Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
PYTANIE: Czy mag dziedziczny potrzebuje przedmiotu inicjującego?
ODPOWIEDŹ: Nie, nie potrzebuje.
PYTANIE: Jaką formę mają przedmioty inicjujące?
ODPOWIEDŹ: Formę miniaturowych różdżek magicznych, pierścieni, medalionów, bransolet i tym podobnych wyrobów jubilerskich; w rejonach górskich niekiedy kosturów.
PYTANIE: Jakie są skutki zgubienia magicznego przedmiotu?
ODPOWIEDŹ: W przypadku zgubienia magicznego przedmiotu, zainteresowany powinien nie później, niż po dziesięciu dniach, zgłosić to w komisji okręgowej. Komisja rozpatruje sprawę i w zależności od okoliczności, albo wyznacza karę i wydaje zainteresowanemu nowy przedmiot magiczny, albo pozbawia go magicznego tytułu.
* * *
Po dwóch dniach zajrzałem do biura na prawo od targu - żeby mieć czyste sumienie, nie licząc na nic. Zżarty przez mole urzędnik wydał mi zaświadczenie, na którym koślawym charakterem pisma zapisane były trzy adresy - ta trójka chciała sprzedać mi kamienie.
Pod pierwszym Z nich mieszkała biedna wdowa, wyprzedająca sprzęty i biżuterię. Z litości kupiłem od niej pierścień z rubinem.
Pod drugim adresem powitał mnie piętnastoletni chłopiec i zaproponował całą szkatułkę z kosztownościami. Od razu orientując się, o co chodzi, obiecałem, że o wszystkim poinformuję jego matkę; chłopak zmienił się na twarzy i błagał mnie, bym tego nie robił. Matka ma tyle błyskotek, nawet nie zauważy straty, podczas gdy on, wchodzący w życie młodzieniec, musi godzić się z poniżającą biedą. Matka jest skąpa i nie daje mu na najbardziej konieczne wydatki i tak dalej, i tym podobne. Odszedłem, zostawiając młodzieńca sam na sam z jego problemami.
Jako trzeci adres wymieniony był jakiś zajazd na przedmieściach. Długo zastanawiałem się, czy warto tłuc się tak daleko po brudnych ulicach, w końcu jednak przyzwyczajenie, by doprowadzać wszystko do końca, zmobilizowało mnie do wykosztowania się na karetę ze stangretem i odwiedzenia zajazdu „Trzy osły”.
I nie żałowałem poświęconego czasu.
* * *
- ...Ej, nie wygląda pan na kupca, szlachetny panie. Ejże, nie wygląda...
Staruszek bynajmniej nie klepał biedy - był właścicielem większości zapełniających podwórze powozów, góry worków na tych powozach, koni, mułów i masy innego dobra - tym niemniej zatrzymał się w najbardziej obskurnym numerze „Trzech osłów”, ubrany był w zatłuszczony kaftan i workowate spodnie z dziwacznymi łatami na kolanach i na własne oczy widziałem, jak troskliwie podniósł walający się na podwórzu kawałek sznurka: wartościowa rzecz, przyda się.
- To nie pana sprawa, drogi panie, do kogo jestem podobny, a do kogo nie. Sprzedamy kamyk, czy będziemy języki strzępić?
Staruszek poruszał krzaczastymi brwiami; na jego opalonej na czarno, pomarszczonej twarzy, brwi były niczym dwie wysepki piany. I pływały po twarzy niezależnie od mimiki staruszka.
- Kamyk, oczywiście, bardzo dobrze... Piękny kamyk. Proszę, raczy pan spojrzeć.
Raczyłem; z zatłuszczonego woreczka z różnymi drobiazgami wyciągnięty został kamyk wielkości średniego żołędzia. Spojrzałem i poczułem, jak zalewa mnie ciepła, łaskocząca nerwy fala.
Turkus. Nieskazitelnie błękitna psia morda; to znaczy na pierwszy rzut oka wydała się być psią, jednak gdy przyjrzało się dokładniej, trudno było powiedzieć, co to za zwierzę. Taki przyjazny, stareńki, otępiały marazmem wilk ludojad.
- Podoba się, szlachetny panie? - przechwyciwszy moje spojrzenie, staruszek pospiesznie schował kamień z powrotem do woreczka. - Jeśli się podoba, może zastanowimy się nad ceną. To droga rzecz, nie sprzedawałbym, gdyby nie konieczność.
Kłamał tak naturalnie, jak się drapał. Bez szczególnego sensu i nie z pazerności. Automatycznie.
- Niech pan, przeszanowny panie, nie chowa towaru - rzekłem sucho. - Nie jest przyjęte lak kątem oka towar oceniać. Obejrzę - wtedy o cenie porozmawiamy. Więc jak?
