Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno

Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dama była blondynką w czarnym płaszczu do pięt. Jej jedyną ozdobą był pas z mnóstwem wisiorków; ten pas zainteresował mnie przede wszystkim. Twarz i figura przybyłej niczym mnie nie zdziwiły: kobiety nie bywają magami dziedzicznymi, a jedynie mianowanymi, mają najczęściej niski stopień i większość ich magicznej działalności sprowadza się do poprawiania swej powierzchowności. Wszystkie wybierają włosy w kolorze słomy, duży biust, pociągłe twarze i błękitne oczy; w każdym razie te nieliczne kobiety magowie, które spotkałem w swym życiu, właśnie tak wyglądały.

A pas...

Pas był męski, wytarty i zatłuszczony, nie pasował do czarnego płaszcza. Sprzączki były zmatowiałe; do mnóstwa brązowych kółek umocowanych było dwadzieścia łańcuszków, na których wisiała zamszowa kabza, futerał na przybory piśmiennicze, kałamarz, ochrona przed męską samowolą i wśród tego całego chłamu - mały wisiorek, który natychmiast przykuł moje spojrzenie.

Niech będą przeklęte. A może ja wszędzie widzę te kamienie?!

Spróbowałem określić stopień damy, jednak mi się nie udało. Być może ta druga ochrona właśnie do tego służyła - do obrony przed ciekawością innych.

- Jak zdrowie pańskiej sowy?

Drgnąłem mimowolnie. Przy moim stoliku stał sam pan przewodniczący; jego policzki przejęły kolor od wypitego przez niego czerwonego wina, a wypił, najwyraźniej, sporo. Miałem nawet wrażenie, że sowa na jego ramieniu spogląda na swego pana z dezaprobatą.

- Znakomicie - odparłem krótko.

- Nie ma pan nic przeciwko, szlachetny panie zi Tabor?

I nie czekając na moją odpowiedź, rozsiadł się w fotelu.

- Widzę, że nie spieszy się pan z powrotem do domu; najwidoczniej nasze gorączkowe miejskie życie przypadło panu do gustu?

- Dawno nie byłem w mieście - odparłem, patrząc jak dama w czarnym płaszczu przemierza salę. Witano się z nią, jednak dość chłodno; najwidoczniej dama nie była tu obca, nie należała jednak do bywalców.

Przewodniczący, nie patrząc, złapał kielich, który wleciał mu w dłoń z tacy posługującego chłopca. Zmrużył oczy, patrząc na mnie przez czerwieniące się w krysztale wino:

- Poznał pan już wszystkie pokusy, jakie niesie ze sobą pańska wygrana? Tłumy interesantów...

- Tak - odparłem.

- Moja rada... - przewodniczący łyknął z kielicha. - Proszę nikogo nie słuchać, proszę nie dać się sprowokować, proszę nie budzić w sobie fałszywego poczucia sprawiedliwości. Rdzenne zaklęcie kary nie istnieje po to, by kogokolwiek karać... lecz po to, by je posiadać. Posiadać - i to wszystko. Niech pan oderwie swej glinianej pokrace głowę - lecz dopiero ostatniego dnia terminu ważności. Aby nie zmarnować ani jednego dnia. A to, kogo pan przy okazji ukarze, jest całkowicie obojętne, zapewniam pana, Hort. - I znów napił się wina.

- Tak? - spytałem z niedowierzaniem. - A ja słyszałem...

- Członkowie zarządu klubu - kontynuował przewodniczący nie słuchając mnie - nie mają prawa do uczestniczenia w losowaniu. Tym niemniej... - Zrobił przebiegłą minę. Pochylił się do mojego ucha, aż sowa na jego ramieniu zadreptała z niezadowoleniem. - To eu-fo-rycz-ne uczucie, panie zi Tabor... Upija lepiej niż wino... A przy okazji, proszę wybaczyć wścibskie pytanie. Co to za choroba? Ta, która uniemożliwia panu picie alkoholu? Mogę polecić panu pierwszorzędnego lekarza.

- Dziękuję - rzekłem pospiesznie i chyba nie do końca uprzejmie. - Dziękuję... na razie nie mam takiej potrzeby.

- Jak pan chce - przewodniczący lekko się obraził. - Przy okazji... nie sądzi pan, że kobieta w magii jest równie na miejscu, jak mysz w beczce miodu?

- Co? - oderwałem wzrok od nieznajomej w czerni.

- Tak, tak. Ta dziwna dama, której przygląda się pan z takim zainteresowaniem. To niejaka Ora Szantalia, która już od kilku lat uparcie pojawia się na każdym losowaniu. Po co jej Kara, jak pan myśli?

- Różnie bywa - odparłem powoli.

Przewodniczący przygryzł wargi:

- Kara w rękach suki to... koszmar. Mam nadzieję, że nie wygra zaklęcia... słabo ją znam i niczego nie mogę powiedzieć na pewno... Ale ona naprawdę sprawia wrażenie suki. Po co, chociażby, ta wystawa świecidełek na pasie? I wszystkie te ochrony, kamyki...

