– Amitraj jest za daleko – odpowiada trochę niepewnie. – Nie mogą tu dotrzeć.
– Twoi koledzy nie przejmują się takimi bzdurami jak to, co jest możliwe albo sensowne. Są bogami, nieprawdaż? Problem nie w tym, co zrobią, ale w tym, czego będą próbować. A jak ci się zdaje, czego? W tej sytuacji konfrontacja pomiędzy tymi dwojgiem jest nieunikniona. Dwie pozostałe siły: Callo, która została depresyjną boginią w śpiączce, oraz my w tym twoim bazaltowym Disneylandzie, stanowimy element gry. Czymś, co oboje będą próbowali połknąć. Chodzi o zasoby pieśni bogów. Coś, przy czym wzbogacony uran jest wart tyle, ile owocowe żelki.
– Chwileczkę… Skąd ty to wszystko…
– Jestem zawodowcem. I mam swoje sposoby. Wiem znacznie więcej, niż ci się wydaje. Między innymi to, że masz już szpiegów obojga w mieście. Wydaje się, że siedzą głównie w Kawernach, ale to pozór. To nie są ludzie, którzy przestraszą się smoków nad bramą albo pieśni bogów. Już podburzają twoich mutantów i jak dobrze pójdzie, będziesz miał bunt. Co zrobisz? Poślesz wojsko, żeby uspokoiło Kawerny? Tuż przed wojną? Koncepcja biernego siedzenia w twierdzy wydaje mi się obecnie mocno wątpliwa.
– Mutanci mają u mnie azyl. Nikt ich nie niewoli ani nie zabija. Nigdzie na świecie nie mają tyle swobody. Usiłuję opracować lekarstwo, które odwróci proces. Dlaczego mieliby…
– Przestań już grać, profesorze. Znam już twój archetyp. Nie mówię o tych nieszczęśnikach, którzy tu trafili przypadkiem, ale o ofiarach twoich własnych eksperymentów. Jesteś marnym strategiem i nie mam tu na myśli twoich umiejętności szachowych, bo celowo przegrywasz, żebym zaczął cię lekceważyć. A ja nie mam zamiaru. I też żaden ze mnie polityk. Dlatego nie da się mnie wciągnąć w żadne intrygi, bo jestem urządzeniem bojowym. Prostym jak cep. Powiedzmy, że możesz chcieć mnie kontrolować. Szantażem, siłą, możesz próbować wziąć moich ludzi na zakładników, tylko po co? Zapewniam, że to się może nie udać, za to bardzo drogo kosztować. Bo wchodzimy tu na moją działkę. W mroczną dziedzinę praktyki operacyjnej. Masz potężnych wrogów, którzy są też moimi wrogami, więc przestań kombinować. Jestem tutaj, żeby posprzątać cały ten bałagan. Mam zostawić ten świat w miarę możliwości takim, jaki był przed waszym przybyciem. Proponuję ci sojusz.
– Świetnie, ale obawiam się, że niewiele możesz zrobić. Zaatakujesz Amitraj?
– Mam ich usunąć z tego świata. Dosłownie. Albo wsadzić do promu i odesłać na Ziemię, albo zlikwidować. Zabić. Pogrzebać na bagnach. Nie przyjechałem toczyć wojen ani prowadzić polityki. Dlatego chcę twoich asasynów, bo nie masz pojęcia, co z nimi robić.
– Co takiego?
– Twoja bajka. Twój jungowski archetyp. Wcale nie „Jądro ciemności”, tylko Harun al Rashid. „Starzec z Gór”.
Co tak patrzysz? Przecież to oczywiste. Zamek, a w nim mędrzec, który ma niewielką armię, ale za to fanatycznie mu oddanych nadludzi. Potencjalnych skrytobójców. Takich, którzy zlikwidują wodza i uniemożliwią bitwę, zamiast ją toczyć. Ludzi, którym ich mistrz pokazał naocznie raj, do którego zmierzają. Znajome? Al Rashid posługiwał się haszyszem i dekoracjami, ty masz pieśni bogów i Lodowy Ogród, co jest jeszcze lepsze. Nie podoba mi się to, ale rozumiem. Przynajmniej z technicznego punktu widzenia pomysł jest niezły. Miałeś na końcu języka: „Co mi po takim sojuszu?”, więc pozwól, że ci wytłumaczę. Jesteś naukowcem. Ksenoetnologiem. I jeszcze historykiem porównawczym, o ile pamiętam, stąd te wodzowskie zapędy. Ale ja jestem agentem operacyjnym. Nie wykorzystasz tych twoich asasynów, bo nie masz pojęcia o praktyce polowej. Nawet nie wiesz, czego ich nauczyć. Same mutacje podnoszące potencjalne możliwości nie wystarczą. Nie sztuka wykuć miecz. Żeby mieć z niego pożytek, potrzebna jest jeszcze umiejętność szermierki i to ci właśnie oferuję. Szermierkę. Praktykę wywiadu, sabotażu, skrytobójstwa. Przeciwko twoim śmiertelnym wrogom. Oferuję ci też możliwość ewakuacji. Im nie. Jesteś uczonym, co ci po badaniach, których nigdy nikomu nie pokażesz? Zanim sobie z nimi poradzimy, możesz kontynuować badania, a kiedy wrócisz, będziesz miał materiał, jakiego świat dotąd nie widział. I będziesz jedyny na Ziemi, skoro program jest zawieszony. Jedyny ekspert od pozaziemskiej kultury. Że będziesz miał trochę dziwną czaszkę? To ci tylko doda wiarygodności i popularności. Mogło być gorzej, nawet ci z tą makietądo twarzy. Przemyśl to. I nic nie wyjdzie z jakichkolwiek twoich planów, jeśli tych dwoje przyjemniaczków i naprawiaczy świata rozedrze cię na strzępy.
