięciu minut i tyle też odczekałam cierpliwie, wpatrując się w zegar. Wróciwszy do sali, przystanęłam na progu, żeby się upewnić, czy miałam rację. Miałam – z głośników dochodziły przeraźliwe wrzaski.
– Przegapiłaś najważniejsze sceny – szepnęła Jessica, kiedy sadowiłam się na swoim miejscu. – Prawie wszyscy bohaterowie zmienili się już w zombie.
Była długa kolejka.
Podsunęłam jej pod nos wiaderko z popcornem. Nabrała pełną garść.
Na resztę filmu składały się brutalne sceny ataków zombie przeprowadzanych do wtóru krzyków pozostałej przy życiu garstki ludzi. Ich liczba kurczyła się w zastraszającym tempie.
Wydawać się mogło, że w tych okropnościach nie kryje się nic będącego w stanie wyprowadzić mnie z równowagi, ale mimo to poczułam się nieswojo. Dopiero w ostatnich minutach zrozumiałam, dlaczego.
W finale krwiożercze zombie, szurając nogami, podążało krok w krok za rozhisteryzowaną główną bohaterką. Kamera to pokazywała jej wykrzywioną strachem twarz, to znowu martwe, nieruchome oblicze zbliżającego się do niej potwora.
Nagle uzmysłowiłam sobie, które z nich bardziej przypominam.
Wstałam.
– Dokąd idziesz? – syknęła Jess. – Jeszcze góra dwie minuty.
– Muszę się napić – szepnęłam. Wybiegłam z sali, jakby mnie ktoś gonił.
Usiadłam na ławce przed wejściem do kina, usiłując nie myśleć o tym, co przed chwilą zauważyłam. Co za ironia! A więc skończyłam jako zombie? Co jak co, ale tego się nie spodziewałam.
Marzyłam kiedyś wprawdzie o zostaniu istotą rodem z horrorów, ale nie czymś tak groteskowym, co ożywiony trup!
Potrząsnęłam głową, chcąc odgonić wspomnienia. Zapuszczałam się na zakazany teren. Bałam się, że wpadnę w panikę.
Smutno było zdać sobie sprawę, że nie gra się już głównej roli kobiecej. Romans stulecia dobiegi końca.
Z budynku kina wyszła Jessica. Przystanęła. Pewnie zastanawia się, gdzie mnie szukać. Kiedy mnie zobaczyła, najpierw się ucieszyła, a zaraz potem zdenerwowała.
– Co, nie wytrzymałaś napięcia? – spytała ostrożnie.
– Tak. Tchórz ze mnie.
– To zabawne. Wcale nie wyglądałaś na przestraszoną. Nie słyszałam, żebyś, choć raz krzyknęła, chociaż ja darłam się cały czas jak głupia. Czemu wyszłaś?
Wzruszyłam ramionami.
– Za bardzo się bałam. Naprawdę.
Chyba ją przekonałam.
– Nigdy w życiu nie widziałam tak okropnego filmu – powiedziała. – Założę się, że będziemy miały dziś w nocy koszmary.
– Na sto procent – zgodziłam się, dbając o dobranie odpowiedniego tonu głosu. Też oczekiwałam koszmarów, tyle, że nie o zombie.
Jessica przyjrzała mi się uważniej i odwróciła wzrok. Najprawdopodobniej nie zawsze udawało mi się dobierać ton stosownie do sytuacji.
– Dokąd pójdziemy coś zjeść? – spytała.
– Zdaję się na ciebie.
Ruszyłyśmy. Jess zaczęła opowiadać o aktorze grającym główną rolę. Rozwodziła się nad jego urodą i wdziękiem. Potakiwałam dla zachowania pozorów, ale zupełnie nie pamiętałam go bez trupiej charakteryzacji.
Nie patrzyłam, dokąd idziemy – wpatrywałam się w czubki swoich butów – wiedziałam jedynie, że zrobiło się ciemniej i ciszej. Dlaczego ciszej, uświadomiłam sobie ze sporym opóźnieniem. Jessica zamilkła. Pomyślałam, że może się na mnie obraziła. Spojrzałam w jej stronę, modląc się, żeby moja mina sugerowała skruchę.
Jessica nie patrzyła na mnie, tylko prosto przed siebie. Była spięta i szła nienaturalnie szybko. Zauważyłam, że co jakiś czas zerka nerwowo na drugą stronę ulicy.
Rozejrzałam się. Wszystkie okoliczne sklepiki były już pozamykane. Pokonywałyśmy właśnie krótki nieoświetlony odcinek chodnika. Latarnie zaczynały się za kilkanaście metrów, a dalej przy tej samej ulicy dostrzegłam charakterystyczne żółte logo McDonalda. To on zapewne był celem naszego spaceru.
Читать дальше