I przez długi czas nie mogli nic więcej z niego wyciągnąć, tak był zajęty: posyłał kółka dymu w taniec wokół słupów, kazał im zmieniać kształty i kolory, a w końcu na wyścigi uciekać przez dymnik w stropie. Musiał to być dziwny widok, gdy tak wzlatywały nad dachem jedno po drugim, zielone, niebieskie, czerwone, srebrzyste, żółte i białe; małe kółka prześlizgiwały się przez duże, splatały w ósemki i chmarami jak ptaki odfruwały w świat.
— Tropiłem ślady — rzekł wreszcie Gandalf. — Musiał tu odbywać się ostatniej nocy istny wiec niedźwiedzi na dziedzińcu przed domem. Doszedłem wkrótce do wniosku, że nie wszystkie Beorn poprzemieniał z innych zwierząt, bo za wiele ich było i zbyt różnych. Powiadam wam, musiały wśród nich być i małe, i duże, i zwykłe, i olbrzymie, a wszystkie tańczyły od zapadnięcia nocy aż do świtu prawie. Ściągnęły z różnych stron świata, ale żaden nie przybył z zachodu, zza rzeki, od gór. W tamtym kierunku prowadził jeden tylko trop, który wskazywał, że niedźwiedź odszedł stąd i dotychczas nie wrócił. Po tropach trafiłem pod Samotną Skałę. Ślad jednak urywał się na brzegu rzeki, a za skałą nurt jest głęboki i tak porywisty, że przejść w bród nie sposób. Jak pamiętacie, na ten brzeg dostać się łatwo po grobli, lecz po drugiej stronie skała opada urwiskiem nad kipielą wodną. Musiałem wędrować kilka mil, zanim znalazłem miejsce, gdzie rzeka rozlewa się szerzej i płyciej i gdzie mogłem się przeprawić, brodząc i płynąc, a potem znów wracałem kilka mil, żeby odszukać ślady niedźwiedzia. Za późno już było, więc nie mogłem iść tym tropem daleko. Wiódł prosto do sosnowego boru na wschodnich stokach Gór Mglistych, w którym mieliśmy przedwczorajszej nocy przyjemne spotkanie z wilkami. Ano, odpowiedziałem chyba w ten sposób również na pierwsze wasze pytanie — zakończył Gandalf i umilkł, zapadając na długą chwilę w zadumę.
Hobbitowi wydało się, że zrozumiał ukryty sens opowieści czarodzieja.
— Co teraz poczniemy — krzyknął — jeżeli on sprowadzi wargów i gobliny?! Wszystkich nas tu zaskoczą i pozabijają! A przecież mówiłeś, że on nie żyje z tamtymi w przyjaźni!
— Mówiłem. Nie bądź głupi, Bilbo. Idź lepiej do łóżka, bo widzę, że ci już rozum usnął w głowie.
Hobbit, bardzo zgnębiony, uznał, że nic lepszego zrobić się nie da, i poszedł spać; krasnoludy jeszcze śpiewały swoje pieśni, gdy on już zasnął łamiąc sobie nawet przez sen głowę nad sekretami Beorna; śniło mu się, że setki czarnych niedźwiedzi tańczą przy księżycu powoli, ciężko, w kółko, w kółko po dziedzińcu. Ocknął się, kiedy reszta kompanii spała, i znów usłyszał jak poprzedniej nocy jakieś skrobanie, tupot, posapywania i pomruki za drzwiami.
Nazajutrz rankiem zbudził ich Beorn we własnej osobie.
— A więc jesteście wszyscy jeszcze tutaj — rzekł. Podniósł w górę hobbita i ze śmiechem dodał: — Jak widzę, nie zjadły cię wilki ani gobliny, ani złe niedźwiedzie. — Zgoła bez szacunku poklepał pana Bagginsa w okolicach kamizelki. — Brzuszek nam się z powrotem pięknie zaokrąglił na chlebie i miodzie. Chodź no do stołu, podjemy sobie znowu.
Siedli więc wszyscy wraz z gospodarzem do śniadania. Beorn teraz dla odmiany był bardzo wesoły, humor miał wspaniały i rozśmieszał całe towarzystwo zabawnymi historyjkami, nie musieli też dłużej zgadywać, gdzie tak długo przebywał i dlaczego wrócił tak serdecznie do nich usposobiony, bo sam im to powiedział. Był na drugim brzegu rzeki, aż w górach — z czego widzicie, że umiał szybko maszerować, przynajmniej w skórze niedźwiedziej. Zobaczył wypaloną pożarem wilczą polanę i przekonał się, że ta część opowieści Gandalfa mówiła prawdę. Dowiedział się nawet czegoś więcej: przyłapał nawet jakiegoś warga i goblina błądzących po lesie. Od nich zasięgnął języka: patrole goblinów wspólnie z wilkami w dalszym ciągu szukały krasnoludów, rozwścieczone zabójstwem Wielkiego Goblina oraz poparzeniem nosa przywódcy wargów, a także śmiercią wielu jego najdzielniejszych podwładnych poległych od ognistych pocisków czarodzieja. Tyle mu wilk i goblin, gdy ich przycisnął, powiedzieli, domyślał się jednak, że gorszych jeszcze rzeczy należy oczekiwać, że przygotowuje się wielki wypad całej armii goblinów i sprzymierzonych z nimi wargów na kraje leżące w cieniu gór, obława na krasnoludów i zemsta na ludziach oraz wszelkich stworzeniach zamieszkujących te strony, podejrzanych o udzielanie pomocy zbiegom.
