Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
* * *
Pojawił się późnym wieczorem, o takiej porze dobrze wychowani ludzie nie składają wizyt. Uprzejmość była zresztą ostatnią rzeczą, jaką by się przejmował.
Wiał silny wiatr. Wyglądało na to, że zapowiada się zmiana pogody; być może upał w końcu osłabnie i nie będę musiał tracić sił na utrzymanie chłodu nocą w swym pokoju. O tym, lub mniej więcej o tym rozmyślałem, siedząc przy otwartym oknie, wdychając zapomniany po pięciu latach zapach wielkiego miasta i patrząc na przepływające pod oknem załogi.
Nie dało się nie zauważyć gościa, który po prostu przyszedł i stanął po przeciwnej stronie ulicy, nie patrząc na mnie, lecz gdzieś w dal - jakby nie obchodziło go nic na świecie, a w szczególności wyglądający przez okno człowiek. Wiatr malowniczo rozwiewał jego płaszcz i długie włosy, jednak nadciągający mrok powoli zakrył ten wspaniały widok i wkrótce widać było jedynie białą jak ściana twarz.
I wówczas spojrzał na mnie po raz pierwszy. Spojrzał - i natychmiast odwrócił wzrok.
I kiedy właściciel „Susła” - w szlafroku narzuconym na nocną koszulę - przepraszającym tonem zapytał, czy nie oczekuję gościa, wiedziałem już, że oczekuję.
- Jak zdrowie pańskiej sowy?
Głos gościa pozbawiony był wyrazu, tak jak jego brwi i wąsy; jeszcze zanim wymówił powitalną formułę, wiedziałem, że jest magiem. Dziedzicznym. Niestety, jednak - trzeciego stopnia.
- Sowa ma się znakomicie - odparłem automatycznie. I, przyglądając się gościowi, nieoczekiwanie dodałem: - Jeśli tylko u sów istnieje życie pozagrobowe. Bowiem dawno już zdechła.
- Bardzo mi przykro - odparł gość bez śladu współczucia w głosie. - Wiem, że wygrał pan zaklęcie.
Zaprosiłem go do środka.
Jego nakrycie głowy, gdy znalazło się na wieszaku, okazało się klubową czapką w złote gwiazdy. Nie przyszło by mi do głowy, że wśród członków elitarnego klubu spotyka się tak zubożałych magów.
- Należę do klubu - oznajmił, jakby czytając w moich myślach. - Już niemal dwa lata. Aby opłacić wstępną składkę, musiałem sprzedać dom.
- Nie jest pan zamożny? - zapytałem, uznając, że skoro on z progu jest do tego stopnia szczery, to ja tym bardziej nie muszę się bawić w ceregiele.
Uśmiechnął się.
- Handluję ziołami. Proszę... - Rozchylił poty płaszcza. Od wewnętrznej strony przymocowane były do niego płaskie woreczki z pstrymi etykietkami. Mój wzrok przykuła najbardziej krzykliwa: „Lubczyk! Bezpłatna próbka! Można wypróbować na miejscu!” Tak, zdaje się, że trudno niżej upaść.
- Nie domyśla się pan, po co do niego przyszedłem? - zapytał sucho.
Przemilczałem jego pytanie; w moim późnym gościu wyczuwało się jakąś sprzeczność. Niski stopień, żałosna profesja, wytarty płaszcz - i ani śladu litości nad sobą, płaszczenia się czy kalectwa.
Najwidoczniej dlatego, że własna osoba była mu w najwyższym stopniu obojętna.
- Nie - odparłem ostrożnie. - Nie domyślam się. Tego, najwidoczniej, nie oczekiwał. Między jego brwiami pojawiła się głęboka, brunatna zmarszczka. Nie poganiałem go.
- Nikt jeszcze do pana nie przychodził - rzeki mój gość i w jego słowach nie było pytania - raczej zdziwienie. Zdziwienie niezwykłym szczęściem.
Na wszelki wypadek przemilczałem.
- A więc tak - handlarz ziołami odchylił się w fotelu; rzadki, bezbarwny lok opadł mu na czoło i nagle zauważyłem, że jeszcze zupełnie niedawno mój gość był przystojnym blondynem, pogromcą niewieścich serc. - Trzy i pół roku temu porwano mi córkę.
Zapadła cisza; mój rozmówca zamilkł, jednak jego twarz pozostała niezmieniona. Jakby mówił o pogodzie.
