Zamilkliśmy obaj, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Ja poczułem, że ściska mnie, w gardle, bo zanosiło się na kolejną niewolę, a wiedziałem, że nigdy więcej tego nie ścierpię. Benkej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy zanurzył łyżkę w zupie pachnącej zgniłymi bulwami i piwnicą. Nie była dużo gorsza niż to, co jadaliśmy w niewoli u Lśniącej Rosą, ale trudno było mi zmusić się, żeby ją przełknąć, i to wcale nie z powodu smaku.
– Będziecie musieli zapamiętać wiele rzeczy – oznajmił rogaty Guillermo, odkładając łyżkę, i wyprostował się. – Naprzód to, czym jest gwałtowność. To zło, które nie ma przystępu do doliny Bolesnej Pani przede wszystkim. To przelanie krwi jakiejkolwiek istoty i zadawanie bólu, ale też ostre słowa, groźne spojrzenie, gwałtowne myśli. Będziecie musieli nauczyć się rozpoznawać gwałtowność w każdej postaci. Bowiem gwałt to nie tylko uderzyć kogoś, by mu coś odebrać, ale także podnieść rękę na tego, kto uderzył nas lub kogo innego. Nie tylko zabrać, ale też nie pozwolić zabrać. To także podnieść rękę w obronie innego, bowiem jest to dokładanie nowego gwałtu do tego, który się dzieje. Gwałtowne jest również obcowanie między kobietą i mężczyzną, głośny śmiech albo szaleńcza radość. Gwałtowność to zabrać życie zwierzęciu, by je pożreć, ale też ściąć żywe drzewo. To każdy hałas, krzyk lub śmiech. Wszystko, co burzy spokój i smutek. Świat jest straszny, przepełnia go pożoga, gwałt i ból, dlatego nie wolno się głośno śmiać, bo ten, kto się śmieje, nie przejmuje się gwałtem, który dzieje się wszędzie wokół. W całej dolinie musi panować zupełny spokój, by nie burzyć snu Bolesnej Pani, która śpi i płacze nad światem. Gwałtowność to również pragnąć oraz podążać za tym pragnieniem. Gwałtowność to posiadać i cenić rzeczy. To tęsknić i patrzeć w horyzont, bowiem gwałt to również to, co do niego prowadzi: chęć podróży, przygoda, pragnienie czegokolwiek. Dobre są spokój, powaga i łzy. Łzy są czyste i są najlepszym podarunkiem dla Bolesnej Pani. Bo rozpaczać wraz z nią nad potwornością świata to przynieść jej ulgę. Następna ważna rzecz to modlitwa, której będziecie musieli się nauczyć. Jest w obcej mowie i z początku będzie wam ciężko powtórzyć choćby jedno słowo, jednak będziecie musieli nauczyć się śpiewać tę modlitwę bez jednego błędu. Czasem bowiem zło świata przenika przez góry i wdziera się do snu Bolesnej Pani, a wtedy jej serce zaczyna krwawić, a jej dzikie dzieci ogarnia czerwony amok i jej koszmary stają się ciałem. Jedyne, co może ją wówczas ukoić, to modlitwa. Słyszeliście, jak ją grałem, a teraz będziecie musieli nauczyć się ją śpiewać. Trzeba śpiewać, by Bolesną Panią znów ogarnął błękit. By czerwień odeszła.
Umilkł i z jego gardła znów wydobył się kościany klekot. Stwór spojrzał na nas, czujnych i milczących, a potem zaśpiewał. Była to ta sama dziwaczna melodia, którą grał przedtem, a słowa brzmiały tak obco, że zrazu nie mogłem ich w ogóle odróżnić. Były to dziwaczne, niepodobne do żadnej mowy dźwięki, które sypały się jeden za drugim, jednak potem musiałem nauczyć się ich na pamięć i wciąż je pamiętam.
Hoy en mi yentana brilla el sol
Y el corazón
Se pone triste contemplando la ciudad
Porque te vas
Como cada noche desperte
Pensando en ti
Y en mi reloj todas las horas vipasar
Porque te vas
Todas las promesas de mi amor se irdn contigo
Me olyidarąs
Me ohidards
Junto a la estación hoy llorare igual que un nińo
Porque te vas
Porque te vas
Porque te vas…
Urwał i patrzył na nas dziwacznymi orzechowymi oczami zwierzęcia.
– To jeszcze nie cała modlitwa, ale będziecie musieli umieć ją tak dobrze, by zaśpiewać nawet przez sen. Będzie wam trudno, bo my uczymy się tego od dziecka.