- Kamyki - powtórzyłem w zamyśleniu.

- Tak... A jej przedmiotem inicjującym nie jest różdżka, broszka czy obrączka, lecz sztuczny ząb w ustach, może mi pan wierzyć.

- Naprawdę? - zdziwiła mnie jego wiedza.

- Tak... - posępnie potwierdził przewodniczący. - To niezbyt przyzwoite - zjawiać się w naszym klubie z ochroną przed męską samowolą, nie sądzi pan? Gdyby była mężczyzną, już dawno nakazano by jej zdjąć połowę świecidełek albo opuścić salę. Jednak wszyscy moi koledzy, do których zwracałem się z tą propozycją, tylko mnie zbywali: że to, niby, jedyna osoba płci pięknej, a jeśli brak jej pewności siebie - niech pociesza się tymi wątpliwymi artefaktami.

- W istocie - rzekłem, patrząc jak dama w czarnym płaszczu sączy wino przy stoliku w przeciwległym kącie sali.

- Kiedy pana bezceremonialnie odprawi - powiedział przewodniczący, śledząc mój wzrok - proszę nie mówić, że pana nie uprzedzałem.

- Nie pij więcej, Onri - skrzeczącym głosem rzekła sowa na jego ramieniu. - I tak za dużo gadasz.

Drgnąłem.

- Tak - z pokorą odparł przewodniczący. - Nie denerwuj się, Fili, nie wypiłem tak znowu dużo i czuję się znakomicie... Moje uszanowanie, panie Hort zi Tabor. Długich lat pana sowie.

I oddalił się niepewnym krokiem.

Przez jakiś czas uczciwie piłem swą lemoniadę. Następnie wstałem, przeszedłem przez salę, co chwilę życząc zdrowia czyimś sowom, aż znalazłem się obok niej.

- Pozwoli pani?

Obrzuciła mnie mrocznym spojrzeniem. Krótko kiwnęła.

- Jak zdrowie pani...

- Zdechła - odparła dama, patrząc mi w oczy.

- Moja też zdechła - wymamrotałem ze zmieszaniem. - A to pech.

Dama wzruszyła prawym ramieniem:

- Żaden pech. Nie znoszę sów. To pan jest tym szczęśliwcem, który wygrał zaklęcie?

- Tak... Proszę wybaczyć. Wydaje mi się, że na fotelu, w którym pani usiadła, ktoś dziesięć minut temu niechcący rozlał sos.

Gdy instynktownie wstała i obejrzała się, mogłem przez chwilę popatrzeć z bliska na jej pas. Wśród innych drobiazgów wisiał tam duży kamienny breloczek w kształcie paszczy tygrysa.

Jeszcze jeden kamień z oczami.

- Pomyliłem się - rzekłem z przygnębieniem. - Fotel jest czysty.

Zaczerwieniła się.

Jej oczy okazały się nie błękitne, lecz piwne. Włosy koloru wyblakłej bawełny. Wargi - purpurowe i wąskie, przy czym kąciki ust co chwilę się opuszczały. Tak jak teraz:

- Mądrze i sprytnie, mój młody panie. Tylko po co takie podchody? Mógł pan poprosić, bym przeszła się tam i z powrotem - wówczas, oceniwszy zalety i wady mojej figury, mógłby pan ostatecznie zdecydować, czy kontynuować znajomość... gdyby miał pan taką możliwość. A teraz będzie pan łaskawy wrócić do swojego stolika.

- Proszę wybaczyć - odparłem, faktycznie czując coś na kształt zmieszania. - W rzeczywistości nie jestem wcale tak brutalny...

Chciałem tylko...

- Proszę mnie uwolnić od swego towarzystwa.

Powiedziane to było przekonująco i jasno; zwlekając jeszcze przez chwilę, wróciłem na wyjściowe pozycje.

Pan przewodniczący przyglądał mi się z drugiego końca sali.

Spoglądał z mieszaniną współczucia i satysfakcji.

PYTANIE: Czym jest przedmiot inicjujący?

ODPOWIEDŹ: Jest to podstawowy przedmiot magiczny, który umożliwia magowi mianowanemu dokonywać oddziaływań magicznych. W przypadku zdania egzaminu mianowany otrzymuje przedmiot inicjujący do wiecznego użytku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Magom wszystko wolno»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Marina Diaczenko - Zoo
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Tron
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Rytuał
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Miedziany Król
Marina Diaczenko
Sergej Dyachenko - Das Jahrhundert der Hexen
Sergej Dyachenko
Sergey Dyachenko - Vita Nostra
Sergey Dyachenko
Marina Diaczenko - Awanturnik
Marina Diaczenko
Marina Diaczenko - Dzika energia
Marina Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
libcat.ru: книга без обложки
Marina i Siergiej Diaczenko
Отзывы о книге «Magom wszystko wolno»

Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x