- Wiem kto i dlaczego to zrobił. Wiem, że moja córka została zamordowana... sam ją pochowałem. Porywacz, zabójca, ukrywa się teraz za oceanem, na wyspie Stan. Nie jest magiem, jest jednak bardzo bogaty i wpływowy. Otoczył się ochroniarzami, wiedząc, że poświęcę resztę życia... Panie Hort zi Tabor, jeśli pragnie pan mieć dożywotniego niewolnika - słowo „niewolnika” wymówił z naciskiem - niewolnika wiernego i oddanego do ostatniej kropli krwi - udajmy się razem na wyspę Stan i niech pan ukarze... zabójcę. Córka miała czternaście lat. Moja żona tego nie przeżyła. Nie, nie jestem obłąkany. Jeśli pan odmówi, będę szukał innego sposobu - tak, jak szukałem przez te wszystkie lata. Płaciłem składki klubowe, licząc na cud... na to, że na świecie istnieje sprawiedliwość. Lecz ona nie istnieje. Dlatego przyszedłem do pana.
- Nie poradziłby pan sobie z Rdzennym zaklęciem - powiedziałem powoli.
Uśmiechnął się i zrozumiałem, że bez wątpienia by sobie poradził. Bez względu na swój trzeci stopień.
- Podczas ostatniego losowania - znowu się uśmiechnął - także ja miałem trochę szczęścia. Wygrałem zestaw srebrnych łyżek i zaklęcie czyszczące szkło. Proszę - wykonał palcami odnawiający gest i w pokoju od razu zrobiło się jaśniej, gdyż abażur hotelowej lampy w jednej chwili oczyścił się z kurzu i kopciu. Nie wiadomo skąd pojawiła się ćma i przyćmiła swym truchłem to święto uwolnionego światła.
- Widzi pan - rzekłem ostrożnie. - Współczuję panu i wierzę, że ten niegodziwiec zasługuje na karę, lecz ja dopiero dzisiaj dostałem... Mam przed sobą sześć miesięcy... A tak, przy okazji, przez te dwa lata, kiedy jest pan członkiem klubu, zaklęcie było losowane czterokrotnie. Czy zwracał się pan do ludzi, którzy...
- Tak - odparł, nie czekając aż skończę. - Odmawiali mi mniej więcej takimi samymi słowami. Najpierw przez sześć miesięcy niańczyli w sobie Sędziego. Potem wydarzała się sprawa znacznie ważniejsza i wina o wiele straszniejsza... Tak. Nawet nie spodziewałem się innego rezultatu. Proszę wybaczyć, że pana niepokoiłem.
Wstał.
- Proszę poczekać - rzekłem z rozdrażnieniem. Coraz mniej podobała mi się jego maniera mówienia. Podczas rozmowy ciągnął za sobą rozmówcę jak zakurzony worek.
- Jedyne, co mnie niepokoi - powiedział, zwracając się do przypalonego truchła ćmy - to możliwość, że zabójca umrze naturalną śmiercią. Jest stary i chory, czas upływa... Jeśli jednak pociągnie jeszcze choćby rok - znajdę sposób. Zegnam pana, panie Hort zi Tabor.
Odwrócił się i wyszedł. Po minucie tępego przyglądania się martwej ćmie uświadomiłem sobie, że nawet się nie przedstawił.
* * *
Po kolejnym długim dniu spędzonym w hotelu „Odważny suseł” wiele zrozumiałem.
Po pierwsze, wszystkie moje plany, by nacieszyć się światowym życiem, pójść do teatru, pałacu publicznych widowisk, czy choćby pospacerować po mieście w godzinach, gdy nie jest w nim szczególnie tłoczno - wszystkie te plany wzięły w łeb.
Po drugie, pod wieczór zacząłem się poważnie zastanawiać nad ucieczką. To znaczy nad tym, by niezauważenie opuścić hotel i miasto; kiedy do drzwi mojego numeru zapukał dwudziesty dziewiąty interesant, niewiele się namyślając zamieniłem się w korpulentną pokojówkę i bawiąc się ścierką oznajmiłem, że pan Hort zi Tabor raczy! udać się na przechadzkę. Następnie - dopóki pechowiec schodził po schodach - szybko wysunąłem się z okna i narzuciłem na fasadę hotelu cieniutki welon zawijający.
Przez jakiś czas obserwowałem, jak pod samym moim oknem pałętają się zagubieni interesanci. Jak pytają przechodniów o hotel „Odważny suseł”, a zdezorientowani przechodnie kręcą głowami i kierują interesantów w różne strony, jak interesanci patrzą na mnie, wychylonego do pasa z okna - i nie widzą, choć patrzą wprost na mnie.
Gliniana figurka leżała na stole, a nad nią krążyła samotna hotelowa mucha.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.