Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Została okaleczona! - wykrzyknął szeptem. - Wykorzystali ją do... prawdopodobnie do jakiegoś rytuału, pan się w tym lepiej orientuje, to przecież pan jest magiem, nie ja!
- Ale jest przecież przy zdrowych zmysłach - rzekłem ugodowym tonem. - Nawet jeśli została zgwałcona - nie pamięta tego i...
Spojrzał na mnie tak, jakbym to ja na jego oczach sponiewierał właśnie jego żonę.
- Rytuały bywają różne - rzekłem przepraszająco. - Możliwe jednak, że w ogóle jej nie...
- Nie... nie została zgwałcona - powiedział, a ja postanowiłem nie zaprzeczać.
- Sam więc pan widzi - kiwnąłem głową. - I zewnętrznie także się nie...
- Nie zmieniła się. - Zawahał się, po czym jego wargi wykrzywiły się w grymasie, który przypominał uśmiech. - Proszę spojrzeć.
Wyjął spod koszuli medalion, otworzył go delikatnie i wyciągnął w moją stronę - na ile pozwalał łańcuszek. Miniatura przedstawiała kobietę; może nie piękną, jednak bez wątpienia atrakcyjną. Dwudziestoletnią.
- To prawda, zewnętrznie się nie zmieniła... zmieniła się wewnątrz.
- W jaki sposób?
Przez jakiś czas patrzył na mnie, nie mogąc się zdecydować na odpowiedź.
- Więc?
- Zgłupiała - powiedział szeptem.
Mocno ścisnąłem wargi - żeby się nie uśmiechnąć. Tylko się nie uśmiechnąć, bo konsekwencje mogą być nieodwracalne.
- Tak! - powiedział z wyzwaniem. - Stała się weselsza, częściej śpiewa. Częściej bywa w dobrym nastroju. Niezależnie od tego, co musiała przeżyć. Wiem, co pan teraz pomyślał... Niech pan mówi bez krępacji! Nie powie pan?!
- Pomyślałem, że to nie tak znowu źle - przyznałem otwarcie.
Mój gość z goryczą pokiwał głową:
- Tak... nie pan pierwszy. A ja ją kocham! Kochałem... tę poprzednią.
Znowu zapadło milczenie. Patrzyłem na wisior; jaspisowy pysk, który niegdyś zdobił pierś ojca Jatera, wydawał się być rodzoną siostrzyczką tego krwawnika.
Sowa sama leci do myśliwego.
- Tak przy okazji - przesunąłem dłonią nad złowieszczym krwawnikiem. - Jak długo nie było pana żony?
- Tydzień - ponuro odparł jubiler.
- Tylko tydzień?!
Spojrzał na mnie niemal z nienawiścią.
- Tylko? Zdążyłem sto razy umrzeć. Wyłysiałem...
I ze smutkiem pogładził resztki swoich włosów.
* * *
„Mój przyjacielu, lekarze nie są magami, są jednak im pokrewni. Jak sam wiesz, zdrowie każdego człowieka jest świętością. Lekarze mają władzę nad chorobami, jednak prawdziwymi władcami naszego zdrowia jesteśmy my sami, synku. Jesteś magiem dziedzicznym, chwała sowie; jesteś ponad rangą, a to rzadkie szczęście. Możesz zamienić się w lwa albo w mysz - lecz twoje święte zdrowie jest już nadgryzione przez podstępne niedomagania, przez które, niestety, przedwcześnie umarła twoja matka.
Mój przyjacielu! Aby spokojnie dożyć starości, musisz przez całe życie przestrzegać prostych, lecz bardzo surowych reguł.
Zapamiętaj!
Niezależnie od tego, czy na zewnątrz jest zima, czy lato - zaczynaj dzień od oblewania się zimną wodą.
Niezależnie od tego, czy na zewnątrz pada deszcz, czy wieje zamieć - kończ każdy dzień przechadzką.
Siadając przy stole, przysuwaj krzesło jak najbliżej, żeby brzeg blatu na czas uprzedza! cię, że masz już pełny brzuch. Nigdy nie jedz niczego pieczonego, wędzonego i solonego, unikaj mięsa; niech twoim pożywieniem będą wspaniałe pachnące kasze omaszczone odrobiną roślinnego oleju, aromatyczne warzywa i słodkie owoce, chrupiące białe sucharki, cienkie i przezroczyste jak wiosenny lód.
Nigdy nie pij wina!
Znajdź sobie przyjaciela wśród lekarzy - dowiedz się jednak najpierw, czy jest dobry w lekarskim rzemiośle. Lekarza można uznać za dobrego, jeśli na dziesięciu wyleczonych przez niego chorych wypada nie więcej, niż jeden-dwóch, którzy umierają.