Kamień pojawił się ponownie; jeszcze zanim go dotknąłem, wyczułem obłoczek cudzej siły, skupionej w psim (wilczym?) pysku.
Był to trzeci taki kamień. Lub czwarty, jeśli liczyć zawieszony na pasie damy w czerni; i najprawdopodobniej z kamieniem wiązała się kolejna historia.
- Chyba go wezmę - rzekłem z zadumą. - Proszę mi tylko opowiedzieć, szanowny panie, skąd ma pan taką ładną błyskotkę.
Za opowieść dopłacę. Zgoda?
Staruszek patrzył mi prosto w oczy - ironicznie i chłodno.
Białe jak piana, zdziwione brwi uniosły się tak wysoko, iż miało się wrażenie, że za moment przemieszczą się na potylicę.
- Tylko wam, szlachetni panowie, bajki opowiadać. Zdarza się, że do siwych włosów panisko dożyje - a jak chlebem niekarmiony, to tylko bajek by słuchał, jak jakiś smarkacz... Ale pan, szlachetny panie, zamierzał kupić kamyk, bo ja językiem swoim nigdy nie kupczyłem i nie mam takiego zamiaru. Bierze pan - czy jak?
Sięgnąłem do kieszeni i położyłem na zatłuszczonym stole garść solidnych srebrnych monet.
Staruszek spojrzał na srebro, a potem na mnie; białe brwi zawahały się, po czym wróciły na swoje miejsce, za to kąciki pozbawionych warg ust uniosły się w złym, ironicznym grymasie:
- Czy to pana cena za kamień?
- To moja cena za opowieść - wpadając mu w ton, odparłem chłodno. - Kamień nie jest wart nawet połowy tej sumy... Ma pan rację, szanowny panie, nie wyglądam na kupca i nigdy nie zajmowałem się tym fachem. A za pana bajki, jak raczył się pan wyrazić, jestem gotów zapłacić - pod warunkiem, że chociaż połowa opowieści okaże się prawdą. Skąd więc pan ma tę... błyskotkę?
Przez jakiś czas staruszek wpatrywał mi się w źrenice. Po trzeciej minucie tego spojrzenia uznałem, że mogę dorzucić kilka monet do błyszczącego na stole kopczyka.
- Alropka! - zawołał staruszek, niemal nie podnosząc głosu.
Za jego plecami, w drzwiach, natychmiast pojawiło się barczyste chłopisko - wyższe ode mnie o pół głowy i dwa razy szersze w ramionach.
- Alropka - zmrużył się staruszek. - Pan tu pozwala sobie na żarty ze starego Prorwy, bądź więc tak dobry...
Nie wierzyłem własnym uszom. Staruszek, który troskliwie podnosił upuszczony przez kogoś sznurek, rezygnuje z solidnego kopczyka srebra?!
- Raczy pan wyjść - zabuczał Alropka. Jego głos odpowiadał posturze. A może specjalnie mówił basem - w charakterze uzupełniającej groźby.
- Doprawdy - rzekłem łagodnie. - Doprawdy, nie rozumiem. Wisiorek biorę, muszę się jednak przecież upewnić, że nie jest kradziony.
Teraz staruszek patrzył nie tylko z ironią, lecz także z pogardą. Atropka znalazł się za moimi plecami:
- A raczy pan...
Czekałem, aż mnie dotknie. Raz! - szorstka ręka nieuprzejmie złapała mnie za łokieć; dwa - zamiast barczystego chłopiska na podłogę upadł gruby wąż z nieprzyzwoicie żółtym brzuchem. Duży, lecz nie jadowity.
- Aaa...
Przez jakiś czas Atropka wił się na deskach, bezskutecznie próbując pojąć, w jaki sposób należy pełznąć. W końcu mu się udało - migocząc matową łuską dotychczasowy barczysty bohater wężowym ruchem skierował się w stronę drzwi. Przeniosłem spojrzenie na staruszka.
Jego twarz, także bez tego ciemna, napłynęła krwią i zrobiła się czarna jak węgiel. Jedna biała brew poleciała do góry, druga zaś opadła, całkowicie zakrywając oko. Wystraszyłem się, że przekorny staruszek dostanie udaru.
- Jak to tak, szanowny panie; ja do pana po dobroci, a pan wyrwidębów swoich wzywa... A więc skąd ma pan kamyk?
- Na drobne się pan rozmienia, panie magu - rzekł staruszek i jego brwi połączyły się w jedną krzaczastą wysepkę. - Onegdaj czarownicy sami do ludzi nie przychodzili, sługi posyłali. To mój kamień, nie ukradłem go, nie kupiłem. Mój... A chłopaka proszę z powrotem zamienić, musi jeszcze dziś” z kowalem pogadać, który robotę spaprał, a pieniędzy nie...
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.