Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nie zdążyłem przejść nawet dwudziestu kroków, gdy naprzeciw mnie z mgły wynurzył się zabójca.

Zewnętrznie przypominał dziecięcą piłkę i unosił się nad ziemią na poziomie moich oczu. Przez grubą, zielonkawą skórę prześwitywało zaklęcie kat; zaparło mi dech. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z tak jednoznaczną, bezpośrednią i okrutną żądzą zabijania. Dotychczas nawet moi najgorsi wrogowie nie posuwali się do czegoś takiego.

Powstrzymując drżenie, uniosłem rękę z glinianą maszkarą. Jakby demonstrując ją zielonej kuli. Choć zaklęcie niczego nie mogło widzieć i na nic nie chciało patrzeć.

Było proste jak topór i równie bezlitosne.

Błysk! Nie utrzymałem się na nogach i usiadłem.

Przez jakiś czas zielona kula wciąż unosiła się nad moją głową. Potem pękła, jakby w zielonym miąższu na chwilę otwarły się czerwone usta.

I nic się nie stało. Rozszedł się jedynie specyficzny zapach, ni to kwiatów, ni to zgnilizny. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, przytknąłem glinianą maszkarę do suchych warg i pocałowałem wstrętną głowę.

Rozwiązanie było coraz bliżej, nie należało się jednak spieszyć. Odkryli mnie, zamierzali zabić, jednak im się nie udało. Co będzie dalej?

Przez długi czas nie działo się nic.

Mgła rozwiała się tak samo szybko, jak się pojawiła. Włóczyłem się po wzgórzach, poszukując odnalezionego przez biegacza otworu w ziemi. Przysiadałem aby odpocząć, przysłuchiwałem się, czekałem, stworzyłem w końcu jeszcze jednego szpiega, który bezkarnie ganiał po całej okolicy, dopóki nie wyczerpała mu się energia.

Władcę wzgórz jakby smok zlizał.

Czyżby zasada zmniejszonej podatności obróciła zaklęcie zabójcę przeciw swemu twórcy? Czyżby Ondra Naga Iglica leżał teraz gdzieś w podziemiach porażony własnym zaklęciem, a ja miałem nigdy nie dowiedzieć się czy to on był Preparatorem?

A może to nie Ondra nasłał na mnie zabójcę; może zupełnie inny mag uwił sobie gniazdko pod wzgórzami, a ja nigdy nie dowiem się, kto to był?

Czas mijał, niewidoczne słońce opuszczało się coraz niżej, a ja wahałem się między ulgą a rozczarowaniem. Może mieszkaniec Marmurowej Jaskini po prostu przyczaił się i czeka, kiedy odejdę?

Potem jednocześnie zaszły dwa zdarzenia. W nastającym zmierzchu zobaczyłem wreszcie wejście pod ziemię i w tej samej sekundzie bura trawa przede mną rozchyliła się i w powstałym przejściu pojawiło się stworzenie podobne do moich biegaczy, z tą różnicą, że oprócz oczu i nóg miało jeszcze usta.

Wygląda na to, że będziemy rozmawiać.

Stworzenie zatrzymało się przede mną. Jego oczy były okrągłe, lśniące i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Niczym lodowe kulki na sztywnych szypułkach.

Bezzębne usta otwarły się.

- Czego chcesz? - Ochrypły głos wydobywał się wprost z gardła stworzenia. - Po co przyszedłeś? Czego chcesz?

Pytanie na miejscu.

Prawą ręką zdjąłem z pasa woreczek z kamykami. Nie bez trudu rozwiązałem sznurek. Oczy na szypułkach bezceremonialnie przyglądały się moim manipulacjom.

- Wiesz co to jest? - Spytałem surowo, kiedy zawartość woreczka stała się możliwa do obejrzenia.

Stworzenie milczało. Jedno połyskujące oko spoglądało na kamienie, drugie odwróciło się i uważnie mnie lustrowało.

- Przedstaw się - doniosło się z otwartego gardła.

- Nazywam się Hort zi Tabor - powiedziałem. - A to jest Rdzenne zaklęcie Kary. I dopóki trzymam je w rękach, każda agresja przeciwko mnie wyjdzie napastnikowi bokiem. O czym miałeś chyba okazję się przekonać.

Stworzenie milczało.

- Rdzenna Ochrona pomogła ci w przypadku kata, którego stworzyłeś, jednak wobec Kary jest ona bezsilna. Sam o tym wiesz.

Stworzenie milczało.

- Masz szansę szybko mi udowodnić, że ty i twórca tych oto kamieni nie jesteście tą samą osoba. Jeśli jednak okaże się, że to ty jesteś tym szubrawcem, który porywa ludzi i kroi ich dusze jak żaby, to wyciągnę cię spod ziemi i ukarzę. Czy to jasne?

