Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom
Здесь есть возможность читать онлайн «Marina i Siergiej Diaczenko - Armaged-dom» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Armaged-dom
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Armaged-dom: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Armaged-dom»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Armaged-dom — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Armaged-dom», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Dlaczego mlecz musi się przebijać przez asfalt? A ile zostaje tam, pod szarą pokrywą tych, co nie zdołały się przedrzeć?
Przed dwoma miesiącami Lidia Anatoliewna Sotowa, profesor zwyczajny, kierująca strategicznie ważnym, utajnionym „projektem Sotowej”, otrzymała osobistą tabliczkę z numerem. Dwa tysiące dziewięć „B”. Przepustka i miniaturowy radionamiernik. Przy pierwszych oznakach rozpoczynającej się apokalipsy należy stawić się na umówione miejsce i czekać na transport do ewakuacji.
Po klientów kategorii „A” przyjeżdżają prosto pod dom. Ale nie to jest najważniejsze - klientów kategorii „A” zabierają do Wrót z rodzinami. Bliscy krewni takich szczęśliwców otrzymują metkę „Aprim”.
Lidka uśmiechnęła się zjadliwie, patrząc, jak po mokrym betonie pełznie ospała pszczoła z mokrymi, unieruchomionymi skrzydłami. Pełznie coraz szybciej. Skrzydła stopniowo wysychają... Podrygują... Uderzają pszczołę po bokach.
Oto ona, tabliczka na łańcuszku - wodoodporna, niepodatna na uszkodzenia, której nie zdejmuje się nawet pod prysznicem. Pierwszy rezultat męczącego i poniżającego maratonu; Lidka całymi miesiącami dreptała od sekretariatu do sekretariatu, nie chodziła, nie biegała, a właśnie dreptała. Od jednej urzędniczej mordy do drugiej, a one bawiły się profesorską godnością Lidki niczym plażową piłką. Tymczasem profesor Sotowa z uporem godnym lepszej sprawy stukała w obite skórą drzwi. Zwalniała swoich współpracowników - najlepszych, rokujących wielkie nadzieje i lojalnych. Zamykała bardzo interesujące projekty i otwierała inne kierunki badań, mgliste i niezwykle utajnione; przez jakiś czas wszyscy w instytucie chodzili jak ogłuszeni - jakże to tak?! Przecież szefowa jest porządną osobą, ona nie jest taka! Nigdy przedtem nie...
Swego czasu nawet cieszyła się z tego, że Kostia Woronow nie poszedł z nią pod opiekę OP. Nie stał się świadkiem upadku Lidki - ale jej radość nie trwała długo. Kostia zapił się na śmierć.
Proces, który u innych trwał latami, roztargnionemu geniuszowi zajął kilka miesięcy. Z Instytutu zwolniono go za absencję w pracy; choć dzięki staraniom Lidki trafił do szpitala na oddział odwykowy, nie potrafił się już zatrzymać. Podczas minionej zimy zamarzł w zaspie - cicha, pokorna i kompletnie pozbawiona sensu śmierć.
Podobno to właśnie Kostia pierwszy powiedział o niej, że się „skurwiła”. Słowo było niezwykle trafne, wyraziste i konieczność tłumaczeń natychmiast znikła. Profesor Sotowa się skurwiła. Nie ona pierwsza, nie ostatnia, i nie jedyna przed apokalipsą.
...i proszę, za to wszystko tabliczka na szyi.
Zatrzymała się przed ciężkim jak stara ropucha i tak samo szaroburym budynkiem. Po raz kolejny pożałowała, że podczas tych wszystkich nerwowych i pełnych napięcia lat nie nauczyła się palenia. Teraz akurat mógłby to być doskonały powód do niewielkiej zwłoki, do przerwy na kilka głębokich zaciągnięć...
Poza tym, skoro wyznaczono czas na jedenastą, to ma się zjawić równo o jedenastej.
Po raz ostatni obejrzała się na kwitnący trawnik i ruszyła szarymi schodami w górę. Krok za krokiem - zdrętwiałe nogi stąpały ciężko, bolały ją też nabrzmiałe żyły. I łamało ją gdzieś w biodrach.
Tabliczki z numerem i miejsca na liście do ewakuacji nie można nikomu przekazać. Nikomu. Podczas ewakuacji sprawdzane są płeć, wiek, imię i nazwisko, oraz odciski palców - no, w każdym razie powinny być sprawdzane. Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że w zawierusze apokalipsy strażnicy o tym zapomną. Ale prawdopodobieństwo to jest zbyt małe, by można na nim zawiesić życie Andriuszy.
