Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Magom wszystko wolno» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Magom wszystko wolno
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Magom wszystko wolno: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Magom wszystko wolno»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Magom wszystko wolno — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Magom wszystko wolno», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dama była blondynką w czarnym płaszczu do pięt. Jej jedyną ozdobą był pas z mnóstwem wisiorków; ten pas zainteresował mnie przede wszystkim. Twarz i figura przybyłej niczym mnie nie zdziwiły: kobiety nie bywają magami dziedzicznymi, a jedynie mianowanymi, mają najczęściej niski stopień i większość ich magicznej działalności sprowadza się do poprawiania swej powierzchowności. Wszystkie wybierają włosy w kolorze słomy, duży biust, pociągłe twarze i błękitne oczy; w każdym razie te nieliczne kobiety magowie, które spotkałem w swym życiu, właśnie tak wyglądały.
A pas...
Pas był męski, wytarty i zatłuszczony, nie pasował do czarnego płaszcza. Sprzączki były zmatowiałe; do mnóstwa brązowych kółek umocowanych było dwadzieścia łańcuszków, na których wisiała zamszowa kabza, futerał na przybory piśmiennicze, kałamarz, ochrona przed męską samowolą i wśród tego całego chłamu - mały wisiorek, który natychmiast przykuł moje spojrzenie.
Niech będą przeklęte. A może ja wszędzie widzę te kamienie?!
Spróbowałem określić stopień damy, jednak mi się nie udało. Być może ta druga ochrona właśnie do tego służyła - do obrony przed ciekawością innych.
- Jak zdrowie pańskiej sowy?
Drgnąłem mimowolnie. Przy moim stoliku stał sam pan przewodniczący; jego policzki przejęły kolor od wypitego przez niego czerwonego wina, a wypił, najwyraźniej, sporo. Miałem nawet wrażenie, że sowa na jego ramieniu spogląda na swego pana z dezaprobatą.
- Znakomicie - odparłem krótko.
- Nie ma pan nic przeciwko, szlachetny panie zi Tabor?
I nie czekając na moją odpowiedź, rozsiadł się w fotelu.
- Widzę, że nie spieszy się pan z powrotem do domu; najwidoczniej nasze gorączkowe miejskie życie przypadło panu do gustu?
- Dawno nie byłem w mieście - odparłem, patrząc jak dama w czarnym płaszczu przemierza salę. Witano się z nią, jednak dość chłodno; najwidoczniej dama nie była tu obca, nie należała jednak do bywalców.
Przewodniczący, nie patrząc, złapał kielich, który wleciał mu w dłoń z tacy posługującego chłopca. Zmrużył oczy, patrząc na mnie przez czerwieniące się w krysztale wino:
- Poznał pan już wszystkie pokusy, jakie niesie ze sobą pańska wygrana? Tłumy interesantów...
- Tak - odparłem.
- Moja rada... - przewodniczący łyknął z kielicha. - Proszę nikogo nie słuchać, proszę nie dać się sprowokować, proszę nie budzić w sobie fałszywego poczucia sprawiedliwości. Rdzenne zaklęcie kary nie istnieje po to, by kogokolwiek karać... lecz po to, by je posiadać. Posiadać - i to wszystko. Niech pan oderwie swej glinianej pokrace głowę - lecz dopiero ostatniego dnia terminu ważności. Aby nie zmarnować ani jednego dnia. A to, kogo pan przy okazji ukarze, jest całkowicie obojętne, zapewniam pana, Hort. - I znów napił się wina.
- Tak? - spytałem z niedowierzaniem. - A ja słyszałem...
- Członkowie zarządu klubu - kontynuował przewodniczący nie słuchając mnie - nie mają prawa do uczestniczenia w losowaniu. Tym niemniej... - Zrobił przebiegłą minę. Pochylił się do mojego ucha, aż sowa na jego ramieniu zadreptała z niezadowoleniem. - To eu-fo-rycz-ne uczucie, panie zi Tabor... Upija lepiej niż wino... A przy okazji, proszę wybaczyć wścibskie pytanie. Co to za choroba? Ta, która uniemożliwia panu picie alkoholu? Mogę polecić panu pierwszorzędnego lekarza.
- Dziękuję - rzekłem pospiesznie i chyba nie do końca uprzejmie. - Dziękuję... na razie nie mam takiej potrzeby.
- Jak pan chce - przewodniczący lekko się obraził. - Przy okazji... nie sądzi pan, że kobieta w magii jest równie na miejscu, jak mysz w beczce miodu?
- Co? - oderwałem wzrok od nieznajomej w czerni.
- Tak, tak. Ta dziwna dama, której przygląda się pan z takim zainteresowaniem. To niejaka Ora Szantalia, która już od kilku lat uparcie pojawia się na każdym losowaniu. Po co jej Kara, jak pan myśli?