– Kim jest ta Bolesna Pani? – spytałem w końcu, żeby cokolwiek powiedzieć. Wcale nie liczyłem na to, że będzie umiał odpowiedzieć cokolwiek sensownego.
– Nie pytamy o to. To jedna z nowych bogów przybyłych, by uwolnić nas od gwałtu i zawrócić ze ścieżki zła. To Dziecko Gwiazd, bogini, która płacze nad światem. Która uczy nas, jak wrócić pomiędzy czyste istoty, takie jak zwierzęta. Bez chciwości i gwałtu. Która śni o spokoju i otacza nas troską. Która karmi, odziewa i tuli do łona. Nic więcej nie trzeba wiedzieć. – I znów skrzypiący klekot.
– To ona nadaje wam ciała zwierząt?
– Pomaga nam wrócić pomiędzy czyste istoty lasu i łąk. Daje nam prawdziwe ciała, tak samo jak nadaje prawdziwe imiona. Gdy odwiedzicie Wieżę Bolesnego Snu, staniecie przed zwierciadłem i sami zrozumiecie. Świat poza doliną zmienił was w potwory. Martwe istoty z żelaza i kamienia, a rozlane po świecie uroczyska zmieniły też wasze oczy, dlatego nie widzicie, co się z wami stało. Tam, przed zwierciadłem, zobaczycie prawdę. Pójdźcie, znajdziemy wam jakiś dom.
Wyszliśmy więc na zewnątrz jego lepianki, pod kwitnące drzewa owocowe i zagony, pomiędzy stojące wokół nędzne chaty i snujące się melancholijnie istoty, które były ludźmi, ale nie całkiem.
– Tamta, z brzegu – powiedział Guillermo, wskazując fletem. – To chata Julia. Biedak już jej nie potrzebuje. Dach trochę się zapadł, trzeba go unieść i obłożyć strzechą, ale poza tym jest jeszcze całkiem dobra, jeśli tylko dołożyć gliny w ścianach. Wykop jest tam, na brzegu strumienia, a sitowie rośnie za tamtymi skałami na brzegu bagna. Kiedy tylko się urządzicie, przyjdźcie na tamto pole, trzeba przenosić chwasty i sadzić je z dala od pól. Tak. Nie trzeba ich niszczyć, gwałt jest zły.
Mgła uniosła się trochę i zaczęło przeświecać blade słońce, dzięki czemu można było zobaczyć cokolwiek dalej niż na parę kroków i mogliśmy się rozejrzeć. Równocześnie spojrzeliśmy wzdłuż doliny i obaj zamarliśmy osłupiali. Nad lasem wznosiła się twierdza. Wysoka, z kilkoma ostrymi basztami bodącymi niebo. Nie była jakaś ogromna, ale górowała nad doliną, a co więcej, nie wzniesiono jej ręką człowieka.
Twierdza była olbrzymim drzewem, a raczej wieloma drzewami splecionymi węźlastymi pniami, które zrosły się i skręciły razem, tworząc baszty, schody i donżony. Od dołu całą pokrywał las pnączy, a dalej wznosiły się już tylko posplatane pnie i sterczące na boki powykręcane gałęzie z liśćmi.
– To Wieża Bolesnego Snu. Nasza Pani śpi tam wewnątrz. Pójdziecie do niej stanąć przed zwierciadłem i wstąpić w jej sen, by mogła wyśnić dla was nowe ciała i otoczyć troską. Ale jeszcze nie teraz.
– To drzewo – wyjąkał Benkej.
– Tak. Kiedy uroczyska pękły i upiory zalały świat za górami, kiedy nastała wojna bogów, tam była osada. Mieszkali w niej ludzie, którzy znali tylko gwałt, ogień i żelazo. Osada, w której spotkali się Kobieta Z Ognia i Mężczyzna Z Mroku. Gdzie toczyła się bitwa i lała się krew. I rosło tam święte drzewo, w którego korzenie wczołgała się Nasza Pani Bolesna, porażona przez gwałt, krew i gniew. To tam zasnęła ze zgrozy i zaczęła krzyczeć w tym śnie nad krzywdą doliny, a drzewo obudziło się od jej krzyku i otoczyło ją, tworząc wieżę. Tak to było.
– A kiedy się to zdarzyło? – spytałem.
– Dawno… Nie pamiętam tego, co było przedtem… Źle pamiętam. Przed laty. Minęły lata, tak. Może dwa, a może dwadzieścia. Kto to wie? Czas we mgle płynie dziwnie, kto za nim nadąży?
Читать дальше