Niczym szczur od wielu miesięcy badała skrytki, schowki i nory. Nie może być tak, żeby nie było sekretnych przejść; wielokrotnie natykała się na obwały i zamurowane drzwi, ale też kilka razy jej się poszczęściło - trafiała na realną możliwość włączenia Andrieja do spisu uprzywilejowanych. Co prawda, kiedy dowiadywała się, ile to kosztuje, możliwość okazywała się złudą. Nawet gdyby sprzedała swoje profesorskie mieszkanko i polisę ubezpieczeniową, nawet gdyby sama zaprzedała się w niewolę, nie udałoby się jej zgromadzić żądanej przez kontrahentów sumy.
Dlatego jej maraton jeszcze trwa.
I dlatego wchodzi teraz po szarych stopniach, licząc się z tym, że zostanie wyśmiana i wyproszona za drzwi.
Ma nawet pewność, że dziś dokładnie tak właśnie będzie.
Jutro zresztą też.
Ale za to pojutrze, być może, uda się coś załatwić...
* * *
...Za dawnych, bardzo dawnych czasów wszyscy ludzie żyli jak dobrzy sąsiedzi, i nie było apokalips, glef ani Wrót... i pewnego dnia, zza czarnych chmur wyłonił się wąż ludojad, który zionął ogniem i osmalił całą ziemię. „- To już wasz koniec - powiedział, biada wam, bo od tej pory żyć tu będę tylko ja i moje wężowe potomstwo. A zza białych obłoków pojawił się złoty rumak o srebrnych skrzydłach i powiedział: „Nie, wężu, nie twoja to ziemia i żył tu nie będziesz”. Rozpoczęli bój zaciekły - walczyli dwadzieścia lat i dwadzieścia dni i pokonał koń węża ludojada, ten ci jednak, zdychając, rzucił klątwę: „Nie zazna ta ziemia spokoju - co dwadzieścia lat i dwadzieścia dni niech ją nękają nieszczęścia, niech niebo się wali i niech jęczą targane konwulsjami góry, a z morza niech wychodzą głodne potwory. Niech giną ludzie, setkami i tysiącami, aż nikt się z nich nie ostanie!” Ale złoty koń, choć śmiertelnie ranny, też zdążył powiedzieć swoje: „Nie mogę zmienić twojego przekleństwa, ludojadzie. Co dwadzieścia lat i dwadzieścia dni będą nękały ziemię nieszczęścia, niebo się będzie waliło i jęczały będą targane konwulsjami góry, a z morza wyjdą głodne potwory. Ale mocą mojego rozkazu niech w te straszne dni pośrodku lądów i gór pojawią się Wrota i wszystko, co żywe, od człowieka po maleńkiego ptaszka, niech się w tych Wrotach skryje. I nie zginie ta ziemia, a żyć będzie!”
- Bardzo wygodna legenda - stwierdził Kowal. - Zakłada, że za nas wszystkich raz i na zawsze złożył z siebie ofiarę złoty koń. Wrota zaś będą się pojawiać same z siebie, niezależnie od naszych zasług czy popełnianych przez nasz grzechów. Ale posłuchaj teraz ty, Artysto. W moim wariancie legenda kończy się inaczej:
„Co dwadzieścia lat i tyleż dni ziemie będą nękały nieszczęścia, niebo się będzie waliło i jęczały będą targane konwulsjami góry, a z morza wyjdą głodne potwory, ale mocą swoją rozkazuję: niech się znajdzie w te straszne dni pośród ludzi jeden sprawiedliwy, człowiek, który ukochał bliskich i zupełnie mu obcych bardziej niż siebie samego. Niech się ofiaruje za wszystkich, i niechaj go złożą przyjaciele w ofierze wężowi. I wtedy pośrodku lądów i gór pojawią się Wrota i wszystko, co żywe, od człowieka po maleńkiego ptaszka, się w tych Wrotach skryje. I nie zginie ta ziemia, a żyć będzie!
[Witalij Wielikow. „Ostatnia ofiara”. Powieść i opowiadania. Wydawnictwo „Centrum”. 16-ty rok, 656s]
* * *
Wieczorem przyszli do Andrieja przyjaciele z klasy - dwóch chłopaków i dwie dziewczyny. Jedna z nich, Julia, bardzo się Lidce spodobała. Szczuplutka, zgrabna, nie żeby osobliwie piękna, ale o mądrym, bystrym spojrzeniu; kiedy patrzyła na Andrieja, na jej poważnej twarzy pojawiał się cień uśmiechu. „Zakochana” - pomyślała Lidka.
Drugą dziewczynę, Saszę, Lidka w pierwszej chwili wzięła za chłopaka. Dżinsy, kusa kurteczka, krótko obcięte włosy i jadowite żarty; usłyszawszy urywki jej odpowiedzi i docinki, Lidka zrozumiała, że dziewczyna gra rólkę rozczarowanej życiem intelektualistki.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Armaged-dom»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Armaged-dom» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Armaged-dom» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.