- Różnie bywa - odparłem powoli.
Przewodniczący przygryzł wargi:
- Kara w rękach suki to... koszmar. Mam nadzieję, że nie wygra zaklęcia... słabo ją znam i niczego nie mogę powiedzieć na pewno... Ale ona naprawdę sprawia wrażenie suki. Po co, chociażby, ta wystawa świecidełek na pasie? I wszystkie te ochrony, kamyki...
- Kamyki - powtórzyłem w zamyśleniu.
- Tak... A jej przedmiotem inicjującym nie jest różdżka, broszka czy obrączka, lecz sztuczny ząb w ustach, może mi pan wierzyć.
- Naprawdę? - zdziwiła mnie jego wiedza.
- Tak... - posępnie potwierdził przewodniczący. - To niezbyt przyzwoite - zjawiać się w naszym klubie z ochroną przed męską samowolą, nie sądzi pan? Gdyby była mężczyzną, już dawno nakazano by jej zdjąć połowę świecidełek albo opuścić salę. Jednak wszyscy moi koledzy, do których zwracałem się z tą propozycją, tylko mnie zbywali: że to, niby, jedyna osoba płci pięknej, a jeśli brak jej pewności siebie - niech pociesza się tymi wątpliwymi artefaktami.
- W istocie - rzekłem, patrząc jak dama w czarnym płaszczu sączy wino przy stoliku w przeciwległym kącie sali.
- Kiedy pana bezceremonialnie odprawi - powiedział przewodniczący, śledząc mój wzrok - proszę nie mówić, że pana nie uprzedzałem.
- Nie pij więcej, Onri - skrzeczącym głosem rzekła sowa na jego ramieniu. - I tak za dużo gadasz.
Drgnąłem.
- Tak - z pokorą odparł przewodniczący. - Nie denerwuj się, Fili, nie wypiłem tak znowu dużo i czuję się znakomicie... Moje uszanowanie, panie Hort zi Tabor. Długich lat pana sowie.
I oddalił się niepewnym krokiem.
Przez jakiś czas uczciwie piłem swą lemoniadę. Następnie wstałem, przeszedłem przez salę, co chwilę życząc zdrowia czyimś sowom, aż znalazłem się obok niej.
- Pozwoli pani?
Obrzuciła mnie mrocznym spojrzeniem. Krótko kiwnęła.
- Jak zdrowie pani...
- Zdechła - odparła dama, patrząc mi w oczy.
- Moja też zdechła - wymamrotałem ze zmieszaniem. - A to pech.
Dama wzruszyła prawym ramieniem:
- Żaden pech. Nie znoszę sów. To pan jest tym szczęśliwcem, który wygrał zaklęcie?
- Tak... Proszę wybaczyć. Wydaje mi się, że na fotelu, w którym pani usiadła, ktoś dziesięć minut temu niechcący rozlał sos.
Gdy instynktownie wstała i obejrzała się, mogłem przez chwilę popatrzeć z bliska na jej pas. Wśród innych drobiazgów wisiał tam duży kamienny breloczek w kształcie paszczy tygrysa.
Jeszcze jeden kamień z oczami.
- Pomyliłem się - rzekłem z przygnębieniem. - Fotel jest czysty.
Zaczerwieniła się.
Jej oczy okazały się nie błękitne, lecz piwne. Włosy koloru wyblakłej bawełny. Wargi - purpurowe i wąskie, przy czym kąciki ust co chwilę się opuszczały. Tak jak teraz:
- Mądrze i sprytnie, mój młody panie. Tylko po co takie podchody? Mógł pan poprosić, bym przeszła się tam i z powrotem - wówczas, oceniwszy zalety i wady mojej figury, mógłby pan ostatecznie zdecydować, czy kontynuować znajomość... gdyby miał pan taką możliwość. A teraz będzie pan łaskawy wrócić do swojego stolika.
- Proszę wybaczyć - odparłem, faktycznie czując coś na kształt zmieszania. - W rzeczywistości nie jestem wcale tak brutalny...
Chciałem tylko...
- Proszę mnie uwolnić od swego towarzystwa.
Powiedziane to było przekonująco i jasno; zwlekając jeszcze przez chwilę, wróciłem na wyjściowe pozycje.
Pan przewodniczący przyglądał mi się z drugiego końca sali.
Spoglądał z mieszaniną współczucia i satysfakcji.
PYTANIE: Czym jest przedmiot inicjujący?
ODPOWIEDŹ: Jest to podstawowy przedmiot magiczny, który umożliwia magowi mianowanemu dokonywać oddziaływań magicznych. W przypadku zdania egzaminu mianowany otrzymuje przedmiot inicjujący do wiecznego użytku.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Magom wszystko wolno»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Magom wszystko wolno» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Magom wszystko wolno» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.