— Twoja opowieść, Gandalfie, była bardzo ciekawa — rzekł Beorn — ale podoba mi się teraz tym bardziej, że jest, jak się upewniłem, prawdziwa. Musisz mi wybaczyć, że ci nie uwierzyłem na słowo. Gdybyś, jak ja, żył w najbliższym sąsiedztwie Mrocznej Puszczy, nie ufałbyś bez zastrzeżeń nikomu, chyba temu, kogo znasz tak dobrze albo lepiej niż rodzonego brata. W każdym razie bądź pewien, że spieszyłem z powrotem, jak mogłem, by się przekonać, czy jesteście cali i zdrowi, i ofiarować wam wszelką pomoc, jaką rozporządzam. Od dziś będę miał dla krasnoludów więcej niż dotąd życzliwości. Wielki Goblin zabity, Wielki Goblin zabity! — mruczał sam do siebie z uciechą.
— A co zrobiłeś z tym wilkiem i goblinem? — spytał nagle Bilbo.
— Chodź i zobacz — odparł Beorn i wszyscy za jego przewodem poszli na drugą stronę domu. Nad bramą wejściową przybita była głowa goblina, a wilcza skóra wisiała rozpięta na sąsiednim drzewie. Beorn był straszliwy dla wrogów. Lecz teraz już krasnoludy zyskały jego przyjaźń, więc Gandalf uznał za stosowne opowiedzieć Beornowi wszystko i wyjawić prawdziwy cel wyprawy, aby skorzystać w pełni z obiecanej pomocy.
A oto co im Beorn przyrzekł: dostarczy wszystkim kucyki, Gandalfowi zaś konia na drogę do granicy lasów, zaopatrzy ich w prowiant wystarczający przy oszczędnej gospodarce na kilka tygodni, a tak opakowany, żeby dźwiganie go nie sprawiało wiele kłopotu; da im więc orzechy, mąkę, suszone owoce w szczelnie zamkniętych słojach, miód w wypalanych z czerwonej gliny garnkach i ciasto dwa–kroć pieczone, dzięki czemu trzyma się długo i nawet w małej ilości spożywane dodaje sił w marszu. Wypiek tego ciasta należał do sekretów Beorna; w skład ciasta wchodził przede wszystkim miód, dodawany do wszystkich niemal potraw w tym domu, bardzo pożywny, jakkolwiek pobudzających pragnienie. Wody — zapewniał Beorn — nie zabraknie wam w drodze, po tej stronie lasów wszędzie pełno strumieni i źródeł.
— Ale ścieżka przez Mroczną Puszczę jest ciemna, niebezpieczna i uciążliwa — rzekł. — O żywność i wodę bardzo tam trudno. Nie pora jeszcze na orzechy (co prawda może zdążą dojrzeć i przejrzeć, nim przeprawicie się przez puszczę), a z tego, co tam rośnie, chyba tylko orzechy nadają się do jedzenie. Wszystko inne jest dzikie, czarne, niesamowite. Użyczę wam skórzanych worków na wodę, a także łuków i strzał. Wątpię jednak, czy cokolwiek z tego, co spotyka się w Mrocznej Puszczy, można jeść lub pić bez szkody dla zdrowia. Jest tam, jak mi wiadomo, pewien strumień, czarny i bystry, który przecina ścieżkę. Nie ważcie się z niego pić ani się w nim kąpać, bo słyszałem, że to woda zaczarowana, powoduje śpiączkę i utratę pamięci. Zresztą ciemności zalegają las, nie sądzę, byście zdołali coś — jadalnego czy trującego — z łuków upolować, nie schodząc ze ścieżki. Tego zaś pod żadnym pozorem nie wolno wam zrobić. Oto wszystkie już rady, których mogę wam udzielić. Od chwili gdy wejdziecie w puszczę, niewiele juz potrafię wam dopomóc. Tam już musicie polegać tylko na własnym szczęściu i męstwie, no i na zapasach, w które was zaopatrzę. Ale życzę wam wszelkiej pomyślności i dom mój będzie dla was otwarty, jeśli wam tędy wypadnie wracać.
Читать дальше