Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Okno pokoju Ory było uchylone.
Ogromne krzesła nikły w obłokach. Ich wite nogi wydawały mi się ogromnymi, zdeformowanymi słupami; lustrując pokój z dołu do góry, zbliżyłem się do olbrzymiego łóżka, z którego zwisała biała ręka z wysmukłymi palcami.
Zapachu zwierzątka nie było.
Pachniało kobietą.
Nim tchórz zdążył poczuć rozczarowanie, dokonałem zwyczajowego wysiłku i powoli, bojąc się obudzić śpiącą, podniosłem się z czworaków.
Ora się nie obudziła. Biły od niej spokojne, głębokie fale snu bez marzeń.
Szczęściara.
Usiadłem na podłodze przy łóżku. Co chwilę drgałem; walczyłem z sobą: chciałem wyciągnąć rękę i ją obudzić.
I bałem się, że gdy otworzy oczy, spyta ze zdziwieniem: „Hort? Coś się stało? Co pan tu robi?”
- Hort? Coś się stało?
Wstrzymałem oddech.
Ora siedziała na łóżku. Jasne włosy w nieładzie spływały jej na ramiona.
Zapach zwierzątka znikł zupełnie.
- Oto co myślę - rzekłem ochryple. - Nie powinna pani ze mną jechać, Oro. Marmurowe Jaskinie są jednak... zbyt daleko. Są zbyt... niebezpieczne. Chroni mnie Kara, a pani jest bezbronna. Nie! mogę zabrać pani ze sobą.
- Mówi pan poważnie? - spytała powoli.
- Tak - potwierdziłem z zapałem. - W pełni poważnie. Bardzo mi pani pomogła, Oro. Zawsze uważałem, że w moim towarzystwie jest pani bezpieczna. Ale nie teraz, kiedy wybieram się na spotkanie z preparatorem.
- Hort...
- Już to postanowiłem, Oro.
Spoglądała na mnie, jakby po raz pierwszy widziała mnie na oczy. I muszę przyznać, że ten wzrok mi się podobał.
* * *
Młodzieniec długo oglądał mapę. Marszczył się, coś najwidoczniej kalkulując, po czym podniósł na nas jasne spojrzenie.
- O tak, szanowni państwo! Możecie wyruszyć nawet dzisiaj. Przygotowanie Wielkiej Projekcji zajmie godzinę, podróż - od godziny do półtorej... Zapłata, oczywiście, z góry. Lecz jeśli życzy pan sobie zorganizować podróż powrotną - drogą powietrzną, czy jak teraz projekcyjną - zapłaci pan za nią pół ceny.
- Nie zamawiajmy podróży powrotnej - cicho zwróciła się do mnie Ora. - To przynosi pecha.
Młodzieniec jakoś dziwnie przycichł. Przeniósł wzrok z Ory na mnie i z powrotem.
Zapłaciłem; godzina, którą dysponowaliśmy, zeszła na pakowanie i pożegnanie z właścicielem hotelu; ubzdurał sobie, że okantuje mnie na srebrną monetę. A ja dopiero co zostawiłem u młodzieńca całą górkę złota i tym bardziej bezwstydnym wydało mi się oszustwo oberżysty.
Zarówno służba jak i goście zbiegli się, by przyjrzeć się naszej rozmowie. Odszedłem, będąc pewnym, że oberżyście nie przyjdzie już do głowy oszukiwanie gości. Teraz już dobrze wie, że każdy złoczyńca wcześniej czy później zostanie ukarany.
Rozprawą z oberżystą podświadomie odwlekałem pożegnanie z Orą. Nie znoszę bowiem sentymentów. Nie mogłem też jednak odejść sucho i chłodno, jak ktoś obcy.
Na progu wielkiego, mrocznego budynku - „Dalekie przewozy. Terminowo. Drogo. Wyłącznie dla magów” - zatrzymałem się, dając do zrozumienia, że dalej Ora nie ma po co iść; jej podbródek, który od chwili, gdy poinformowałem ją o swojej decyzji, zadarty był nienaturalnie wysoko, uniósł się jeszcze wyżej.
- Proszę czekać na mnie w Północnej Stolicy - rzekłem łagodnie. - Spotkamy się w klubie. Jeśli nadarzy się okazja, skontaktuję się z panią wcześniej. Chciałbym w każdym razie, by o ukaraniu Preparatora dowiedziała się pani z pierwszych ust.
Jej uparty podbródek zadrżał; nie wyniośle, raczej żałośnie. Nie odezwała się jednak.