Zwierzątko wpatrywało się we mnie, to rozdziawiając, to zamykając usta. Wydawało mi się, że czuję dobywający się z jego gardła słodkawy zapach; była to jednak jedynie gra wyobraźni. Istota stworzona przez maga ponad rangą nie miała i nie mogła mieć żadnego zapachu.

- Skąd mnie znasz? - zapytał wreszcie Ondra; powstrzymałem westchnienie ulgi. To był on; ten, kogo szukałem. To był Naga Iglica.

- Nieważne - odparłem, napawając się swym triumfem. - Wiem o tobie wystarczająco dużo. Choć podła napaść na spokojnego wędrowca jest już dla mnie wystarczającym powodem, by cię ukarać. Zaklęcie kat od dawna uważane jest za broń tchórzy i kanalii.

- U kogo jesteś na służbie? - Doniosło się z krtani stworzenia.

Uniosłem głowę:

- Nigdy nikomu nie służyłem i nie zamierzam służyć.

- Zabieraj się stąd - zaproponowało stworzenie.

Podniosłem glinianą figurkę wprost ku lśniącym oczom na szypułkach.

- Widzisz to? Zaraz zejdę do ciebie pod ziemię. Z tym. Nie jesteś w stanie mi przeszkodzić.

- Zabieraj się stąd - warknęło stworzenie całkiem już bezkompromisowo. Mech przed dziurą poruszył się. Przygryzłem język.

Ondra Naga Iglica był nieprzyjemnym, pozbawionym fantazji człowiekiem. Spod ziemi, niczym wiosenne kwiaty, wynurzały się żelazne haki, ząbkowane ostrza i wygięte klingi, wijąc się i zaplatając w zakrywającą wejście kratę.

- Głupio - oznajmiłem spokojnie. - I tak się do ciebie dobiorę, Preparatorze. Oszczędzaj siły. Powspominaj przyjemne chwile swojego życia... Może kogoś kochałeś? Ptaszka? Rybkę? Co, Ondra? Rozluźnij się i postaraj pogodzić z tym, co nieuniknione. Bo ja już do ciebie idę.

I uniosłem nad głową glinianą kukłę; niczym, matka, po raz pierwszy pokazująca niemowlę wstrząśniętemu ojcu. Odczuwałem euforyczne podniecenie. Żadne, najsilniejsze nawet emocje, których dotychczas doświadczałem, nie mogły się równać temu oszałamiającemu odczuciu. Miałem władzę nad kimś, kto był ode mnie silniejszy. Jego życie i śmierć były w moich rękach. Wchodziłem do jego siedziby jako nosiciel sprawiedliwości, zemsty i Kary.

Od niechcenia, pstryknięciem palców, zrobiłem w żelaznej przegrodzie otwór o nierównych, poszarpanych brzegach.

- Chcesz mnie wystraszyć, Ondra? Wszak przyszedłem po twoją sowę; długo cię szukałem, Preparatorze... Idę!

Pochyliłem się i wszedłem do otworu.

Jeśli kreci korytarz pod ziemią wygląda inaczej... cóż, w takim razie nic nie wiem o kretach. Co prawda ten, który rył tę drogę, musiał być nieco wyższy ode mnie. Olbrzymi kret. I staranny. Ściany były gładkie, jakby wyszlifowane. Nawet zwisające z sufitu korzenie były starannie poprzycinane. Pan Naga Iglica nieźle się tu urządził.

- Jesteś gotów, Ondra? Zdecydowałeś już, jak chcesz umrzeć? Nie zamierzam męczyć cię zbyt długo. A jeśli się przyznasz, możesz zasłużyć nawet na momentalną śmierć. Pomyśl o tym. Masz jeszcze na to trochę czasu, choć jest go coraz mniej.

Korytarz zaczął stromo opadać. O mało nie wpadłem do czarnej jamy; a raczej do burej, gdyż światło dzienne zostało daleko w tyle i całkowicie przerzuciłem się już na nocny wzrok.

Na pionowej ścianie wisiała żelazna drabina.

- Wiesz, Ondra, że sam o tym nie wiedząc, wyświadczyłeś mi przysługę? Gdy zorganizowałeś nieszczęśliwy wypadek księciu Dri... wiesz, o kim mówię. Pozwoliło mi to zaoszczędzić karę; bo przecież mogę ją wykorzystać tylko raz. I w końcu doczekałem tej chwili...

Kolejny korytarz. Potem rozwidlenie i kilka nowych, biegnących w różne strony tuneli. Naliczyłem pięć odnóg.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Magom wszystko wolno»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Magom wszystko wolno»

Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x