– Co proponujesz? Co można w ogóle zrobić?
– Według moich źródeł van Dyken namierza dolinę Passionarii i jest na tropie. Musimy ją ewakuować, zanim on ją dopadnie. Zwinąć Panią Bolesną, jak się da, zabrać stamtąd czynnik „M” i przywieźć tutaj. I to natychmiast.
– Jak? Jest zima.
– Nie planujemy wojny, tylko niewielką chirurgiczną operację. Wysil mózg i użyj magii. Mam już pewne pomysły. Będziemy musieli przygotować parę rzeczy, a realizacją już ja się zajmę. Będziesz musiał stworzyć dużo rzeźb z lodu o różnych właściwościach. I jeszcze jedno. Nie dręcz Tweetyego, nic nie wie.
– Kogo?
– Tego magicznego kanarka. Nic nie nagrał. Trzymam go w odległej łazience, przy płynącej wodzie, za zamkniętymi i wygłuszonymi drzwiami, a kiedy zbieram informacje na mieście, też nie korzystam z jego usług, lata przy mnie, tylko kiedy szukam ciebie. Do rzeczy. Passionaria Callo to obecnie bezpańska bomba, która tkwi w swojej dolinie i czeka, aż ktoś ją sobie przywłaszczy. Jeśli zrobi to van Dyken, możemy zacząć się żegnać. Dociera to do ciebie?
– Dociera. Przestań mnie łajać. Nie kręcę, tylko jestem zaskoczony. Powiedz, co mam robić, to się tym zajmę. Podobno to ty jesteś od praktyki. Ja nie wiem nawet, od czego zacząć.
– Dobra. – Siadam po drugiej stronie stołu i opieram się wygodnie, po czym wyjmuję fajkę. – Dawaj papier i coś do pisania. Punkt pierwszy: jak długo powstawał lodowy drakkar?
– Szybko. W kilka dni. Problem polega na wymyśleniu koncepcji i stworzeniu, powiedzmy, zaklęcia. Ale to już mam. Pracowałem nad nim miesiącami metodą prób i błędów, lecz jest gotowe. Możemy mieć taki drakkar na pojutrze. Tylko że zatoki i wszystkie rzeki zamarzły. Staniesz pięć mil od wybrzeża i co? Na piechotę? Nie stworzę ci samochodu. Pieśń Ludzi nie pozwoli.
– Zaraz. Po kolei, na wszystko są sposoby. Da się go zmodyfikować?
– To potrwa dłużej, bo trzeba będzie popracować nad programem. Modyfikacja nie może naruszyć Pieśni Ludzi, trzeba ją oszukać, obejść zabezpieczenia.
– Dobra, wrócimy do tego. Czy istnieje jakiś sposób neutralizacji magii?
– Można przechwycić czynnik „M” in statu nascendi, ale gorzej z gotowymi produktami. Wszystko zależy od tego, czy są stabilne.
– To już sam wiem. Chodzi mi raczej o możliwość ekranowania. Trzeba tu przywieźć Passionarię, a potem jakoś przechowywać. Nie może rozwalić nam twierdzy albo zmienić jej w obłąkane przedszkole integracyjne, kiedy tylko jej odbije. Obsesyjnie boi się każdej formy agresji, dręczą ją koszmary i jest straumatyzowana jak diabli, a przy tym potężna.
Norweg przygryza dolną wargę pod swoją nieruchomą, najeżoną basztami ślepą maską. Ciężko rozmawiać z kimś, kto za całą mimikę ma tylko ruchy ust i szczęki.
– Chyba da się zrobić. Można przygotować stabilną komnatę, zupełnie sterylną magicznie. Zużyje to, co ma w sobie, ewentualnie to, co namnoży, ale nie przekształci samej komnaty ani nie zdobędzie więcej czynnika. Jeśli będzie komfortowo i znajomo, to może się uspokoi. Komnatę możemy ucharakteryzować na porządny ziemski szpital.
Читать дальше