Obok przejechał, stukając kołami, odkryty powóz; dwie szykowne damy przyglądały się nam bez najmniejszego wyobrażenia o delikatności. Ulica nie była szczególnie tłoczna, nie była też jednak wyludniona; gapiono się na nas. Poczułem przez skórę, że stojąc tak naprzeciw siebie w milczeniu, przyciągamy większą uwagę niż jarmarczny żongler, który zwalił się z nieba.
Wściekając się nie wiadomo na kogo, narzuciłem welon ochronny. Wścibskie spojrzenia przestały nas niepokoić, uczucie niezręczności jednak nie mijało, wręcz przeciwnie. Jakbym odgradzając nas welonem przyznał, że mamy z Orą coś do ukrycia.
Patrzyła przeze mnie. Zagubiona, ze wszystkich sił czepiając się ostatków wyniosłości. Wyglądała żałośnie. W niczym nie przypominała damy, którą niegdyś poznałem w Klubie Kary.
- Uważam, że powinna pani wystąpić z Klubu - rzekłem, patrząc na wysoki kołnierz czarnego płaszcza Ory. - Po powrocie od Preparatora zajmę się pani krzywdzicielem. I nie będę do tego potrzebował glinianej maszkary.
Milczała.
- Nie wątpi pani, mam nadzieję, że wrócę bardzo szybko. Ufam, że pani zaczeka?
- Niech pan będzie przeklęty, Hort - odparła Ora ochryple.
- Niech będzie przeklęty dzień, w którym pana poznałam. Przynosi pan same kłopoty. I co ja mam teraz robić - siedzieć z założonymi rękoma, czekać... wiedząc, czym jest Preparator i jakie ma możliwości...
- Przecież mam Karę - rzekłem łagodnie. - Warto też zauważyć, że sam jestem ponad rangą.
- Mart zi Gorof też jest ponad rangą - rzekła Ora z goryczą. - Mimo to posiekali go, jak żabę.
- Nie wierzy pani we mnie, Oro? - zapytałem. - Nie ma pani do mnie zaufania?
Niezręcznie chwyciła mnie za rękę. Przytrzymała, ściskając mi dłoń twardymi, chłodnymi palcami. Puściła i mocno, wręcz grubiańsko odepchnęła.
- Gdyby miał pan sowę, Hort... Życzyłabym jej zdrowia.
W wyziębłej, łukowato sklepionej piwnicy było zupełnie ciemno. Niemal całą przestrzeń pokoju zajmował stół z nierównym blatem, w kącie znajdowała się lniana zasłona i dwa fotele, w jednym z nich siedział zgarbiony, niemłody mag. Ujrzany nocnym wzrokiem, nie miał szans, by wzbudzić moją sympatię.
- Pan zi Tabor? Jak zdrowie pańskiej sowy?
- Sowa ma się świetnie, dziękuję - odparłem automatycznie.
Mag kiwnął głową.
- Mam na imię Lot zi Korszun i jestem gotów, by wysłać pana choćby do Marmurowej Jaskini, choćby sowie pod ogon.
- Sowiego ogona umowa nie obejmowała - oznajmiłem chłodno.
Te wszystkie maniery dobrodusznego bosmana były starannie wyreżyserowane. Niewątpliwie taki właśnie styl powinien wywołać zaufanie u panów, którzy postanowili wybrać się w projekcyjną podróż. Być może ja, po rozgryzieniu triku, też poczułbym takie zaufanie, gdybym pierwsze spojrzenie rzucił na Lota zi Korszuna w dziennym świetle, a nie w zdradzieckiej ciemności.
Korszun wyczuł me skrywane rozdrażnienie. I od razu zmienił taktykę; jego prostacki ton zamieniła przesadna akuratność.
- Ma pan przed sobą wielką projekcję swej podróży, panie zi Tabor. A oto mała projekcja. - Poszedłem za ruchem jego palca i zobaczyłem szklaną szkatułkę na brzegu stołu, a w niej dużą mrówkę.
- To jest Hort zi Tabor - krótki palec Korszuna postukał w daszek szkatułki. - Gdy tylko będzie pan gotowy, by rozpocząć podróż, ten mały jegomość rozpocznie swoją. Dopóki będzie on znosił niedogodności drogi, może pan odpoczywać w dowolnym z tych foteli. Kiedy podróż zostanie zakończona, na moją komendę wstanie pan i wejdzie za portierę. Na razie niczego tam nie ma - niedbale odsunął lnianą kotarę, ukazując ukrytą za nią kamienną ścianę.
Przyjrzałem się dokładniej.
Cała powierzchnia stołu nie była niczym innym, jak mapą. Wznosiły się niewielkie pagórki, rzeki błyszczały jak szkło. Na drugim końcu stołu znajdowało się coś w rodzaju mrowiska; mój cel, Marmurowe Jaskinie, punkt końcowy, do którego wyruszy zaraz mrówka nosząca moje imię.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.