Mój przyjacielu, wobec chorób nasze zaklęcia są bezsilne. Oprócz magii mamy też jednak także wolną wolę i zdrowy rozsądek...”
* * *
Wieczorem wydarzył się nieprzyjemny incydent: wątroba, dotychczas zachowująca się spokojnie, w końcu przypomniała mi o konsekwencjach nieprzestrzegania reżimu. Wielkie mi co: bezsenna noc, śniadanie w biegu, pieczone mięso, którym szczodrze ugościła mnie żona jubilera, syta, lecz niezbyt wyszukana hotelowa kolacja... w rezultacie musiałem się zakrzątnąć, dobierając składniki i przygotowując lekarstwo, i męczyć się całą godzinę w oczekiwaniu, aż zacznie ono działać.
Uciszając protest wątróbki, postanowiłem zachowywać się rozsądniej.
Nadchodziła noc; spędziłem u jubilerów trzy czy cztery godziny, a potem, wiedziony nagłym pomysłem, odwiedziłem niepozorne biuro położone na prawo od miejskiego targu. Porozmawiałem ze zmęczonym urzędnikiem w zżartym przez mole brązowym surducie i dostałem do swej dyspozycji skrzypiący, poplamiony atramentem stół, trzeszczące krzesło oraz skrzypiące pióro. Pięć minut zabrało mi wymyślenie tekstu; w końcu zamaszyście wypełniłem rudy blankiet: Skupuję szlachetne i półszlachetne kamienie, wisiory, wisiorki. Drogo!”
Zżarty przez mole urzędnik policzył słowa i policzył mi pięć monet. Oddalając się od bazaru słyszałem jak chłopiec dźwięcznym głosem wykrzykiwał ze swojej kolumny moje dziwne ogłoszenie, niezmiennie zająkując się na słowie „półszlachetne”. Wpatrując się w twarze przechodniów, nie zauważyłem, by ktokolwiek ożywił się w odpowiedzi na krzyki chłopca; cóż, od początku nie wiązałem z tym przedsięwzięciem szczególnych nadziei. Nie miałem jednak prawa ignorować tej szansy.
Tak więc rodzina jubilerów.
Filia Drozd, żona łysego młodzieńca, Jagora Drozda, okazała się bardzo podobna do miniaturowego portretu w medalionie męża. Młoda atrakcyjna kobieta z warkoczami do kolan; rozmowna, by nie rzec gadatliwa. Co dziwne, porwanie, które biednego Jagora kosztowało czuprynę, nie zrobiło na niej większego wrażenia - mówiła o nim beztrosko, niemal ze śmiechem.
Wybrały się z przyjaciółką do dzielnicy handlowej na jakieś zakupy. Kupiły materiał na sukienkę (cierpliwie wysłuchałem, jaki dokładnie materiał i dlaczego wełnę a nie aksamit). Potem były w drogerii - powąchały dwa dziesiątki perfum (opowieść o specyfice każdego z zapachów zajęła pięć minut), w rezultacie obie nabawiły się kataru. Zaszły do specjalistycznego sklepiku, w którym sprzedawano farby akwarelowe - okazało się, że żona jubilera zajmowała się malarstwem i rok temu sprzedała nawet kilka swoich obrazów. Potem skierowały się do szewca - przyjaciółka musiała odebrać zrobione na zamówienie trzewiki... I właśnie wtedy, pod samymi drzwiami szewca, Filia miała pierwszą lukę w pamięci. To znaczy miedzianą obręcz na drzwiach i drewniany młotek na sznurku pamięta, potem nastąpiła ciemność i ocknęła się dopiero, kiedy ktoś wlewał jej do gardła czerwone grzane wino.
- Miałam wrażenie, że cudza ręka wlewa mi wino prosto do gardła... Potem patrzę - przecież sama trzymam kubek. Sama piję - wyobraża pan sobie? Za takim długim stołem. Pali się świeca, na stole prosię z chrzanem, ryba duszona z marchwią, do tego ruszty, żeby jedzenie nie ostygło.
Wysłuchałem także tego. W końcu każdy szczegół mógł okazać się ważny.
Potem we wspomnieniach pojawił się złoczyńca - na jego temat żona jubilera miała jednak bardzo mgliste wspomnienia:
- W masce był, czy jak? Nie, maski nie pamiętam. Ale twarzy też jakby nie było... Pamiętam, że ze mną rozmawiał. Wyszliśmy na mur, patrzę - droga! Zamek, mury wyższe, niż u nas w mieście. Most opuszczony, a na moście - najpierw myślałam, że to sterta kamieni leży! A potem jak się ta sterta nie poruszy - znowu omal nie zemdlałam.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.